Kolejna dawka witaminy R dla poprawy wydolności. Od poniedziałku powrót po miesięcznej przerwie do pracy, więc trzeba się hartować. Ostatnio nie wyszło to dziś kierunek P3, a potem się zobaczy. I zobaczyłem jak się czują Ci co ze mną na wycieczkę śmigają na męczącym dystansie + 30. O ile do molo jazda szła sprawnie bo prawie, że z górki to już po objechaniu połowy zbiornika chwilowo miałem dość. Faktem na zmęczenie przyczynił się ujemny Celcjusz. Tempo rehabilitacyjne stosunkowo mnie szybko wychładzało i coraz mniej jazda sprawiała przyjemność. No cóż taki urok zażywania witaminy R. Dokręcam pętlę wokół zbiornika. Chodził mi plan powrotu trasą okrężną wałami przez Będzin, ale ostatecznie się opamiętałem z głupiego pomysłu i nieśpiesznym tempem na zieloną, dalej Dworzec i tamtejsze rozkopy inwestycyjne. Trochę pod górkę na Mydlice i przecinając Józefów zaliczam debiut na nowym wiadukcie nad DK 94 i docieram na Zagórze. Jeszcze dwa podjazdy i zjazd na kwadrat. A i jednak myślałem, że jest tylko w Kazimierzu, a tu i na Zagórzu w parku na Kępie tężnia w miejscu dawnej fontanny powstaje.
Po wczorajszym interwale tuptusianym po pagórach Parku Środula dziś po porcji kolejnych rozciągających ćwiczeń wprawiających ciało w coraz większą wydajność odpalam Biga i na godzinkę jazda ze śniegiem w tle.
W sumie to korciła mnie Pogoria, ale trzymając się niezadowalająco odśnieżonej ścieżki rowerowej po dotarciu pod Hale Expo jakoś mi się odwidziało i odbiłem na Park w Kazimierzu. Zamysł zobaczyć, gdzie ta pierwsza w Sosnowcu tężnia powstaje. Po kilku zawijasach między alejkami namierzam cel - odkrywając przy okazji ku czemu służyły prace i odgrodzenie terenu wokół Złotej Rybki. Się jeszcze nieczynna prezentuje tak:
Jak już znalazłem to jeszcze chwilę błąkam się co tam u parkowych zwierzątek w mini zoo słychać po czym zawijam na Porąbkę i wzdłuż Lenartowicza zjazd na kwadrat. Toż to najgłupszy wariant sobie wybrałem. Normalnie to człowiek ma bezkolizyjne pobocze do jazdy, a że drogowcy nawet z jednej strony nieco dalej pługa nie zaciągnęli to przyszło się asfaltem cisnąć z samochodami. Właściwie przez całe Lenartowicza to nie było opcji kręcić spokojnie po chodniku. A mogłem zebrać jeszcze trochę sił i kręcić przez Klimontów.
Ot i na zakończenie sportowe powstające areny w nocnej odsłonie.
Darowany jeszcze jeden tydzień z przeznaczeniem na rehabilitację po covidową. Po wczorajszych badaniach nie jest źle. Rytm serca wraca do normy. Ale z formą to daleko w lesie.
Dziś korzystając, że jeszcze nie jest biało rozruch tempem i dystansem niedzielnego niewprawionego do jazdy cyklisty.Gdyby nie wiatr, który nieco utrudniał oddychanie to nawet termicznie nie najgorzej.
Dzień rozpoczęty od ćwiczeń rozciągająco-kordynacyjnych. Powyginawszy się trochę w zaciszu 4 ścian koło południa przyszła pora na dwa koła. Trasa głownie z wykorzystaniem ścieżek aby nie być zawalidrogą dla samochodziarzy. Z Zagórza na Pawiak, gdzie odbijam na Wata aby dostać się na czerwony szlak dawnego pogranicza. Nim że to na Ostrogórską zobaczyć jak tam wygląda po remoncie na odcinku Wodociągi - Park Harcerski. Następnie nowym łącznikiem ścieżkowym wzdłuż Przemszy do 1 Maja. Wpadam na chwilę do Oddziału i przy okazji robię drobny zakup w Plastrach.
Sił jeszcze trochę mam, a i tak połowa zaplanowanego na dziś dystansu to ruszam dalej błąkając się po mieście. Z centrum na Pogoń i za ścieżką do granicy z Będzinem. Następnie odbijam na Pałac Ślubów i za drogą wzdłuż DK 86 na Zuzannę. Zbliża się 15:00 to jeszcze na finisz dzisiejszych wojaży zaginam pod Zajezdnię i witam się z kończącym pracę Limitem. Wspólnie kręcimy jeszcze kawałek pogadując sobie o różnych tematach. Zmęczenie daje mi się powoli we znaki i przy rondzie na Zagórzu, żegnam się z Limitem i zjeżdżam na kwadrat.
Pierwsze podrygi tego 21 roku. Prawie 3 tygodnie przerwy od dwóch kółek. W tym i walka z covidowym ustrojstwem. Z wydolnością coraz lepiej więc zaryzykowałem poczynić pierwsze kilometry po dłuższej przerwie. Odczucie jakbym na nowo rozpoczynał przygodę z tym sportem. Rundka okrężna do centrum w celu ogarnięcia jednej sprawy w biurze Oddziału. Nogi napięte i chętne do współpracy, ale jeszcze trochę potrwa przełożenie chęci na efekty wydajności jazdy.
Na finiszu roku nieprzewidywalna machina covidowa układ odpornościowy dopadła i na czterech literach w domu przytwierdziła.
Na szczęście twierdza mojej odporności dała sobie radę i przebieg tego dziadostwa nie był taki straszny.
Jednak 18 grudnia przyszło zwinąć żagle i rower zawiesić na hak. Niech odpoczywa bo nowy rok z nadzieją przybywa. W sumie rok przeciętny, ale i tak + 7k km udało się ukręcić w tym dziwacznym roku. W większości to około pracowe puste kilometry, ale i tak udało się nieco przegonić rumaki w nieznane dalsze i te wokoło komina tereny.
Przedziwny rok może i obarczony przeróżnymi ograniczeniami, których jakoś specjalnie nie odczułem bo w dużym stopniu mojej persony nie dotyczyły. Jako aktywista nie powiem odpocząłem miałem wreszcie czas dla siebie i najbliższych. Poczułem się jak przysłowiowy Kowalski, gdzie zakres dnia tylko ograniczał się do trybu praca dom. Był czas na kontemplację, dobrą książkę i poprawienie relacji z najbliższym otoczeniem.
Mimo to i tak zdecydowanie wolę tryb premium czyli robienie tego co lubię, co mi sprawia radość i satysfakcję, a przy tym dzielenia się z innymi tą pasją. ROWER - to nakręca do działania. Do zo w nowym roku.
Czwartek dzień lenia i regeneracji. Tylko konieczne kaemy pracowe. Na powrocie przed porankiem drobny deszczyk. Było na szczęście na plus i bezpiecznie się wracało.
Jest potrzeba to i kaemów przybywa. Na dziś cel salon w śródmieściu w celu przedłużenia umowy. Blaszaków sporo na ulicach, mimo to udaje się sprawnie przedostać do centrum i pozałatwiać wszystkie sprawy. Powrót na kwadrat i wieczorem przedostatni nocny kurs DPD w tym roku.
Wielkiemu dałem odpocząć i dziś w ruch poszedł Zenit. Dość leniwie się dzień zaczął. W sumie to dopiero jak za oknem się ciemno zrobiło wszedłem na obroty. Przedpracowa rundka do DG zobaczyć co na wystawach mają w Pogorii i OBI. Szybki skan i zjazd na kwadrat. Na dokładkę nocny przejazd DPD.
Sąsiad nie dał za bardzo wyrównać poziomu snu po nocnej szychcie. Na złe to w sumie nie wyszło, bo skorzystałem nieco ze słonecznego dnia. Nosiło mnie trochę więc wyrwałem się na rundkę do Zawiercia. Sprawnie przez Dąbrowę. Dalej Chruszczobród, ścianka Wysoka - łapiąc dzisiejszego max'a, Ciągowice, Turza i melduję się na rogatkach Zawiercia. Zmiany samochodziarzom doszedł kolejny odcinek obwodnicy. Drobne zakupy w Mrówce i nawrót. Tym razem spokojniejszą trasą wzdłuż torów przez Łazy, Głazówkę, Wiesiółkę do Chruszczobrodu. Kawałek wojewódzką na Sikorkę, gdzie odbijam na Antoniów i przez Pojezierze Dąbrowskie docieram do centrum. Przelot przez Park Hallera i zjazd na Zagórze.
Godzina pauzy i na zakończenie dnia przejazd do i z pracowy.
Skrócony weekend za sprawą przeskoku na tryb nocny. Trasa nocna do i z pracowa. Na powrocie zagięcie przez Porąbkę rzucić okiem jak rozwiązali układ sterowania ruchem sygnalizacją świetlną na węźle S1 z Lenartowicza. Akurat obserwacji nie było, bo jeszcze z racji wczesnej pory nadawało pulsacyjne żółte.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym