Dziś już wstawanie poszło gładko i z lekkim zapasem docieram na firmę. Rano było pochmurno, nie spodziewałem się, że popołudnie takie deszczowe będzie. Już mam ruszać na objazd - trochę pokręcić się po jaworznickich lasach, a tu dostrzegłem, że linka z przerzutkowa przednia jest mocno poszarpana. Hmm no to wymienię sobie w pracy, w końcu dużo to pracy nie jest. Ale wyszło, ale - nie zabrałem apteczki rowerowej, gdzie najpotrzebniejsze podzespoły wożę. Do tego granatowe niebo nie kusiło do jazdy.
Skusiłem się jednak zaryzykować i lekki objazd zrobić. Na początek Porąbka zobaczyć jak tak postępy z budową strefy na Czarnym Morzu. Następnie zawijasem odbijam na Ośrodek i dalej za drogą na Staszic, gdzie postanowiłem trochę poeksplorować alejki tamtejszej dzielni dąbrowskiej. Po zwiedzeniu na zjazd na Zagórze przystąpić do wymiany linki na nową. Wieczorem miała być dokrętka ale już na dobre się rozpadało i dałem sobie spokój.
Dzień rozpoczęty od dojazdu do pracy. Dziś Wielki poszedł w ruch. Nico mi się przysnęło i trzeba było podgonić. Na koniec dniówki czynię zakup opakowań jednorazowych na urodziny klubowe. Po odpowiednim ułożeniu udaje mi się zabrać ze wszystkim ładując do plecaka. Żeby nie było za łatwo kartą nie mogłem zapłacić, wiec żeby nie być dłużnym i jutro do biura wchodzić uregulować zaległość kręcę w kierunku Niwki nawiedzić ścianę płaczu. Najbliższy namierzam na Wygodzie. W drodze powrotnej na firmę spotykam Elę, chwila rozmowy i wertepkowo docieram na Strefę.
Reguluję zakup i kręcę z towarem do Romana. Pół godziny pauzy po czym do starzyków na obiad i powrót do Romana na kolejne ustalenie, tym razem już i z Krzyśkiem, który również tu zawitał. Dłuższa przerwa na ustalenia i wreszcie się zbieramy. Śmigam z Krzyśkiem na Stawiki. Tam dwie rundki i powrót na Zagórze. Wokół komina, a kilometrów się nazbierało.
No bo do końca nie miałem planu, więc padło na Nakło - Chechło. Za sprawą Pani Patykowej dałem się namówić na wspólny przejazd nad Zbiornik Nakło Chechło, gdzie miało odbyć się spotkanie integracyjne zorganizowane przez Rowerem po Śląsku. W sumie miała w tym interes, gdyż służyłem za GPS-a. Na 10:00 stawiam się pod Żyletą. Czekają już Aga z Darkiem. Za chwilę docierają towarzysze ze Szpakowa. Wspólnie do miasta koronnego przechwycić Ewę i Roberta. Już w komplecie prowadzę przez Łagiszę, gdzie odbijamy na starą drogę na lotnisko. Nią że aż do zjazdu do Parku w Rogoźniku. Szczytem między zbiornikami udajemy się na Kozłową Górę, a stamtąd to już prosto do Parku w Świerklańcu. Przerwa na izonapoje i tłuste. Posileni udajemy się na zaplanowaną metę spotkania. Nieco dłuższy pitstop i po 15:00 kręcimy w drogę powrotną. W centrum Piekar dopada nas ulewa. Udaje się deszcz przeczekać pod wiatą stacji paliw.
Powrót chcieli inaczej więc myślę pociągniemy przez Bobrowniki, a tu coś mi się improwizacja włączyła i pociagnąłem grupę przez Brzeziny i Dąbrówkę Wielką. Wreszcie trafiam na na drogę prowadzącą do Wojkowic. Dalej już prosto za drogą do Grodźca i powrót pod Zamek.
I takoż to się stało, że Marek nie wygrał z aurą i odwołał debiut nocnych mysłowickich rajdów. W sumie to burza wisiała w powietrzu. Już pomrukiwało jak zacząłem się zbierać. Dochodziła godzina zbiórki więc udałem się pod barkę z cichą nadzieją, że nikogo nie będzie i odwrócę się na pięcie. A tu Ewa z Robertem. Nikt więcej się nie zjawił i w trójkę ruszamy obserwując niebo.
