Weekend pauza, to aż się chciało pokręcić co nie co. Poranne ogarnianie się i na 9:00 ruszam na firmę jak co prawie każdy poniedziałek rozliczeniowy. Bezwietrznie to i udało się sensowny czas ukręcić. Po dniówce ruszam do Martyny na dobrą kawę. Spraw troche to zbyt długo nie przesiaduję i włączam azymut Zagórze. Powrót przebiegł sprawnie już obytymi bocznymi drogami. Przerwa na obiad i znów bikem do fryzjerki, po czym powrot na kwaterę i znów rundka tym razem wykupić recepty na Gwiezdnej. Pod domem licznik wybija 40 znaczy listopadowa dzienna norma zrealizowana.
W telegraficznym skrócie. Rano do pracy przygotować się do wyjazduweekendowego. W drodze powrotnej nawijka do Rawacafe na herbatkę i zahaczenie o Urząd Miasta odebrać jeden dokument. Jazda niezaprzyjemna w wiekszości pod wiatr.
Dzis tylko rundka rowerem do pracy. Załapałem się na uroczyste otwarcie zmodernizowanej linii 15 na granicznym odcinku przy stawikach. Po wczorajszych korektach napedu zdecydowana poprawa jazdy.
Jak odpaliłem bika w poniedziałek, tak dopiero w następny poniedziałek udało się ponownie. Środek tygodnia spędzony w Kielcach, heh debiut wystawowy w moim wykonaniu. Weekend niby w domu drugi z kolei, ale jakaś taka niechęć do wszystkiego nastała i nastąpił total chillout.
Dziś niema to tamto trza tyłek z wyrka zebrać i ruszać na bazę. W nocy mgła za oknem, a rano bez zmian i do tego ze 2 stopnie na plusie. Termo zestaw z odblaskami. 8:30 ruszam po Authora i w drogę. Trasa trochę kombinowana z uwagi na ograniczone pole widoczności przez co na początek bokami i na 3 maja wlatuję dopiero na wysokości Sielca, dalej już standardem na Morawę.
Kończąc dniówkę już nieco lepiej i przyjemniej. Korzystając jeszcze z godziny słońca z Morawy ruszam na stawy Hubertus, dalej przebijam się na Ostrogórską, gdzie wpadam na szlak czerwony i zmierzam do ul. Mikołajczyka. Szwędacz ciągnie mnie następnie na Niwecką, skąd przebijam się na Dębową Górę. Przecinam Andersa i wspinaczka pod Klimontowską. zwrot na Kukułek i przez pola na ścieżkę wzdłuż Mieroszewskich skąd już prosto do domu.
Korciło mnie jeszcze ruszyć się po obiedzie, ale po tej zmianie czasu ciemno, zimno się zrobiło i sobie odpuściłem. Do końca tygodnia trochę spokoju od wyjazdów służbowych to się kilometrów trochę urobi na biku. :D
Październik w kratę z tą jazdą. No cóż zrobić trzeba tylko korzystać kiedy jest to możliwe. Trzy dni pauzy spowodowane targami w Krakowie ale plus tego weekend wolny i słoneczny to wreszcie będzie okazja z cyklomaniakami pośmigać.
W czwartek też miałem okazję apropo Krakowa spędzić trochę czasu zwiedzając z buta trochę miasta (w szczególności infrastruktury rowerowej) podążając od Dworca PKP do Expo Kraków taki 7 km spacer. Szczególnie nasunęła mi się dygresja jak to jest - szedłem taki kawałek drogi wzdłuż ścieżki rowerowej i ni razu piechurzy na ścieżkę nie włazili. Czemu tak było ?!. A no tam na ścieżkach częstotliwość rotacji bikersów po ścieżce jest dość spora przez co choćby jakiś tuptuś wlazł na ścieżkę to jest zganiany przez kolejnego rowerzystę. Każdy ma swoje miejsce w tym ciągu i nikt nikomu nie zawadza. Tylko jak do tego dość w Sosnowcu :D ...
Co do dzisiejszego dnia. Prognozy nie były za obiecujące ale rano wstaję, nie pada, no to dosiadam Authora i rura do roboty standardowym wariantem dojazdu. Chyba się dotarliśmy z pojazdem mojej lubej bo się dobrze na nim śmiga :D.
12:00 wybiła wszystko porobione można by śmigać z powrotem, ale zaczęło marasić i wyjazd z firmy opóźnił się o godzinę. Powrót jak to tradycyjnie bez większego zaginania ale inkszą drogą niż w tamtą stronę. Dygresja co do ścieżek naskoczyła mi jak jechałem ścieżką wzdłuż Będzińskiej w kierunku Żylety. Dwóch rowerzystów jadących przede mną ominęło grupkę ludzi idących po ścieżce wjeżdżając na część chodnikową, a ja jak partyzancki obyczaj nakazuje taranem w grupkę "delikatnie" ich zganiając z czerwonej kostki brukowej. Jakby każdy biker jechał swoim torem a nie pokazywał, że może minąć to może ścieżka by była ścieżką, a chodnik chodnikiem.
Złota jesień rano mgły potem słońce. Weekend znów pauza, a dziś znów Author w użyciu. Na 10:00 ruszam na bazę rozliczyć się z jednych targów i od razu przygotować się na kolejne w Krakowie. Tym razem w srodku tygodnia to może uda sie weekend rowerowo spędzić wstepnie na niedzielę plan ustakowy na zakonczenie sezonu do Chudowa.
Uporawszy się z robotami na bazie około południa zawijam do domu. Obiad trochę biurokracji domowej przerwanej chwilowo brakiem prądu. Do tego jeszcze małe szykowanie na jutrzejszy wyjazd i po 18:00 wskakuję znów na Authora i ruszam na Kato do Martyny. Kubek goracej czekolady oraz inksze frykasy sprawiają że czas zleciał dość szybko. Pora zakrecać z powrotem na zabrynicze ziemie :D. W domu parkuję 0:45.
Jakos nic ciekawego się nie działo to tylko opis w punktach. Dogadywanie z Authorem idzie coraz lepiej. W koncu musimy te pare dni razem się skorelować. Na 10:00 ruszam na bazę zaladować auto, ale nim to, to najprzód dostawa do Raciborza i tym sposobem Morawę opuszczam dopiero po 15:00. Uporaszy się z tym po pracy do PTTKu po jedną mapę i powrot na Kato. Już nie do firmy a do Martyny. Po drodze przy Silesii podrzucam znajomemu mapę i juz prosto na Panewniki. Błogo mija czas, a tu trzeba zadek podnieść i wrócić do dom. Łysy z góry przyświeca, ruch już znikomy i noc ciepła to się miło wracało. Na kwaterze coś koło 23:00. Pakowanko i spać bo jutro trzeba wstać i w delegację jechać. Docelowo na ten weekend Szepietowo k. Zambrowa.
Pobudka 6:00 i półgodziny później ruszam na bazę. Odziwo jakoś dobrze się jechało bo średni czas dojazdu wyszedł niewiele gorszy w porównaniu do jazdy z kompletnym napędem. Dziś trochę dostaw i powrót nastąpi później niż zwykle.
Edit: Jak prorokował tak też się stało. 12 godzin w trasie i powrót na bazę na 20:00. Wieczór przyjemny ale już chęci nie było to niemalże identyczną trasą wracam do domu.
Jazda bez większych udziwnień. Weekend bez roweru spędzony w Krakowie. Dziś trasa standardowa do pracy z niestandardowym czasem przejazdu, zależnym od możliwości napędowych Meridiana. Wrażenie jakby jechało się na kagańcu - 25 km /h i zapłon odcinało. Powrót z pracy lekkim zagięciem wzdłuż zachodnich granic miasta.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym