DPD - Dziś dla odmiany przez Jaworzno
Wstępny plan był pobudki o 7:00 na spokojnie się wyszykować i o 8:00 bez spiny ruszyć na Jaworzno załatwić w PTTK i ruszyć dalej do roboty, ale nie to by było za piękne jak bym zamierzenie to zrobił i w sumie dobrze, że później wyleciałem.
W praktyce wyglądało to tak, że o 8:00 dopiero zwlokłem się z wyrka, śniadanie w postaci solidnej porcji makaronu, pakowanie, a następnie 10 minut przed 9:00 wyciągam koło i w drogę. Z obawy, że mogę się nie wyrobić w zamierzonym czasie od razu szybkie tempo.
Trasą od siebie w kierunku Zajezdni PKM, dalej na Juliusz, skąd lasem wzdłuż torów przebijam się na Maczki (na pierwszych 10 km przed podjazdem na Szczakowej pada rekord średniej 29km/h) co prawda nie udało mi się jej już dłużej przytrzymać ale i tak jestem zadowolony. Ze Szczakowej już jak droga prowadzi na Centrum Jaworzna na Grunwaldzką. W efekcie dobrej średniej nadrabiam czas i o 9:25 jestem już pod Oddziałem. 5 min przerwy na przekazanie książeczek. Telefon do Marka - potwierdzający dostarczenie i śmigam na Morawę. Z Centrum wzdłuż głównej osi przelotowej przez miasto na Osiedle Stałe (przymusowo chodnikiem, gdyż wyjątkowo dużo patroli krążyło, a na tej trasie stoją znaki zakazu jazdy rowerem i z musu chodnikiem, ale w większości nawierzchnia asfaltowa to można było gonić. Z OST na Łubowiec i wylot na Fasion Hause i Niwkę. W Mysłowicach na moście wybija 10:00 jestem planowo. Dalej wzdłuż trasy tramwaju T14 docieram na Szopienice. Zygzakiem po rozkopanych Szopkach na Morawę do bazy.
W robocie głównie przygotowania logistyczne związane z przyjazdem kolejnego kontenera z kolejnymi fotelami no i oczywiście rozładowanie sześćdziesięciu 80 kg foteli.
Pod koniec dniówki dzwoni Tomek i wreszcie po całym tygodniu udaje się zgrać na wspólny powrót. 16:20 wybija Tomek już czeka i ruszamy. Skrótami na azymut w kierunku Auchana, gdzie robimy małe zakupy. Wychodzimy, a od wschodu nadciąga front burzowy. Niezrażeni tym rozsiadamy się na pachołkach w celu nabicia elektrolitów w postaci koszyka Nektarynek i wysoko-konnej gorzkiej czekolady. Posileni przez Józefów lecimy na Zagórze, gdzie pod moją kwaterą się rozjeżdżamy. Burza jakoś dziwnie idzie więc chyba i Tomkowi uda się na sucho dotrzeć na Łosień.
Dzięki za wspólny powrót.