Prawie, że miesięczny urlop dobiegł końca. Dziś przyszło się na Morawę stawić. Pytanie tylko czym. Budzę się rano, a tu dowaliło śniegu przez noc. Autobus - nie, bike wdzianko i drałuję do garażu po Meridiana. Wyjazd z osiedla po zaśnieżonych uliczkach, potem już czarne drogi, ale pełne wody co sprawiło, że nieco się pochlapałem po drodze.
Na bazie cisza, pokręciłem się trochę po placu i nie minęła godzina jak kiero stwierdza, co będziesz się kręcił, jedź do domu i jutro się widzimy. No spoko.
Więc korzystam z okazji i czynię objazd. Z Morawy na Dąbrówkę, gdzie odbijam na Czeladź. Ehh, ale ciapa na drodze. W Czeladzi dalej za drogą do Wojkowic i za Orlenem obijam w prawo na skrót prowadzący do Psar. Docieram pod kwaterę Limita po czym zjazd na Szkolną i azymut P4. Objazd jeziora, aby się dostać na Piekło i za drogą na Gołonóg. Baterie się wyczerpują. Kończę objazd i już za drogą prosto na Zagórze.
Nie wiem, czy już wcześniej, czy dopiero na wyjeździe dopadł mnie jakiś bakcyl i dość parszywie się czułem jak wróciłem na bazę. Mimo to decyduję się na powrót do domu na dwóch kołach. Niby 10 km, ale chłodek 6 na minusie dał się we znaki i końcówka jazdy była dość oporna. W domu do poduszki i szybka kuracja co by do jutra przeszło.
Wczoraj wreszcie po miesięcznej przerwie udało mi się doprowadzić Meridiana do stanu używalności. Rozmyślałem nad singlem, ale udało mi się ze szpargałów wykopać przerzutkę Altusa - odzysk z Vortex'a. Idealnie nie przerzuca, ale kręcić się da. Dziś przyszło mi jechać w dwudniową trasę. Pobudka o dziwacznej godzinie - 3:45 i 45 minut później decyduję się na Meridiana i kręcę na Morawę. Na bazie przebierka i dalej w drogę, tyle, że już autkiem.
Kurs na Roździeń i z powrotem. Zmiana pogody i jazda znów się zrobiła mało przyjemna, żeby czynić na powrocie jakieś objazdy. Dodatkowo, jak wracałem i w sumie w drodze do pracy słyszałem dziwne tykotanie. Nie umiałem tego zidentyfikować. Dopiero praktycznie pod domem znalazłem winowajce. Była to pinezka wbita w tylną oponę. Tyle dobrego, że powietrze nie zeszło. W domku wydobyłem intruza z opony, wymieniłem dętkę i przy okazji wymianie uległy klocki hamulcowe.
Pierwsze 12 km dzisiejszego dnia idzie dość opornie. Czyżby od wczoraj się nie zregenerował ten organizm. Zamiast przez centrum dla odmiany w drodze na Roździeń na wysokości basenu na Sielcu odbijam na Hutę Buczka i Nowo i Staropogońską kręcę na Gospodarczą podenerwować się trochę stanem krawężników na nowopowstałym odcinku ścieżki. Dalej przecinam światła na Roweckiego i przez Grabową prosto na rondo przy Lidlu. Odbijam na Stawiki i oczom nie wierzę, że zniknął taki ładny fragment klinkierowej drogi tuż przy kwaterze Maria. Przelot koło obiektu treningowego Zagłębia na Borki i na minutę przez 10:00 melduję się na Roździeniu. W pracy przeglądając google maps natrafiam na miejsce w którym stał budynek stacji Jęzor, której to wczoraj szukałem. Nawet przeglądam mapę w tym miejscu wczoraj. Eh. Nie zmienia to faktu, że nie odkryłem bezkolizyjnego przejazdu z Boru na Łubowiec.
Po pracy kręcę do Decathlon przy IKEA zakupić new trekking, bo zima w obwodzie. Przeczekuję chwilę jeszcze na małżonkę. Odprowadzam na busa, a sam jednośladem przez Szopki zawijam na Sosnowiec i bez zagięć prosto na kwaterę.
Pogoda wyśmienita, aż żal było do pracy jechać. No ale cóż zrobić. Przelot na Rawę i po zachodzie nie co inną trasą nawijka do domu. Po drodze natrafiam na Gospodarczą i jestem zniesmaczony nadal zbyt wysokimi krawężnikami na nowo powstałej ścieżce rowerowej.
Przez to, że wczoraj wolne, dziś jakoś nie umiałem sobie w głowie ułożyć, że dziś sobota. Mało tego przyszło mi do pracy jechać.
Budzę, że nawet bez problemów o 6:00 i zastanawiam się czym to jechać. Puki co nie pada z rana i nawet jest ciepło. Spoglądam na ICM, a tam wygląda na to, że od 8:00 dopiero mogę się deszczu spodziewać i koło 13:00 ma być już po opadach. W takim wypadu wybór tylko jeden - jednoślad.
Obliczenia się sprawdziły i drobny deszczyk złapał mnie już na Morawie. Potem już gdzieś do południa marasiło większym lub mniejszym opadem.
Dobrze się złożyło, że jak przyszło mi o 13:00 jechać deszcze ustały. Udaję się do oddziału zerknąć w papiery klubowe przy okazji robię trochę porządków w nich. Wracając już na Zagórze było około 15:00 i już miałem do Limita dzwonić którędy będzie się do domu na biku przemieszczał i zaś ta myśl przecież dziś SOBOTA. W takim razie czynię samodzielne zagięcie pod PKM, aby zerknąć na ten nowy dywan wylany na Szymanowskiego. Generalnie jeszcze wszystko rozkopane. Słupków porozstawiane, aby żaden blaszak nie spadł w dziurę po studzienkach. Zwiad zrobiony, chęci większej na objazdy nie ma, do tego ssanie się włącza, nie pozostało nic innego jak się udać na kwaterę.
Dziś warunki do jazdy o niebo lepsze niż wczorajsze. Jakby udało się z pracy wcześniej wyrwać udało, to pewnie bym gdzieś na objazd wyskoczył, a tak o 17:00 już ciemno i chęci odeszły.
Takoż to czynię powrót do domu identyczną drogą, jaką wczoraj kręciłem do pracy.
3 dni bez roweru sprawiają, że mimo zera nogi pewnie trzymają tempo w drodze do pracy. Chyba to tylko jedna dobra wiadomość tego durnego dnia. Generalnie jakoś tak wszystko pod górkę, a to miasto sparaliżowane wszędzie korki, nawet rowerem ciężko się miałem przebić od ślimaka praktycznie do samej firmy. Na bazie dowiaduje się, że mam lekkie dostawy do Piekar, Suchej Beskidzkiej i Wieliczki. Myślę, szybka piłka i o ludzkiej porze powrót na firmę, a jak na złość co punkt to inna wariacja - pęknięty bok fotela, roboty drogowe, zmyślne trasy nawigacji, ponownie korki, wieczorna gęsta mgła i jeszcze kilka porypanych zdarzeń sprawia, że mam dnia po prostu dość. W efekcie zamiast na 18:00 to na bazę wracamy na 21:00 i zniechęcony do czegokolwiek decyduję się na powrót do domu autem.
Ledwo tydzień się nie zaczął, a tu już ostatnia dniówka przede mną. Udaje mi się zwlec z wyrka nieco wcześniej, przez co procedury przedstartowe idą sprawnie i wreszcie wyjechałem z kilku minutowym zapasem. Zmuszony zamknięciem zjazdu z 94 kręcę przez Popiełuszki na Małe Zagórze, gdzie przy górce Środulskiej zaś powrót na standardową trasę. Jedyny plus jazdy tamtędy do podjazd, który od razu powala się zagrzać. Dziś widoczność większa, ale i ruch spory przez co, aby mnie mamuty nie rozjechały musiałem ich trochę przytłumić jadąc środkiem pasa. Mają lewy to niech wyprzedzają. Poza dwoma blaszkami, które nieco za blisko mnie wyprzedzały to nie było tragicznie.
Nim skończyłem dniówkę zdzwaniam się z Limitem, którędy to do domu zamierza wracać, bo może go namierzę i się trochę wspólnie pokręci. Po konsultacji zgadujemy się, że powinniśmy na siebie wpaść w okolicach "Wisienki". Żeby nie być za wcześnie to nim ruszyłem w kierunku miejsca spotkania pokręciłem się trochę po Stawikach z zamiarem znalezienia pomostu nad torfowiskiem. Po krótkiej eksploracji udało się znaleźć to co chciałem. Następie zakręciłem jeszcze na Gospodarczą, zobaczyć jak idą prace przy remoncie drogi. Od ostatniego przejazdu dużo nowości nie widzę, no może czerwona nawierzchnia na ścieżce. Zjazd jeszcze do ropuszki po wsad na małego głoda i już prosta ścieżką wzdłuż Będzińskiej na spotkanie z Limitem.
Zjeżdżamy się prawie idealnie. Potem już nieśpiesznie śmigamy pod Nerkę, gdzie odbijamy w kierunku Grodźca i dalej do Psar. Tuż przy Straży w Psarach się żegnamy i odbijam w kierunku Przeczowa. Przelot przy Pogoriach 4 i 3, skąd Konopnickiej do Centrum i Parkiem Hallera przedostaje się do siebie na Zagórze.
Ot i kładka nad torfowiskiem - jako fragment ścieżki dydaktycznej przy Stawikach, a pod spodem czerwona nawierzchnia na Gospodarczej.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym