Szwędanie się po mieście. Generalnie nie umiałem się na nic zdecydować, a na indywidualny trip też jakoś nie miałem zaparcia. I tak na początek kierunek Niwka załapać się na końcówkę spaceru po Sosnowcu zakończonego ogniskiem na TTC. Wszamam kiełbaski i kręcę na Rybaczówkę. Tam z kolei festyn z okazji świętowania urodzin osiedla Niwka. Potem na centrum, następnie Zagórze i znów Śródmieście do późnych godzin nocnych.
Odsypiam wczorajszy wyjazd służbowy ile się da, a nie da się za dużo bo już przed 9:00 kosiarze wyją pod oknem. Czuję, że akumulator jeszcze nie naładowany. Ogarniam się niczym żółw na polowaniu i tak zlatuje do południa. Czynię niemałe porządki w domu i nim się oglądam kolejne 3 godziny uciekły. Wreszcie dosiadam Meridiana i kręcę na Dęblińską, gdzie umówiłem się z Grześkiem na przejechanie jutrzejszej trasy. Wyszła mała korekta i doszło ognisko, więc ruszamy zmodyfikować nieco wcześniej przygotowaną trasę. Po przejechaniu kończymy na Trójkącie i kierujemy się w drogę powrotną. Grzesiek odbija na Zagórze, a ja przez Mysłowice kręcę na Szopki, skąd na Stawiki i szlakiem czerwonym docieram na Milowice, tam zjazd do Czeladzi i dokuję się na Piaskach, gdzie przy tamtejszej parafii Biskup Kaszak zapraszał na festyn w ramach podziękowania młodzieży zaangażowanej w ŚDM oraz dziękczynny z okazji swoich imienin. Załapuję się na kiełbaski z grilla oraz trochę ciasta. Przysiadam na trawce i regeneruję siły. Gdy wszystko dobiegło końca udaję się w drogę powrotną do domu przez Będzin i DG, gdzie w Parku Hallera zatrzymuję się chwilę i słucham co tam Podsiadło nuci ze sceny po czym już prosto na kwadrat. Prysznic wpis i lulu.
Spodobał mi się tytuł Piotrka i tak też dzisiejszy post zatytułuje. Na zakończenie miesiąca wieczorkiem runka po Pogorii i powrót na kwadrat. Na wysokości aqua parku dopada mnie Damian i razem docieramy na Zagórze. Generalnie nie za ciepławy dzionek. Ludzisków dzisiaj wyjątkowo sporo na Pogorii.
Wpis ubogi to okraszę go kolejnym Szwedem co spotkałem do południa na Kato, na jednym z lokalnych targowisk.
Konsekwencje gorączki sobotniej nocy ciągnęły się za mną jeszcze z większą część dnia. Decyzję o wyjściu na koło podjąłem ok. 16:00. Wtedy to podjeżdżam po Łukasza i wspólnie kręcimy do Parku w Kazimierzu. Dobrze się nie rozkręcamy, a przy fabryce Limitowej wpadamy na Maćka i Michała, którzy już od rana kręcili. Następne spotkanie już w samym parku, gdzie dostrzegłem Sławka spędzającego aktywnie czas ze swoim wnuczkiem. Czynimy slowy rundkę we dwóch po zatłoczonych alejkach i po półgodzinie jadąc przez Staszic kręcimy w kierunku Zagórza.
Tuż przed cmentarzem na Starocmentarnej Łukasz poleciał na Zagórze, a ja pod wiadukt i śmigam na P3. Tam czynię sobie okrążenie po bieżni. Znajomków nie ma i przedostaję się na Zieloną, gdzie przy fontannach PKZ plenerowo koncertuje. Zasiadam na chwilę, ale mimo klimatycznych utworów chęć jazdy jest większa i zbieram 4 litery i wałem wzdłuż Przemszy kręcę do Będzina pod Zamek. Następnie przeskok przejściami podziemnymi na ścieżkę, którą to udaję się do Sosnowca. Przy Kościele pw. św. Tomasza odbijam na Staropogońską, by się przedostać pod liceum Korczaka. Następnie Stawowa i wpadam do Czeladzi. Przelot przez hałdę i wylatuję przy drukarni Dziennika Zachodniego. Kawałek asfaltem i wpadam na czerwony szlak rowerowy. Cel - przegląd oznakowania i ogólny ład na trasie. Śmiga się płynnie i nim się oglądam znajduję się na TTC. Bateria powoli się wyładowuje. Odpuszczam sobie zielony i już ciągiem Wojska Polskiego, 11 listopada i Mieroszewskich śmigam z powrotem na kwadrat.
Samym rowerem człowiek żyje, ale i tak czasem warto wybrać inną dyscyplinę. Nad dzisiejszymi kajakami wisiały czarne chmury. Plan był, ekipa się znalazła, a tu firma organizująca spływ w ostatniej chwili wymówiła nam możliwość wypożyczenia i kontynuacja przepływania Małej Panwi poszła się rypać. Kot nie dał za wygraną i rzutem na taśmę powiadomił ekipę, że wodujemy się w Dankowie i spławiamy się po Liswarcie do Wąsosza.
Pobudka o 4:00 i półgodziny później jadę z młodym do Kato na spotkanie z ekipą. Rotacja w samochodach i w opadach deszczu z nutką niepewności ruszamy. Na szczęście w Dankowie już sucho i termicznie nawet znośnie. Czekamy jeszcze trochę, aż dojadą kajaki i kwadrans po 8:00 17-sto osobową grupą wodujemy się na rzece. W porównaniu do Panwi, rzeka ta już na tym odcinku jest szersza, też z większym stanem wody. W sumie sporo było opadów w ostatnim czasie i może dla tego też. Nurt też mam wrażenie spokojniejszy. Na trasie dwie wywrotki kajaków. Po za tym dość spokojnie. Generalnie humor dopisywał i było dość wesoło na naszych jednostkach pływających. Koło 18:00 docieramy po pokonaniu ok. 30 km na polanę w Wąsoszu, gdzie kto miał możliwość został pod namiotami na noc, a kto nie mógł w tym ja wracał tego dnia na kwaterę. Jak to na udanym spływie nie obyło się bez posiadówki przy ognisku.
Kolejny z wolnych dni od pracy, który obfituje w sporo innych zajęć. Środa dla mnie zaczęła się dość wcześnie, bo jak na dzień wolny budzik dzwoni mi 6:30. Wstaję ogarniam się i godzinę później dosiadam Meridiana. Na początek śmigam do Kato na dworzec zapunktować u teściowej i "wsadzić ją" do właściwego pociągu jadącego do Stolicy. Tak się składa, że jak ma jechać gdzieś dalej sama, zwłaszcza pociągami to dostaje paniki. Wiec jako dobry zięć stanąłem na wysokości zadania i pomogłem w potrzebie. Nawrotka do Sosnowca, gdzie w Oddziale dokuję się na przeszło godzinę w celu uzupełnienia protokołu, po czym kręcę dalej na Dańdówkę przejąć od Waldiego jego soczek z gumijagód. Żeby nie było bezprocentowy.
Powrót na kwaterę. Przebierka w roboczy ciuch i zabieram się za część drugą serwisowania Adamowego roweru. Poprzednio rozkręcanie, czyszczenie, smarowanie, a na dzisiaj zostało tylko i aż poskręcanie wszystkiego w całość i wymiana z regulacją przerzutek i hamulców.
W międzyczasie od roboty mnie odciągnęli co by im pomóc roznieść ulotek reklamowych z marketu. Uporawszy się ze wszystkim dzień prawie się skończył. Wpadam do domku na kolację i jeszcze wieczorna rundka tuż przed zamknięciem do Decathlonu i Auchana.
Sporo zajęć i praktycznie mało czasu na chill. Mogli by do dnia dołożyć ze dwie godzinki :D
A na deser katowicki mural, który jakoś wcześniej nie wlazł mi w ślipia.
Początek miesiąca zaczynam od przelotu po kilku punktach. Administracja, a potem wszystkie lokale Pro-wellnessu. Kręcąc na Morawę podrzucić księgowej kartę czasu pracy, po drodze wpadam na salony w Roździeniu i na Rawę zabierając miesięczne rozliczenia sprzedaży. Potem już powrót na kwadrat.
Meridian się strasznie zapuścił, zamiast jeszcze sobie pokręcić poświęciłem czas na wyczyszczenie napędu, po czym wziąłem się za serwisowanie Adamowego Authora.
W sumie na sobotę kilka nałożyło się ofert. I korciła trekkingowa Babia Góra i rowerowa Jura. Do tego nałożyła się jeszcze inna okoliczność. Syn naszej klubowej Eli postanowił się ochajtać tegoż dnia. Bramy się nie udało zrobić, więc jako Prezes z małżonką (jako reprezentacja klubu) udaliśmy się na uroczystość zaślubin w Kościele NSPJ w Mysłowicach, składając przy tym życzenia Nowożeńcom z ramienia Cyklozy.
Nim pojechaliśmy na Ślub, do południa dosiadłem Meridiana i pokręciłem się trochę po mieście w poszukiwaniu prezentu ślubnego. Wybór padł na Rower - Zegar. Z prezentem powrót na kwadrat, przebierka w cywil wdzianko i samochodem na ceremonię. Po powrocie z Mysłowic wieczkiem ponownie rower poszedł w ruch. Razem z Martyną kręcimy do Patyka na grilla, gdyby nie to, że jutro do pracy to pewnie impreza trwała by dłużej, a tak przed północą przyszło się ewakuować i wracać na kwadrat.
Na powrocie licznik przeskakuje mi na pięciotysięczny kilometr w tym roku.
Powrót z pierwszej części urlopu, której motywem przewodnim był trekking i od razu dosiadam rumaka i gonię na Kato na lipcową MK wesprzeć kolegów zza Brynicy.
Po wszystkim ekipą w składzie moja skromna osobistość, Rysio, Kot i Ola podążamy na niespodziewane przyjęcie urodzinowe do Patyka. Imprezowanie niczym kopciuszek muszę skończyć przed północą, bo jutro trip do Medalikowa.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym