Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2015

Dystans całkowity:1730.00 km (w terenie 112.00 km; 6.47%)
Czas w ruchu:90:43
Średnia prędkość:19.07 km/h
Maksymalna prędkość:59.50 km/h
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:69.20 km i 3h 37m
Więcej statystyk

Dookoła Woj. Śląskiego - dzień 2, Porąbka - Zwardoń.

Wtorek, 18 sierpnia 2015 · Komentarze(0)
Dzień drugi zmagań. Pogoda dziś zdecydowanie lepsza niż wczoraj. 
Start nieco nam się opóźnia, jakoś się tak nie możemy ogarnąć. W efekcie zamiast o 7:00 ruszamy z około półgodzinnym poślizgiem. W sumie na dobre się to zdało. Zjeżdżamy z Kozubnika do centrum Porąbki w celu dodatkowych zakupów oraz stempla. Czekam chwilę na otwarcie i udaje się do punktu pocztowego po pieczątkę.

Ogarnięci wreszcie udajemy się w dalszą trasę. W czasie wieczornego omawiana trasy przejazdu rzucam hasło wjazdu na Żar. W sumie jeszcze mnie tam nie było, a skoro mamy ją pod nosem wprowadzamy pomysł w czyn.

Przelatujemy Międzybrodzie Bialskie i zjeżdżamy na Żywieckie, skąd rozpoczyna się wjazd na Górę. Dla wyjadacza Limita, już góra znana, a ja miałem dobrą rozgrzewkę przed tym co nas jeszcze tego dnia czekało. Na szczyt docieram drugi. Swoim tempem z sakwami po kolei wspinałem się na poziom 761 m.n.p.m. podziwiając widoczki i analizując zakręty. Na szczycie pieczęć, foto dla potomnych i napawanie się rozległą panoramą. No to pierwszy szczyt mam zaliczony. Wjechał to i pora zjechać. Limit zapobiegawczo na zakrętach zostaje z tyłu, a ja sunę na ile rower pozwala. Jednak mając na uwadze obciążone tylne koło nie przesadzałem ze ścinaniem zakrętów.

Według regulaminu następnym PK był Rychwałd. Tam się też udajemy. Za Czernichowem odbijamy na Łękawicę, gdzie łapię dodatkową pieczęć w Urzędzie Gminy i sprawnie docieramy do Rychwałdu. Podjeżdżamy pod Sanktuarium. Przed wejściem siedzi Ojciec Zakonny. Z racji, że jest to punkt na Szlaku Jakubowym otrzymuję błogosławieństwo na dalszą drogę, ale pieczątki nie ma. Odesłany podążyłem do Domu Formacyjnego, gdzie pieczęć łapię. Śmigamy dalej. Z Rychwałdu ruszamy boczą drogą do Rychwałdku. Boczna droga okazała się krótszą, ale z miodzio podjazdem. Ten mi lepiej poszedł niż Limitowi. Potem miodzio zjazd i ścinając główną drogę terenem i bocznymi drogami docieramy do PK Jeleśnia. Tą mieścinę już znałem z ubiegłego roku jak byłem tu na delegacji z firmy. Uzupełniam budżet w placówce PKO i śmigamy do rynku. Podjeżdżamy pod Urząd Gminy, gdzie mieści się punkt I. Stempelek i zawracamy do Starej Karczmy na posiłek regeneracyjny. Klimatyczne miejsce i ceny nawet nie odstraszające. Dziś szef kuchni poleca żurek i zapiekana pierś z kurczaka z pomidorem, ogórkiem i żółtym serem. Nim zasiedliśmy do obiadowania, nad górami dostrzegliśmy niepokojące chmury. Jednak jak już brzuszki się napełniły po raz kolejny do syta, gdzieś się rozeszły. Po posiłku stempelek, a co.

Z Jeleśni przybieramy cel Węgierska Górka, jako kolejny PK. Nim tam dotarliśmy przelecieliśmy przez Sopotnię Małą i zaczęliśmy wspinaczkę do Juszczyny. Skąd już praktycznie zjazd do Cięciny. Na horyzoncie panorama Beskidu Śląskiego ze Skrzycznem i Baranią Górą. W Węgierskiej trochę się motamy ze znalezieniem informacji turystycznej. Cel jednak osiągnięty. Co mnie zaskoczyło to czas pracy do 21:00. Podbijamy się i kierujemy się dalej. Po kolei Milówka i Rajcza z postojami na dodatkowe pieczątki w punktach i.
Dzień chyli się ku końcowi. Z Rajczy odbijamy na Sól i podążamy do Zwardonia, gdzie będziemy się na dziś kotwiczyć. W Lalikach przy stacji PKP, garmin proponuje nam drogę "skrót" do Zwardonia. Zapowiada się obiecująco. Gdyż już na początku tej drogi widnieje znak C - 18 (Nakaz używania łańcuchów antypoślizgowych). Spoglądamy jeden na drugiego - co jedziemy - no pewnie. Po przejechaniu torów przed nami ukazuje się dość spory podjazd asfaltem co prawda, ale dość wymagający. Miodzio. Wychodzimy z wirażu, a tu po horyzont ciąg dalszy wspinaczki. Myślimy za tym domem będzie koniec. Yhmm. Sytuacja jeszcze dwukrotnie się powtarza. Wreszcie docieramy pod górną stację wyciągu na Małym Rachowcu. Chwila oddechu i zjeżdżamy.  Kawałek jeszcze w miarę, ale bezpośrednio do Centrum Zwardonia czekał prawie, że pionowy zjazd po płytach. W połowie musiałem stanąć po vałki zaczęły wydawać nieprzyjemny zapach. Podjeżdżamy do lokalnego Lewiatana na zakupy i po zaciągnięciu języka lądujemy na kwaterze AGAT. Oj dały mi te górki w kość, ale co podjazd to idzie lepiej.

Dookoła Województwa Śląskiego - dzień 1, Sosnowiec - Porąbka

Poniedziałek, 17 sierpnia 2015 · Komentarze(0)
Oj tego mi było trzeba. Od czasu wyprawy nad Bałtyk w 2012 roku, dopiero teraz mogłem sobie pozwolić na dłuższe wyjazdy po Polsce.
W lipcu wyprałem się na parę dni pozwiedzać na rowerze Świętokrzyskie i Lubelskie z Martyną.
Na drugą część urlopu w sierpniu zaproponowałem tygodniowy wyjazd na pętlę dookoła Województwa Śląskiego w ramach Cyklicznego Wypadu w Polskę. 

Pomysł na wyjazd właściwie podsunęli mi Paweł, który pętlę zaczął robić przed nami, ale na raty przez kolejne weekend robił określone etapy oraz Darek, który już tą odznakę zweryfikował.

Na propozycję wypadu odpowiedział jedynie Limit, reszta nie miała już na tyle urlopu lub z inkszych przyczyn nie mogła jechać.

Z racji, że w niedzielę jeszcze człowiek do późna pracował, pakowanie przyszło na ostatnią chwilę. Nim się ze wszystkim uporałem na zegarze 2 w nocy. Myślę no ładnie 4 godziny snu. Nie wiem, czy jakieś emocje, czy wskoczyłem w dobrą fazę snu, bo po 6 jak przyszło wstać nawet wypoczęty się czułem.

Minuty lecą tak szybko, wrzucam w siebie lekkie śniadanie i gonię pod DorJana , gdzie umówiłem się Adamem. Jestem pierwszy, ale chyba tylko dlatego, że miałem niecały kilometr do punktu startowego. Po kwadransie zjawia się i Limit, który również jak ja miał oporny start. 

Z lekkim poślizgiem wreszcie ruszamy. Z Zagórza kierujemy się na Maczki, trochę terenowymi skrótami, ale głównie trzymamy się asfaltu. Z sakwami w terenie nie ma opcji podgonić. Jeszcze na Juliuszu zauważamy niesprzyjające chmury. Hmmm myślę sobie może jednak ICM się mylił i deszcz nas nie złapie. Wdrapując się na podjazd pod Szczakową łapią nas pierwsze krople, które na szczycie przeradzają się w rzęsisty deszcz. Chronimy się pod wiatą przystankową. Jednak ICM się nie mylił. Po przyodzianiu odzieży przeciwdeszczowej ruszamy w kierunku Geosfery. Po przejechaniu 2 km znów się deszcz rozkręca i po raz drugi dokujemy się na kolejne minuty pod wiatę przystankową. Ehh ledwo start, a tu jak na złość kapryśna aura. Kolejne minuty uciekły. Jak przestało marasić kręcimy kolejne kilometry do Centrum Jaworzna, gdzie znów się zatrzymujemy oczekując jak przestanie padać. Limit zakupuje kajet na pieczątki z punktów kontrolnych. Z racji, że Jaworzno jest na naszej trasie pierwszym punktem, to nim pojechaliśmy dalej podbijamy się w Bibliotece na Rynku i w PTTK-u oraz wrzucamy w siebie po drożdżówce. W drodze na Jeleń wreszcie robi się jakaś sensowa pogoda. Przelatujemy przez ryneczek w Jeleniu i udajemy do kolejnego PK. Przelatując bokiem Imielin, następnie Lędziny docieramy do Bierunia Starego. Na rynku kilka minut postoju, kiedy Limit ustawia nawigację na kolejny PK, ja śmigam do Magistratu podbić kajety. Cel obrany - ruszamy.
Z Bierunia trzymając się czerwonego szlaku kręcimy przez Bojszowy, Jedlinę, Wolę, Gilowice do Gminy Miedźna. Nim dotarliśmy do Urzędu Gminy zatrzymujemy się przy drewnianym kościółku pw.św. Klemensa, będącym na Szlaku Architektury Drewnianej. Rozglądam się za Farorzem, co by kajety podbił,ale go nie mogę namierzyć. Przeczekujemy chwilę deszcz i docieramy do Urzędu Gminy. Łapię potwierdzenie i lecimy dalej. Co prawda następnym PK miała być Pszczyna, ale nim tam docieramy zatrzymujemy się jeszcze przy drewnianych kościołach w Grzawie (Ścięcia św. Jana Chrzciciela) i Ćwiklicach (św. Marcina). Z obu obiektów udaje się łapnąć pieczątki. Potem już prosta drogą wojewódzką do Pszczyny. Podbijamy się w punkcie i. Już mamy jechać do Goczałkowic na obiad, ale deszcze nie dają za wygraną i decydujemy się obiadować w Pszczynie. Podjeżdżamy do sprawdzonego przez Adama lokalu. Dziś w menu porcja spaghetti bolognese plus zapiekanka pene z kebabem. Solidna dwuporcja makaronu w różnej postaci.
Wyglądało niepozornie, ale posiliło konkretnie.

Deszcze wreszcie ustały. Kręcimy do Goczałkowic. Postój na pieczątkę w Starej Pijalni. Kolejny PK to Wilamowice. Od Pszczyny poprawa pogody. Azymut ustawiony. Przelatujemy przez Czechowice, Bestwinę, na focenie i próbę dodatkowej pieczątki zatrzymujemy się w Starej Wsi przy kolejnym drewnianym kościółku (Podwyższenia Krzyża Świętego) i docieramy do Wilamowic. Pora już późna przez tą obsuwę, więc tylko focimy się przy kościele w Wilamowicach i śmigamy dalej. Przez Podlesie i Kobiernice docieramy do Porąbki. Po uprzednim telefonie Limit załatwia nocleg na Kozubniku. Robimy zakup popasowy w Lewiatanie i śmigamy na kwaterę u podnóża Góry Żar. 

DPOD

Niedziela, 16 sierpnia 2015 · Komentarze(0)
Kategoria praca
Sobotę postanowiłem jednak spasować od jazdy mimo tego, że wolne miałem. Trzeba było trochę rzeczy nadgonić przed wyjazdem na pętlę dookoła Śląska.

Dziś ostatnia dniówka w tym miesiącu przed drugą częścią urlopu. Start o 9:00. Z uwagi na nadciągające czarne chmury przejazd dość żwawym tempem. Jednak na Stawikach dochodzę do wniosku, że ta chmura strasznie tylko wygląda i zwolniłem tą gonitwę.

Podjazd pod Biedrę po zakupy i prosto do Rawy. W trakcie dniówki się rozpadało, ale nim wybiła 19:00 wszystko powysychało. 

Miałem lecieć najkrótszą do domu, ale jakoś załączył się szwendacz i padło na spontaniczne zapętlanie. 
Z Rawy na Dąbrówkę, skąd kręcę na Czeladź. Potem podjazd na Dorotkę i zjazd do Gródkowa. Zamiast skręcać w kierunku Lwa, to przecinam wojewódzką 913 i jadę prosto przez skrzyżowanie. Albo dawno tędy nie jechałem, albo pomyliłem drogi bo wylatuję w miejscu, którego w ogóle nie kojarzyłem. Droga mi się skończyła, prosto prowadzi w teren żółty szlak, a asfalt w prawo tudzież lewo. Hmm. Już się ściemnia nie wiedziałem ile przyjdzie mi się przebijać terenem, więc wybrałem asfalt w prawo z myślą, że doprowadzi mnie do "86", a tu w pewnym momencie droga się skończyła i wpadam w dukt leśny, miejscami dość zarośnięty.

Wracać się bezsens. Jadąc dalej docieram już do znajomej drogi prowadzącej pod 86 w kierunku Sarnowa. Wpadam na nią, ale znów coś mi się nawigacja popsuła i zamiast wjechać na czarny szlak to wylatuję przy stadionie w Sarnowie. Skoro już tutaj dotarłem to udałem się dalej w kierunku Preczowa. Na Mariankach nowy dywanik wylany na drodze prowadzącej w kierunku P4.  
Wylatując "Pod Dębami" dostrzegam króliczka, próbuję dogonić ale chyba znów ktoś na cienkich, bo nie dałem rady.
Rozkręcony docieram na Piekło. Zwrot i zjazd na bieżnię P3. Rundka wokół zbiornika i sunę do domku się szykować do drogi.

Cosik zaczęło mi stukać w biku, podejrzewam, że support ale za późno na wymianę i może odgłosy nie będą zbyt upierdliwe na tygodniowej trasie.

DPD plus serwis

Piątek, 14 sierpnia 2015 · Komentarze(3)
Kategoria praca, serwis
Przedostatnia dniówka przed urlopowaniem. Dziś śmigam na Rawę. Start o 9:05. 
Na Marko udaje mi się przeskoczyć na zielonym i nie trzeba było redukować, tylko żwawo pojechałem dalej. Na zjeździe z 94 w kierunku Centrum Sosnowca dostrzegam jak nigdy o tej porze króliczka. Podkręcam tempo i próbuję łobuza dogonić. Idzie mi to dość opornie 40 na liczniku, a on ciągle przede mną. Mijamy przystanek na Środuli, trochę mnie to dziwi co za szarlatan, nic prawie nie kręci, a mi odchodzi. Udaje mi się wreszcie doskoczyć na 10 metrów i dostrzegam, że to szosa. No to nic dziwnego. Trzymając się na dystans zjeżdżamy się na światłach przy ślimaku. Odkiwnięcie na powitanie i się rozjeżdżamy, pan w lewo, a ja dalej w kierunku dworca.

Króliczka nie złapałem, ale przez tą gonitwę nadrobiłem czasu na punkcie kontrolnym, że mogłem nieco zwolnić i spokojnym tempem jechać dalej. Za dworcem odbijam na Stawiki, następnie Borki i kręcę na Bogucice. Jak już pora przyszła odbijam pod Biedrę przy Agacie. Upgrade zrobione i podjazd pod Rawę na punkt 10:00.

Po pracy jakoś tak nie wiedziałem którędy do domku śmigać. I tak wyszło w praniu, że odbiłem na Zawodzie, gdzie wskoczyłem na DK 79. Jadąc drogą przelatuję przez Mysłowice i wpadam na Sc od strony Modrzejowa. Kręcę kawałek dalej i przy kościele zjeżdżam w kierunku Zagórza.

Przy okazji postanowiłem, zobaczyć jak tam się mają prace przy rondzie na Niwce. Zagórze już prawie, że zrobione, ścieżka wokół ronda jest, ale jak dla mnie totalna żenada w jaki sposób ją wyprowadzili. Mało, że zakręty są pod kontem 90 stopni, to jeszcze trzeba przeciąć cztery jezdnie wlotowo-wylotowe z ronda, aby kontynuować jazdę w kierunku Dąbrowy, po czym zaraz za Szkołą Podstawową ścieżka będzie wracała na chodnik, na której dotychczas jest ciąg pieszo-rowerowy. Podejrzewam, że i tak większość cyklistów będzie korzystała z wariantu przejazdu po pasach przy wylocie z ul. Długosza.  Na Piłsudskiego prace połowiczne. Pół ronda oddane, a drugą część jeszcze robią.
Wracając do Niwki. Docieram pod Aldi, przygotowany jestem do jakimsik objazdów, a tu patrzę ruch po rondzie już otwarty, a prezentuje się ono tak:


Jeszcze. trwają prace wykończeniowe. Na Pawiaku też jeszcze widać jakieś prace drogowe.
Nim docieram na kwadrat zakręcam pod Paczkomat odebrać przesyłkę, spoglądam na monitor a paczkuś sobie śpiocha.


Udało mi się gościa zbudzić, trochę był zły,ale wydał mi pakunek.
Przesyłka dość spora z jednym i drugim się nie zabiorę. Meridiana zostawiam u rodziców, z paczką do domku i powrót po rower. Łańcuch już zaczął śpiewać. Jutro święto to nie będę się babrał z konserwacją więc jeszcze wieczorem czyszczenie napędu i smarowanko plus przegląd łożysk na sterach, bo dobijało mnie skrzypienie na zakrętach.  Po przesmarowaniu jednego i drugiego krótka jazda testowa. Wynik pozytywny znaczy się cichosza.
 

5k kilometrów

Czwartek, 13 sierpnia 2015 · Komentarze(0)
Kategoria rekreacja
Dziś totalne rekreacyjne bajanie po mieście.
Przed południem dzwoni Kocur, co by się gdzieś na rowerze pokręcić, a że w planach miałem jechać do Pawła, to jakoś tak wyszło, że nim się ogarnąłem podjechał Kocur i razem pojechaliśmy spotkać się z Pawłem w Mysłowicach.

Pogadanka i wymiana wskazówek co do naszego przyszłotygodniowego wyjazdu. Przed 13:00 się zbieramy. Kota holuję w okolice Selgrosa na Szopienicach. Tu się żegnam i kręcę w kierunku firmy podrzucić jeden dokument księgowej.

Załatwione, czasu jeszcze trochę mam to na ponad godzinę melinuję się w PTTK-u. Kawka wypita, zawijam na kwadrat. Wsad obiadu i z Tomaszem ruszam na sklepy rozejrzeć się za jakimsik rowerem dla niego, z poprzedniego już wyrósł. 

Nic nie wpadło sensownego w oczy. Na zakończenie ruszamy do Reala na większy zakup. W drodze powrotnej spoglądam na kilometry, a tam wyskoczył pięciotysięczny kilometr w tym roku.

DPD

Środa, 12 sierpnia 2015 · Komentarze(0)
Kategoria praca
Ostatnia dniówka na Roździeniu przez drugą turą urlopowania.
W piątek i niedzielę jeszcze na Rawie i ruszam w Polskę.

DPD

Poniedziałek, 10 sierpnia 2015 · Komentarze(0)
Kategoria praca
Start z domu 9:20. Wpadam na Marko i żwawym tempem zmierzam na Nowy Roździeń. Nie wiem co dziś nie tak, ale wyjątkowo często w czasie przejazdu, szczególnie w śródmieściu wnerw na kierowników. A zaczęło się od rubej baby za kierownicą blachosmroda nawijającą przez telefon i jadącą przy tym jak opętana. Przy trzecim razie jak doszło do tego, że ją wyprzedzałem (ciągle nawijała licząc od ślimaka), w końcu doszło do prowokacji i upomnienia dewoty. 

W przerwie zjazd do Biedry po upgrade i już prosto na Salon.

W połowie dniówki nad Roździeńskiego  zaczęło dość solidnie padać. Po godzinie deszcz ustał i momentalnie wszystko wyschło.
Im bliżej końca spoglądam na niebo, ale nie wróży deszczu.

Wreszcie 19:00. Pakuję manele i pora wracać do domu. Trasa okrężna przez Borki, Stawiki, Dworzec Południowy, Jagielońska, Park Harcerski, Ludwik, Rzeźnicza, gdzie odbijam na Kukułek i jadąc pod górę wylatuję przy drodze do Klimontowa. Następnie wzdłuż Mieroszewskich prosto do domu.

Akcja pobudka i miodziorzeźnia przy +40 stopniach C

Niedziela, 9 sierpnia 2015 · Komentarze(3)
Kategoria wycieczki
Do dzisiejszego dystansu doszły 4 km ze wczoraj, (droga do i z Castoramy) których nie chciało mi się już osobno wklepywać.
Sobota bez większego krążenia z racji przymusowego dłubania w łazience.

Co do obecnego dnia. Jeszcze wczoraj zdzwaniam się z Mariuszem, czy i o której startuje budzić towarzystwo biwakowe. Sam sobie przyjemność biwakową odpuściłem z przyczyn wiadomych, a za to pobudka czemu nie.

5:00 wskakuję na kopytka i próbuję coś na ruszt wrzucić. Wczesna pora to i śniadanie jakoś mało obfite. Na kwadrans przed 6:00 dociera Mario swoją cytryną. Wrzucam ja i swojego Meridiana do auta i w trójkę budzikową: Mario and syn i ja ruszamy do Błędowa, gdzie zostawiamy cztery koła pod Eurocampingiem. Coś się tu święci, pewnie jakaś impreza biegowa. Przesiadka na rowery i śmigamy.
Słońce jeszcze nisko, fajnie się rześko kręci. Rozgrzewka, wjazd pod kościół w Błędowie i terenowy zjazd w kierunku Chechła, gdzie młody próbuje złapać zająca i kończy się to delikatnym szlifem na łokciu.

Potem już sprawnie docieramy do Chechła i prowadzeni mniej mi znanymi ścieżkami docieramy do wioski Żelazko. Parę minut po 7:00, teraz tylko po ciuchu znaleźć zwłoki i z przytupem chwycić wuwuzelę i obudzić ferajnę. Z minuty na minutę wyskakują głowy znad śpiworów niczym poczwarki z kokonów po dwóch godzinach snu.

Śniadanie obozowe, a my z Mariuszem obmyślamy jaką dalszą trasę przybrać. Następnie dla rozruchu treking na szczyt Grochowca.
Powrót do pojazdów, żegnamy się z ekipą i znów w trójkę śmigamy dalej przeciągając młodego po Jurze.
Powrót do Żelazka i wpadamy na zielony szlak, którym to docieramy do Podzamcza. Lekko po 10:00, a słońce już dość konkretnie daje popalić. Przerwa na lody pod Zamkiem i ruszamy w drogę powrotną do Błędowa. Asfaltem do Ogrodzieńca i odbijamy na drogę prowadzącą do Niegowonic, gdzie skręcamy za zjazdem z Kromołowca w kierunku Grabowej. Znów zwrot i szutrową drogą docieramy z powrotem pod Eurocamping. W między czasie dociera Waldi, który z racji iścia do pracy zamienia się ze mną miejscami. 
Przetasowanie drobne, w sumie miałem propozycję od Maria coby się jako czwarty dokoptować jako czwarty, ale podziękowałem i wybrałem powrót do domu na kole. Dopiero południe więc co mam się śpieszyć. Żegnamy się i każdy w swoim kierunku. 

BIWAKOWICZE
b
NA GROCHOWCU


Już samotnie kręcę sobie na Okradzionów starając się wybrać drogę w cieniu, nie zawsze się to udawało.
Za Młynem Freya skręcam na Dolinkę Miłości, którą to dojeżdżam do Chwaliboskich. Następnie kręcąc wzdłuż Białej Przemszy dokręcam do Sławkowa. Na podjeździe pod rynek delikatnie odcina mi zapłon, a licznik wykazuje 42 stopnie C.  Za ciepło - siesta. 
Wpadam do Żabki po prowiant chłodząco - energetyczny i urządzam sobie w cieniu na ławeczce przeszło półgodzinną pauzę. 
Gdy słońce schowało się nieco za chmurami zbieram się i ruszam dalej, gdzie mnie koła poniosą.
Za drogą jadę przez Niwę pod Euroterminal, w oddali widzę dwóch na kołach, ale nie wysilając się mijam ich i dalej samemu. 
Objazd Terminala i wpadam do Sosnowca. W sumie to na peryferie. 

Już chodzi mi po głowie odbić na dom, kupić se zimnego i legnąć się na betach, ale przyszedł znów zapał i stwierdziłem, że dokręcę do setki. W sumie największe słońce już mam za sobą. Przez Cieśle, Wągródkę i Maczki docieram na Juliusz, gdzie napotykam nową planszę z oznaczeniami szlaków. Wizualizacja obecnej to po części moje sugestie były. Stare zostały usunięte, a w zamian na obecnych dwóch szlakach czerwonym (Milowice - Niwka TTC), niebieskim (Zagórze - Kazimierz) i najnowszym zielonym (Niwka TTC - Kazimierz) staną nowe. Ogólna mapa miasta z zaznaczonymi atrakcjami, szlakami, głównymi ulicami oraz punktem w którym się w danej chwili znajdujemy. Trzymając się zielonego szlaku jadę wzdłuż torów do ulicy Traugutta.
Opuszczam szlak i jadę w kierunku Centrum. Niwecka, Przyjaciół Żołnierza, Park Harcerki i kolejny pitstop w Żabce, tym razem na Jagiellońskiej. Bez picia ani rusz. Batonik plus Izotonik. Bateria znów naładowana, zjazd na czerwony szlak i wypadam na Stawikach. Ludzi sporo, ścieżka czy pozostała część deptaku pełna tuptusiów. Ślimaczym tempem pod Ludowy i przez Borki kręcę na Rawę obczaić co to za zlot Food tracków tam zorganizowali. Nieco dłuższa przerwa na masaż w salonie firmowym i swędanie się po sklepach z moją połowicą.

TABLICA SZLAKÓW NA JULIUSZU 


ZIELONY SZLAK ROWEROWY - jeszcze tylko muszę go całego przejechać i zobaczyć, gdzie ewentualnie dołożyć lub poprawić oznaczenia


Tak też minął drugi etap niedzielnego kręcenia. Setkę już wykręciłem, ale brakuje mi jeszcze 20 do pełnej liczby w ogólnym dystansie.
Martynę pakuję w D, a ja dalej śmigam na dwóch kołach, Przez Centrum mi braknie to przybieram azymut na Czeladź. 
I tak spod Ikei na Dąbrówkę, gdzie wylatuję na drogę prowadzącą prosto pod Rynek w Czeladzi. Krótki postój przy ścianie płaczu i śmigam na klinkier prowadzący do Grodźca. Kolejny podjazd idzie dość dobrze, ale na finiszu musiałem nieco zwolnić, bo czułem lekki skurcz na łydce. Na zjeździe w kierunku Lasku Grodzieckiego popuściło. Z nóżki na nóżkę kilometry dochodzą. Pizza w drodze dostaję sygnał od Martyny. Podkręcam tempo. Łagisza, Park Zielona. przeskok przez Dworzec PKP. Udaje się przejechać między IC, a Pendolino. Rzut okiem na zachodzące na horyzoncie czerwone Słońce i kręcę pod PKZ sfocić jeszcze jednego Powstańczego Murala.
Foto zrobione. Co prawda nieco dłużej widnieje jak ten na Zagórzu, ale przekaz ten sam. Z DG już prosto do domu.

Oj się zgrzałem dzisiaj. Mimo to fajnie ten dzionek minął.

DP-Centrum

Piątek, 7 sierpnia 2015 · Komentarze(0)
Kategoria praca
Wyjazd z domu 9:15. Niby w oknie startowym, ale jakoś dość szybko znalazłem się na punkcie kontrolnym przy Biedrze na Piastów.
Upgrade zrobione, nadal zapas czasu. Czekać przed salonem mi się nie chce to aplikuje sobie jeszcze rożka i delektuję się w cieniu pod Egzotarium. Czas idealnie rozłożony spokojnym tempem na 10:00 docieram pod Nowy Roździeń.

Po pracy kręcę na Borki, potem Stawiki i docelowo na Patelnię, gdzie czekała już Martyna. Plan zakładał letnie kino na Patelni - Grand Budapeszt Hotel. Jednak otoczenie i wczesna pora sprawiły, że długo tam nie zasiadamy i przenosimy się na Sielec na Eskalator.

Po oględzinach co się tam dzieje, znajdujemy sobie luźniejszą miejscówkę w parku i w towarzystwie Adiego przesiadujemy do końca imprezy. Z racji, że moje kochanie dziś nie zmotoryzowane, a późna jest pora, po koncercie udajemy się z buta na Zagórze. 

DPD

Czwartek, 6 sierpnia 2015 · Komentarze(0)
Kategoria praca
Po wieczornym deszczu temperatura lekko się zbiła i już nie czuć było z rana takiej duchoty.

Start z domu 9:20. Lekki poślizg, ale jeszcze na granicy okna startowego. Jakoś mi się wydawało, że jestem spóźniony to od początku żwawe tempo. W centrum nadrabiam z 5 minut i już jestem w ramach czasowych pozwalających zakręcić do Biedry po upgrade śniadaniowe. Na Roździeniu punktualnie na 10:00.

edit.
Po pracy kręcę na Morawę podrzucić jedno zamówienie na magazyn. 
Zbieram się dalej. Podpinam się za króliczka i żwawo docieram do wylotu z ul. Sobieskiego. Przyuważam, że  Urząd wziął się za renowacje tablic szlakowych, obecne ze szlaku Trójkąta i Lasku Zagórskiego są zdemontowane.

Dalej ciągnę pod rondo Gierka, gdzie wpadam na ścieżkę i jadę nią aż pod Park na Środuli. Szczytem przez Stok i prosto do domu bo jeszcze czeka robota przy małym remoncie łazienki.