Wpisy archiwalne w kategorii

drugi napęd

Dystans całkowity:4970.00 km (w terenie 669.00 km; 13.46%)
Czas w ruchu:264:56
Średnia prędkość:18.76 km/h
Maksymalna prędkość:63.10 km/h
Liczba aktywności:96
Średnio na aktywność:51.77 km i 2h 45m
Więcej statystyk

Kto wyłączył ogrzewanie???

Wtorek, 25 czerwca 2013 · Komentarze(2)
Dziś do pracy dla odmiany autem, gryzłem się czym może jednak ale jednak dałem sobie na wstrzymanie i wybrałem inny środek lokomocji.

Po pracy późnym popołudniem wreszcie decyduję się wskoczyć na rower i zrobić parę kilometrów po mieście przy okazji załatwiając parę rzeczy.

Na początek do Oddziału przetasować dokumentację klubową. Potem do Pawła na Pogoń i stamtąd różnymi zakosami na Zagórze do domku. Po drodze złapała mnie mała mżawka, wmordewindy działały z każdej strony, a powrót po zachodzie słońca to taki zimny jakbym jesienią jeździł.

DPD+ZD

Poniedziałek, 24 czerwca 2013 · Komentarze(2)
Kategoria drugi napęd, praca
Dziś zdecydowanie lepsze jak dla mnie warunki zarówno do roboty jak i dojazdu do pracy. Najważniejsze, że nie padało to mogłem śmignąć na kole.

Pobudka dziś o 6:30 i na spokojnie dziś o 7:20 ruszam standard trasą do pracy dziś układ świateł średnio sprzyjający. Pierwsze czerwone zaraz przy Makro, a następne jak procedura nakazuje na Dęblińskiej. Unikając świateł za wiaduktem przebijam się Dęblińską na Naftową i szlakiem wzdłuż Brynicy wylatuję na Stawikach.
W pracy trochę dziś dłużej przesiaduję z myślą skorelowania się z Tomkiem. Tele-raport w jakiej pozycji jest i zgadujemy się na koniec dniówki na Morawie.

Unikając dłużego ruchu ciągniemy bocznymi drogami i różnymi skrótami na DG, gdzie na parkingu z tyłu PKZ-tu się żegnamy.

W domku obiadek krótka drzemka i kierunek Real uzupełnić braki lodówkowe. Jak w tamtą stronę udało się dotrzeć na sucho tak droga powrotna w strugach deszczu. Ale udaje się nie zmoczyć futra bo po raz kolejny foliowy płaszczyk znów ochronił. Jutro zależne od pogody czyn się pojedzie.

Bieg Trzeźwości w Mysłowicach

Niedziela, 23 czerwca 2013 · Komentarze(0)
Kategoria drugi napęd, Inne
Dziś moi klubowicze trochę w innej roli niż zawsze, ale zgrany team z każdym zadaniem sobie poradzi.

Na tydzień przed imprezą dzwoni do mnie Darek z prośbą co byśmy jako klub nie pomogli w zabezpieczeniu trasy niedzielnego biegu. Z racji, że większość ludzi w rozjazdach temat zostawiłem na piątkowe zebranie z uprzednim poinformowaniem niektórych. Na zebraniu Andrzej z Darkiem przedstawili szczegóły i w sobotę po przywitaniu Waldka ruszyliśmy na przeanalizowanie przebiegu trasy i wyznaczenie posterunków do obstawienia.
Wreszcie przyszła niedziela ustawiamy się na 16:45 już na stacji BP w Mysłowicach. Wcześniej rowerem ruszam na Pogoń do chrześnika i stamtąd zgaduję się z Patykiem i razem pognaliśmy prosto na umówiony punkt. Na horyzoncie burzowe chmury, no cóż może popadać ale swoje trzeba zrobić. Na miejscu już są wszyscy chwila oddechu i jedziemy się porozstawiać po wyznaczonych wczoraj punktach. Mi przyszło jechać prawie na sam początek trasy. Czekając na autokary z biegaczami rozkładamy baner startowy i w między czasie informuję kierowców o paru minutowym zamknięciu drogi. Chmura która wisiała nad Sosnowcem przyszła i na Mysłowice i jak na złość na pół godz. przez startem zaczęło padać. Pochowani po kątach czekamy jak się sytuacja rozwinie z resztą i tak nie zależnie od wszystkiego wyścig ruszy. Na parę minut przed startem deszcz ustaje i powoli wyłania się słońce. Ruszamy z Andrzejem na posterunki. Wybija 18:00 poszli czekam na ostatnich i w eskorcie policji jadę za przedostatnimi zawodnikami zabezpieczając, żeby nikt czasem niechciany wtargnął na zamknięty obszar i tak do samej mety. Antek z Mysłowic jako naczelny wodzu zdejmował z posterunków pozostałych rowerzystów i za razem był osobą zamykającą cała kawalkadę.

Po biegu ruszamy pod halę gdzie czekały na nas małe pakunki za pomoc. Obdarowani ruszamy do siebie za Brynicę. Ale nie tak od razu do domku. NIE NIE, Maciek został ponownie dziadkiem urodziła mu się wnusia także w rowerowym stylu i pozytywnym nastawieniu jak należy wypiliśmy symboliczny toast za zdrowie małej oraz korzystając z naszego lokalu zrobiliśmy sobie małą posiadówkę nie planowaną. Dzień powoli chyli się ku końcowi, a jutro robota więc się już rozjeżdżamy. Ja ruszam jeszcze Limita odprowadzić pod Dąbrowskie molo. Gdzie się co się okazało, żegnamy się na chwilę. Już teoretycznie każdy w swoją stronę. Już mam skręcać ale jakoś nie mogłem oprzeć się pokusie i przy blasku lamp zrobić jeszcze kółeczko w blasku pełni. Kończąc okrążenie dostrzegam przy końcu plaży rowerzystę w kamizelce, grzebiącego przy tylnej oponie. Z początku nie zakminiłem podjeżdżam by ewentualnie pomóc, a tu Limit pechowo złapał kapcia, ale nim objechałem zbiornik już był na finiszu serwisowania. Tyn razem już na dobre się żegnamy i mykam już bez błądzenia na chatkę.

Dzięki ekipo, że mogłem na was liczyć.

Akcja reanimacja - Orzeł wylądował oraz odprawa technicza przed jutrzejszym zabezpieczaniem trasy

Sobota, 22 czerwca 2013 · Komentarze(2)
Dziś tylko dane liczbowe.
Edit:

Dzień jako na sobotę zaczyna się dość wcześnie. Na wczorajszym zebraniu wyszedł spontaniczny pomysł przywitania na Pyrzowicach naszego ambasadora do spraw wschodnich Waldka wracającego z Gruzji. Pomysł przeszedł większością głosów. Co prawda za dużo nas nie pojechało ale intencja się liczy.

Pobudka o 5:00 ale moje przyciągające łoże jakoś mnie nie chce puścić i ucieka mi pół godz. dobrze, że Darek dotarł parę min. wcześniej pod mój blok i dzwoniąc już na dobre postawił mnie na nogi. Wrzucam coś lekkiego na ruszt i o 5:50 ruszamy w dwóch na lotnisko. Aura sprzyja słońce nie jest jeszcze tak wysoko więc się fajnie jedzie. Z Zagórza na pojezierze dąbrowskie by przedostać się do Wojkowic Kościelnych, dalej na Przeczyce, Boguchwałowice "78" docieramy do Mierzęcic. Trasa mi się trochę pokręciła i fundujemy sobie dodatkową pętlę wkoło lotniska przez Zadzień, Zendek i Ożarowice. Po drodze nad głowami przelatuje lądujący Wizzair (pewnie Waldkowy) ale coś na 15 min przed czasem) wreszcie docieramy pod terminal A, a tu ani Limita, ani Waldka. Nagle słyszę, że ktoś mnie woła rozglądam się, a Jacek nas uprzedził i Waldek już w aucie. Uff w ostatniej chwili. Waldek daje się przekonać i wraca z nami na rowerze, a Jackowi podrzucamy same bagaże. Na parkingu w trakcie rozplombowania i składnia Weltura - Waldek opowiada nam jak było.
Fota pamiątkowa powitania na lotnisku i prowadzeni przez Limita ruszamy do Sosnowca.



Na Ratanicach powitalne bro i kolejna porcja opowieści. Dzień się powoli rozkręca, żona się niecierpliwi więc eskortujemy dalej Waldiego. Na Mariankach Limit odbija do siebie, a Ja z Darkiem na Zagórze, gdzie i ja odłączam, a Darek z racji, że na Mysłowice wraca odprowadza Waldka pod same drzwi.

W domu dwugodzinna drzemka i ruszam na Mysłowice pod Muzeum Pożarnictwa na spotkanie z rodzinką. Przy okazji łapię pieczątkę. Na horyzoncie burza. Po porcji lodów razem z siostrą i tatą wracamy na S-c, pod fontanną łapie dogania nas chmura i unikając moknięcia przeczekujemy burze w oddziale. Za jakiś czas dołącza do nas Limit z Adrianem. Wreszcie przestaje padać. Dzwonię jeszcze po Elę i Maćka. Posilony kebabem zgadujemy się z Darkiem i w piątkę, znów ruszamy na Mysłowice by wspomóc kolegów kolarzy w zabezpieczaniu trasy przejazdu biegaczy. Koledzy z Mysłowic przydzielają nam posterunki do obstawiania i wolnym tempem przejeżdżamy całą 7 km trasę by wskazać te punkty. Na zakończenie - nie wiem czy planowane to było czy nie na Bończyku Paweł imprezował na 18-stce kuzynki. To my jako dobrzy koledzy anielskim chórem by źle nie wypaść solenizantce STO LAT śpiewamy. Po dawce imprezowego trunku się żegnamy i wracamy za Brynicę.

W nogach już wyszło ponad 120 kilometrów, a chodziła mi jeszcze na zakończenie długiego dnia rowerowa nocka, ale sobie jednak odpuszczam bo zmęczenie materiału zrobiło swoje. Dzień zaliczam do udanych.

DP PTTK i event w Parku Śląskim.

Piątek, 21 czerwca 2013 · Komentarze(0)
Kategoria drugi napęd, praca
Dzień bez większych ekscesów.
Rano standardowa trasa do roboty i znów średnia 27 która z biegiem dnia automatycznie spadała.

Po pracy prosto do Oddziału na zebranie klubu i po zebraniu silną sosnowiecką ekipą ruszamy kierunek Stadion Śląski, trasą przez Borki i Bogucice. Na miejscu docierają kolejni od nas z Sosnowca i Cyklozy. Mamy chwilę przez startem wieczornego przejazdu po parku więc ogarniamy co tam Paweł wraz z organizatorami dla nas przygotował. Wreszcie ruszamy okrążenie dużą pętlą wokół parku. Na pierwszym odcinku dostrzegam koszyczek - Asię z Bytomia. To stanąłem by poczekać na jej znajomych którzy też się wybrali na przejazd ale coś im się droga wydłużyła także z małą obsówą gonimy całą grupę. Wreszcie na zjeździe (wjeździe) od strony ZOO ich doganiamy pech chciał, że docierając do ostatnich chwila nieuwagi sparowanie się kierownicami i koleżanka zalicza dość nie przyjemy upadek - całe szczęście że głowa cała skończyło się na paru szlifach na skórze. Docieramy Z powrotem do punktu wyjścia i przyszła pora na konkursy i losowanie nagród. Mieli organizatorzy zagwozdkę z nami sosnowiczanami Marcinami G. ale wreszcie do nich dotarło, że to nie ja się dwa razy zapisałem a jest nas po prostu dwóch. Krwiożercy atakują więc rezygnujemy z nocnego kółka i ruszamy po jakiś znieczulacz na komary, ale w parku gdzie by człowiek nie poszedł tam one za nim. Wreszcie pada hasło wracamy za Brynicę. Prawie, że podobną drogą jaką jechaliśmy do parku. Na wylocie ze stawików się rozjeżdżamy, a ja Patyk i Adi ruszamy jeszcze na Akademiki pogawędka trwa do późnych godzin nocnych, wreszcie pora ruszać do dom bo jutro suprise dla Waldka czyli akcja reanimacja Orzeł wylądował. Na 7:45 musimy dotrzeć do Pyrzowic. W domu po 1:00 szybki prysznic i w kimę.

DPD i znów wieczorkiem relaks na pogorii

Czwartek, 20 czerwca 2013 · Komentarze(2)
Dziś dzień jak to normalnie bywa bez ekscesów z kierowcami. Za to rower właśnie dziś zalicza 10 tys. kilometr przebiegu.

Pobudka trochę wcześniej by na spokojnie wszystko ogarnąć i ruszyć bezstresowo w 10 km trasę do pracy, ale to nie ja wszystko na ostatnią chwilę. Plan był ruszyć o 7:30 i przeciągnęło się jeszcze do 7:40 smarując łańcuch oraz w Odido zakupując zapas wody na dniówkę. Wreszcie ruszam i od razu z kopyta. By uniknąć górki wybieram wariant na 94 i odbicie tamtędy na 3 Maja i wlot do Centrum Sosnowca. Tłumów na drodze nie ma więc jedzie się rewelacyjnie co prawda ciepławo już ale wiatr tym razem współpracował wiejąc od pleców i można było czasówkę kręcić. Światła pod estakadą ( ślimakiem) udaje się przelecieć bez postoju dopiero łapię się zaraz przed wylotem na Sobieskiego. Do firmy docieram na styk tym razem kiero nie mógł łatki przyczepić. Średnia na 10 km wyszła mi dość nie oczekiwanie 28 km/h także nowy rekord udało się dopaść.

Po dniówce próba dopasowania się z Tomkiem na powrót ale przedłuża mu się w Kato więc spokojnie bo słońce znów ładnie grzeje do przodu. Lekkim objazdem przez Stawy Hubertus. Dalej na Naftową przez Kościelną na Sielec i skarpą na Środulę. Nie chce mi się wdrapywać pod Mec więc decyduję się dotrzeć pod Makro i z tamtąd ciąć do domu.

Wieczorem znów dokrętka. Zamiast samej trójki na początek trochę po mieście, podjazd na wzgórze gołonowskie i na P1. Miałem ciąć na dwójkę ale jakość nie chciałem babrać w błocie kół więc wzdłuż torów docieram na Piekło skąd już na P3. Raptem zrobiłem pół okrążenia i przy Alladynie zjazd na bocznicę. Frey, Domino brodaty oraz Wallace dołączam do jakże zacnego grona i przerwa na izobronka. Posiadywana zlatuje do zachodu słońca. Przez komary trzeba się ewakuować i każdy w swoją stronę. Mi jeszcze mało i do równego rachunku ciągnę na odchodne samotnie okrążenie i również zbijam na Zagórze.

DPD + wieczora P3

Środa, 19 czerwca 2013 · Komentarze(0)
Jak mnie rzadko jakiś uczestnik ruchu zirytuje tak dziś kierowca linii 18 w kierunku niwki podniósł mi ciśnienie. Ale o tym dalej.

Na 8:00 do pracy na Szopki. Trasa standard Popiełuszki, Małe Zagórze i wlatuje na 3 Maja aż do Dęblińskiej i terenem przebijam się na Stawiki. Wyjazd lekko spóźniony ale udaje się zmieścić w dopuszczalnym kwadransie studenckim. Lekka żartobliwa bura od Kiera i od razu do działania.

Po dniówce nim ma ruszać chyba dostrzegam Tomka ale jak wyjeżdżam z bramy już nikogo nie widzę próba gonitwy nie udana więc od Dęblińskiej już delikatnie lekkimi zakolami przez Park Sielecki, Kombajnistów i Środulską Górkę.

Słońce dało się we znaki to po obiadku drzemka regeneracyjna i przed 20:00 jak już temperatura była w miarę to kierunek Pogoria numero 3. Po drodze analizuję układ znaków przy kontrapasie. Jak jeszcze od Cieplaka widnieją znaki zakaz wjazdu nie dotyczy rowerów oraz zmiana organizacji ruchu tak na Kopernika jest tylko Ustąp. A na wylocie z "czerwonego dywanu" widnieją znaki Ustąp i nakaz jazdy w lewo oraz NIE DOTYCZY ROWERÓW. Więc jadąc dalej ul. Konopnickiej mamy pierwszeństwo ale trzeba dać pozór, że jednak jakiś zadumany może nie przypuszczać, że wylecimy i może być buba. Jadąc Konopnickiej od przejazdu widnieje tablica zmiana organizacji ruchu. Czyli nie jest tak źle ale przydał0 by się jeszcze jakiś info znak że z lewej zrobili dziwny twór dla kierowców kontrapas rowerowy.

Na P3 suma kółek 4, dwa delikatniej i dwa kolejne znajduje się sparing parter i podkręcamy tempo. Po serii na Zieloną na zielonego izobronka Radlerka. Krwiopijcy komary nie dają za długo przesiadywać pod parasolem więc wlew na szybko i jadę pod tamę na P4. Z tamy asfaltem na P3 po drodze odkiwnięcie z Pawłem Kłymem. Na trójce dostrzegam Adiego z Panną tak się zagadujemy, że od kamiennego grilla do molo przerzuciłem się na spacerek. Na parkingu pożegnanie i ruszam już po zachodzie na Zagórze. Dzień jak na razie mija zajebiście. Z Konopnickiej na rondo Hendrixa i w Kościuszki spokojnie oświetlony kamizela ciągnę prawym pasem.
Cuda się zaczęły po przekroczeniu wiaduktu przy Expo. Z lewej patrzę co tak żyłuje silnik, rzut kontem oka i mija mnie rozpędzony autobus ja miałem jakieś 30 to musiał lecieć minimum 70, a Ikarus stary ale potrafi. Na światłach go doganiam z dystansem trzymam się za nim ale skręca w zatoczkę nie ma co rozpędzony tnę dalej. Na światłach przy Kępie czerwone rozpędzony powyżej 40 stopniowo zwalniam, a autobus za mną tnie lewym docieram do świateł, a ten ciul na ciągłej tuż przed pasami ryje się z lewego na mnie. Chamstwa i dziadostwa na drodze nie trawię. Nie dość, że jedzie gorzej jak by przewoził ziemniaki nie pasażerów to jeszcze łamie kutafon przepisy. Nim ruszył szparą przeciskam się przed niego. Na co słyszę ładną wiązankę z jego strony. Oj mnie zbulwersował. Stojąc już na chodniku zostaję znów otitany ale już mi się za bucem nie chciało gonić i w pyskówkę wdawać.

Po za tym finiszowym zajściem dzień miło spędzony.

Po nowego laćka na tył

Wtorek, 18 czerwca 2013 · Komentarze(4)
Z racji, że poranny kurs wypadał i dopiero ruszam w trasę o 15:00 to z rana zmiana organizacji planów.
Śniadanie i kręcę do DG po nową oponę na tył. Masakra to już 3 opona w tym sezonie poszła orginalna i jedna używka. Zakup udany wrzucam w sakwę i do domu. Zakładam nową przy okazji wzięło mnie na wyczyszczenie napędu i tak zlatuje do południa. Krótka rundka do pana Robka przy okazji dostępu do narzędzi reguluję sobie tylną przerzutkę. Gra i buczy powrót na obiad, przesiadka do szoferki i kierunek okolice Częstochowy rozwieść pakunki.

Szlakiem marketowym.

Poniedziałek, 17 czerwca 2013 · Komentarze(1)
Z uwagi, że na kolejnej trefnej oponie da się jeszcze jechać to trochę jeszcze pokręciłem. Ale jazda wyglądała jak bym na bombie jechał jedna większa nierówność i kapeć murowany. To pół biedy gorzej jak już mi się opona całkowicie rozsypie.

Najpierw około 15:00 ruszam na garaże w odwiedziny do pana Robka podcentrować tylne koło i przy okazji na maszynie zobaczyć czy nie jest jajowate i znaleść przyczynę tych pęknięć opon. Koło wycentrowane ale na feldze nie znajdujemy nic niepokojącego. Do domu na obiad i ruszam na marketów obejrzeć stan ogumienia oraz tuszów do drukarki. Na początek na ogień poszedł Decathlon, dalej Auchan ale nic mnie nie zadowala. Dalej na pogranicze Będzińsko-Czeladzkie do M1 ale też nic. Opona jeszcze daje radę. Z M1 do ostatniej deski ratunku może w Plejadzie coś mnie zadowoli. Niestety nic z tego wracam na Zagórze. Jutro robota więc rower chwilowo pauza dopuki nie wymienię tylnej opony.

Niedzielna pętla po Jurze.

Niedziela, 16 czerwca 2013 · Komentarze(2)
Niedziela stała pod względem zapytania jeśli chodzi o dalszy wypad rowerowy. Ofert dużo. Dwie imprezy w Bytomiu i Katowice swoją organizowały co tu wybrać do tego Maciek dzwoni z ciekawą ofertą na wycieczkę po Jurze. Do ostatnich chwil nie wiedziałem czy coś z tych imprez uda się ogarnąć. W ostateczności udaje się tak ułożyć niedzielny plan i wybrać najciekawszą propozycję. Po namyśle i analizie ofert wybieram propozycję Maćka. Organizacja szczegółów i niedziela ustawiona.

Pobudka o 6:00 małe śniadanko i lecę na Dworzec PKP w Dąbrowie, by dołączyć do chłopaków (Maćka i Dominika), którzy wsiadali w Sosnowcu. Do końca nieświadomy na który pociąg (czy o 7:00 czy o 8:00) się ustawiliśmy - wyleciało mi z głowy pojechałem na ten pierwszy. Się opłaciło o ten chodziło. Mało przygód pomyliłem się i zamiast do kupić bilet do Myszkowa Światowidu, kupuję do stacji wcześniej Mrzygłodu. Nie było by problemu dociągnąć stację dalej, ale reszta ekipy siadła z tyłu składu, a ja znalazłem miejsce na czole pociągu. Wysiadam na tak mi się wydawało dogranej stacji, a tu szok pociąg odjechał, a reszty nie widzę. Od razu za telefon, gdzie są mówiąc, że ja na stacji już stoję. Nagle śmiech przez tel. okazuje się, że miałem wysiąść na Światowidzie. Całe szczęście, że w miarę układ Myszkowa znam dla pewności rzut okiem na mapę i rura rowerem stację dalej by dołączyć do reszty. Także już na wstępie miałem 6 km ekstra dodatkowych kilometrów.

Wreszcie już w trójkę ruszamy na objazd czarnego szlaku rowerowego. Jako główny prowodyr Maciek prowadzi. Słońce ładnie przygrzewa więc nie ma co w drogę. Niektóre odcinki pokrywały się z terenami które już zdążyłem poznać. I tak z Myszkowa na Górę Włodawską, następnie Rzędkowice z małym postojem przy skałkach. Foto dla upamiętnienia. To na jakiś czas opuszczamy asfalt i dalej jak szlak prowadzi terenami przebijamy się do podnóża Góry Zborów. Tam w budynku przy Rezerwacje Góra Zborów łapię pieczątkę. U szczytu znów zbiorowe foto i tniemy pod Ośrodek wypoczynkowy "Orle Gniazdo" w Hucisku. Oczywiście lecę po pieczątkę i kierunek Bobolice. Przebijając się przez piaskowy teren prawie pod Zamkiem zaliczam kontrolowaną glebę na piachu. Początkowo opony się sprawdzały na zjeździe goniłem jak oszalały piach nie piach aż w końcu wpadłem na taką bryłę przy 40 km/h że stanąłem momentalnie zdrapując sobie delikatnie karoserię na nodze. Ogarniam straty jucha się nie leje. Można jechać dalej już tym razem więcej pokory na tym terenie. Przy zamku w Bobolicach foto, pieczątka i gonimy do Mirowa na naleśnika. Przysmak polecony przez Maćka okazał się bardzo smaczny. Po dłuższym odpoczynku ruszamy dalej. Na przemian asfaltem i terenami piaskowo zielonymi przez Łutowiec, Moczydło udajemy się pod pustelnię w Czatachowej. Z uwagi na niedzielę nie robimy zamieszania z pieczątkami i udajemy się dalej za szlakiem. A zapomniałem przed Czatachową. Do grona zaliczających glebę dołącza Dominik. Z Pustelni pod Strażnicę w Przewodziszowicach i wyjeżdżamy przy Sanktuarium w Żarkach Leśniowie. Godzina się zbliża więc korzystając z garmina trafiamy w centrum Żarek na Karczmę Wiejską, gdzie fundujemy sobie obiad. Dobrze się złożyło bo nie opuściliśmy szlaku. Posileni ruszamy dalej. Terenem przebijamy się do Żarek Letnisko, przecinamy tory kolejowe CMK i przez Oczko, Nową Kuźnicę docieramy do Koziegłów. Tutaj hasło dnia UWAGA TRAWA się sprawdziło. Pod rogatki miasta przebijamy się przez podmokłą łąkę. Foto na rynku, analiza mapy i następny cel Siewierz. W większości już asfaltami zmierzamy jak szlak prowadzi. A było to przez Koziegłówki, Mysłów, Pińczyce i Nową Wioskę. Omijamy Rynek Siewierski i ostatnia przerwa pod Zamkiem Biskupim. Odjeżdżając spod Zamku spotkanie ze Sławkiem i Anią (Aniutą). Krótka wymiana zdań i lecimy dalej. Asfaltem z racji ograniczonego czasu przebijamy się do Trzebiesławic i na wysokości Bukowej Góry kierujemy się na Pogorię czwartą od strony Wojkowic Kościelnych. Ludzi na czwórce sporo ale wężykiem dociągamy do tamy. Pierwsza rozkmina czy ktoś się odłącza wychodzi, że nie z Tamy na Zieloną i wbijamy się na wały. Dalej w osiedle i wylatujemy na Ksawerze. Wzdłuż torów pod Dworzec Będzin Miasto i dalej na Pogoń. Pod Dinozaurem odłącza się Maciek, a my w dwóję lecimy na Zagórze. Nagle jakieś durne fatum na prostej drodze na estakadzie łapię panę przy okazji zauważam, że kolejną oponę załatwiłem i pójdzie do wymiany. Przeskok na chodnik serwis wymiany dętki pompuję może z 2 atmosfery by tylko się dotoczyć i ruszamy dalej. Przez Wawel, Kombajnistów pod park na Środuli. Podjazd pod Zaruskiego i na Plac Papieski. Tam i ja się żegnam z Dominikiem i każdy w swoją stronę.

Dzięki chłopaki za wspólny trip. A co do czarnego szlaku super trasa chodź nie polecam od razu amatorom miejscami jest dość techniczna do pokonania.

Pierwszy postój w Rzędkowicach przy łapie skalnego stwora


Góra Zborów znajome tereny


Zamek w Bobolicach - rezydencja jak za czasów piastowskich


Po naleśnikach w Mirowie i Obiadku w Żarkach kolejny postój na rynku w Koziegłowach


Ostatnia przerwa pod zamkiem w Siewierzu