Do granic miasta jeszcze na sucho. Zaraz za mostem doganiają nas Patyk i Piotrek. Na sucho udaje się dotrzeć pod Dworzec PKP. I się zaczęło, deszcz i jeszcze więcej deszczu. Do startu godzina. Przeczujemy pod dachem z myślą że chmura odejdzie. Wreszcie zbliża się 21:00 docieramy w deszczu na start pod muzeum pożarnictwa. Jest sporo wariatów takich jak my. Deszcz nie ustaje i zapada decyzja odpuszczamy. No nic po krótkiej rozmowie w podobnej grupie już przemoczeni wracamy na sosnowiec. Na drogach potoki miejscami dość rwące i głębokie. Ciuch deszczowy się sprawdza i 98 procent wody nie przedostaje mi się do warstw wewnętrznych. Jedynie w butach totalne exteme. Powrót przez Ostrogórską. Gdzie żegnamy jednych potem przy gierku odpada Patyk z Anią, A ja z Basoniami pod Park na Środuli, gdzie się żegnam i zjazd na kwadrat.
Jak nie ma przymusu to od razu jakoś lepiej się chodzi na dyżur sobotni do pracy. Pobudka o 5:00, za oknem już widno ale mleko straszne, znaczy będzie pogoda. Śniadanko i kręcę na Inwestycyjną. Po pracy druga praca przyjemniejsza, czyli porządeczki na działce. Wieczorem jak pogoda pozwoli zmiana roweru i kierunek Mysłowice.
I piątunio. Dziś popołudniowa zmiana zaczęła się o 8:00 i o czwartej po południu już byłem wolny. Na wyjściu ołowiane chmury. Lekko mnie zroszyło na powrocie, ale nie groźnie spodziewałem się większej draki.
Niepewnie jednak chmury wróżyły więc tylko lekkie zagięcia po dzielni zobaczyć co się pozmieniało przez tydzień.
Dziś tak dla odmiany błotnistym skrótem na Rabkę, stamtąd Browar i Upadową docieram na Magazyn. Powrót asfaltem z drugiej strony, Traugutta, 11 Listopada do ronda JPII i zjazd na kwadrat.
Za oknem deszczowo i nie zanosi się na poprawę. Zestaw deszczowy i po 12:00 z większym zapasem czasu śmigam do pracy. Mimo 10 stopni jakoś przyjemnie się w tym deszczu kręciło, wczoraj było chłodniej. Dniówka szybko mija i pora wracać. Deszcz jakby ustał, ale i tak wszędzie mokro. Asfaltem śmigam zakręcić co tam u staruszków słychać. Akurat zastałem tylko tatę. Chwilę gadamy i nagle telefon od mamy, że mieli stłuczkę w Będzinie. Szybko dosiadam Zenita i śmigam na podane miejsce zorientować się jak sytuacja wygląda. Docieram na miejsce ok. 22:00 chwilę po służbach ratunkowych. Wygląda nie za ciekawie. Środek skrzyżowania Piłsudskiego z DK 94, dwie osobówki poobijane. Straż zabezpiecza miejsce wypadku. Na szczęście ruch na trasie już mniejszy, a im nic poważniejszego się nie stało. Mimo to jeszcze trochę to trwało. Siostra z resztą podróżujących została na miejscu zdarzenia oczekując na transport i zakończenie dochodzenia, a ja śmigam na Górniczy zobaczyć co tam z mamą bo zapobiegawczo została zabrana na obserwację. Kwitnę na SOR-ze do 1:30. Wreszcie mamę wypuszczają. Wychodzi o własnych siłach. Odprowadzam na taryfę, po czym zaraz za złotówą kręcę na Zagórze. Mama już bezpieczna w domu. Z tą pewnością już na kwadrat, gdzie docieram kwadrans po 2:00. Dobrze, że na popołudnie jutro to trochę odeśpię.
Czyli majowi ogrodnicy. Już się człowiek do krótkiego przestawiał, a tu zaś zimno. Niech jeszcze Zośka przejdzie w kalendarzu, a pogoda się może w końcu unormuje. Dziś zestaw deszczowy. Niby nie mocno padało, ale i tak ta mżawka na 5 km dawała się we znaki. Powrót również w kroplach deszczu.
Niedziela totalnie nie rowerowa, inne plany i taka sobie aura nie nakłaniała nawet do chwili aktywności. Poniedziałek znów mogłem się wyleżeć do bólu przed pracowaniem, ale samoczynna pobudka o 5:00 spowodowała, że wziąłem się za nadgonienie wirtualnych sprawunków. Następnie Kaufi i uzupełnienie zapasów popasowych. Po powrocie przebierka i zjazd na Inwestycyjną. Oj wyjątkowo długi ten weekendzik mi się wydawał. Wracam na halę jakbym tam tydzień nie był.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym