Bieg Trzeźwości w Mysłowicach
Niedziela, 23 czerwca 2013
· Komentarze(0)
Kategoria drugi napęd, Inne
Dziś moi klubowicze trochę w innej roli niż zawsze, ale zgrany team z każdym zadaniem sobie poradzi.
Na tydzień przed imprezą dzwoni do mnie Darek z prośbą co byśmy jako klub nie pomogli w zabezpieczeniu trasy niedzielnego biegu. Z racji, że większość ludzi w rozjazdach temat zostawiłem na piątkowe zebranie z uprzednim poinformowaniem niektórych. Na zebraniu Andrzej z Darkiem przedstawili szczegóły i w sobotę po przywitaniu Waldka ruszyliśmy na przeanalizowanie przebiegu trasy i wyznaczenie posterunków do obstawienia.
Wreszcie przyszła niedziela ustawiamy się na 16:45 już na stacji BP w Mysłowicach. Wcześniej rowerem ruszam na Pogoń do chrześnika i stamtąd zgaduję się z Patykiem i razem pognaliśmy prosto na umówiony punkt. Na horyzoncie burzowe chmury, no cóż może popadać ale swoje trzeba zrobić. Na miejscu już są wszyscy chwila oddechu i jedziemy się porozstawiać po wyznaczonych wczoraj punktach. Mi przyszło jechać prawie na sam początek trasy. Czekając na autokary z biegaczami rozkładamy baner startowy i w między czasie informuję kierowców o paru minutowym zamknięciu drogi. Chmura która wisiała nad Sosnowcem przyszła i na Mysłowice i jak na złość na pół godz. przez startem zaczęło padać. Pochowani po kątach czekamy jak się sytuacja rozwinie z resztą i tak nie zależnie od wszystkiego wyścig ruszy. Na parę minut przed startem deszcz ustaje i powoli wyłania się słońce. Ruszamy z Andrzejem na posterunki. Wybija 18:00 poszli czekam na ostatnich i w eskorcie policji jadę za przedostatnimi zawodnikami zabezpieczając, żeby nikt czasem niechciany wtargnął na zamknięty obszar i tak do samej mety. Antek z Mysłowic jako naczelny wodzu zdejmował z posterunków pozostałych rowerzystów i za razem był osobą zamykającą cała kawalkadę.
Po biegu ruszamy pod halę gdzie czekały na nas małe pakunki za pomoc. Obdarowani ruszamy do siebie za Brynicę. Ale nie tak od razu do domku. NIE NIE, Maciek został ponownie dziadkiem urodziła mu się wnusia także w rowerowym stylu i pozytywnym nastawieniu jak należy wypiliśmy symboliczny toast za zdrowie małej oraz korzystając z naszego lokalu zrobiliśmy sobie małą posiadówkę nie planowaną. Dzień powoli chyli się ku końcowi, a jutro robota więc się już rozjeżdżamy. Ja ruszam jeszcze Limita odprowadzić pod Dąbrowskie molo. Gdzie się co się okazało, żegnamy się na chwilę. Już teoretycznie każdy w swoją stronę. Już mam skręcać ale jakoś nie mogłem oprzeć się pokusie i przy blasku lamp zrobić jeszcze kółeczko w blasku pełni. Kończąc okrążenie dostrzegam przy końcu plaży rowerzystę w kamizelce, grzebiącego przy tylnej oponie. Z początku nie zakminiłem podjeżdżam by ewentualnie pomóc, a tu Limit pechowo złapał kapcia, ale nim objechałem zbiornik już był na finiszu serwisowania. Tyn razem już na dobre się żegnamy i mykam już bez błądzenia na chatkę.
Dzięki ekipo, że mogłem na was liczyć.
Na tydzień przed imprezą dzwoni do mnie Darek z prośbą co byśmy jako klub nie pomogli w zabezpieczeniu trasy niedzielnego biegu. Z racji, że większość ludzi w rozjazdach temat zostawiłem na piątkowe zebranie z uprzednim poinformowaniem niektórych. Na zebraniu Andrzej z Darkiem przedstawili szczegóły i w sobotę po przywitaniu Waldka ruszyliśmy na przeanalizowanie przebiegu trasy i wyznaczenie posterunków do obstawienia.
Wreszcie przyszła niedziela ustawiamy się na 16:45 już na stacji BP w Mysłowicach. Wcześniej rowerem ruszam na Pogoń do chrześnika i stamtąd zgaduję się z Patykiem i razem pognaliśmy prosto na umówiony punkt. Na horyzoncie burzowe chmury, no cóż może popadać ale swoje trzeba zrobić. Na miejscu już są wszyscy chwila oddechu i jedziemy się porozstawiać po wyznaczonych wczoraj punktach. Mi przyszło jechać prawie na sam początek trasy. Czekając na autokary z biegaczami rozkładamy baner startowy i w między czasie informuję kierowców o paru minutowym zamknięciu drogi. Chmura która wisiała nad Sosnowcem przyszła i na Mysłowice i jak na złość na pół godz. przez startem zaczęło padać. Pochowani po kątach czekamy jak się sytuacja rozwinie z resztą i tak nie zależnie od wszystkiego wyścig ruszy. Na parę minut przed startem deszcz ustaje i powoli wyłania się słońce. Ruszamy z Andrzejem na posterunki. Wybija 18:00 poszli czekam na ostatnich i w eskorcie policji jadę za przedostatnimi zawodnikami zabezpieczając, żeby nikt czasem niechciany wtargnął na zamknięty obszar i tak do samej mety. Antek z Mysłowic jako naczelny wodzu zdejmował z posterunków pozostałych rowerzystów i za razem był osobą zamykającą cała kawalkadę.
Po biegu ruszamy pod halę gdzie czekały na nas małe pakunki za pomoc. Obdarowani ruszamy do siebie za Brynicę. Ale nie tak od razu do domku. NIE NIE, Maciek został ponownie dziadkiem urodziła mu się wnusia także w rowerowym stylu i pozytywnym nastawieniu jak należy wypiliśmy symboliczny toast za zdrowie małej oraz korzystając z naszego lokalu zrobiliśmy sobie małą posiadówkę nie planowaną. Dzień powoli chyli się ku końcowi, a jutro robota więc się już rozjeżdżamy. Ja ruszam jeszcze Limita odprowadzić pod Dąbrowskie molo. Gdzie się co się okazało, żegnamy się na chwilę. Już teoretycznie każdy w swoją stronę. Już mam skręcać ale jakoś nie mogłem oprzeć się pokusie i przy blasku lamp zrobić jeszcze kółeczko w blasku pełni. Kończąc okrążenie dostrzegam przy końcu plaży rowerzystę w kamizelce, grzebiącego przy tylnej oponie. Z początku nie zakminiłem podjeżdżam by ewentualnie pomóc, a tu Limit pechowo złapał kapcia, ale nim objechałem zbiornik już był na finiszu serwisowania. Tyn razem już na dobre się żegnamy i mykam już bez błądzenia na chatkę.
Dzięki ekipo, że mogłem na was liczyć.