Letnia próba zdobycia Łeverestu nie wypaliła. Imprezę postanowiłem przełożyć na za tydzień.
Generalnie to wahałem się niemożebnie, czy na wariata jechać czy nie. Telefon do Limita - on jedzie - no to nie pozostaje mi być dłużnym. Buty kajakowe, krótkie gacie i ruszam. Chłodno 10 stopni plus mżawka dają się we znaki. Po drodze zgarniam Grześka i razem śmigamy na Dęblińską.
Na miejscu pustki - w sumie co się dziwić jak od rana marasi. Już mamy zakręcać w drogę powrotną, a tu zza roga wyskakuje Mario. No mosz. Już chciałem do domku wracać, a tak to głupio. Czekamy jeszcze chwilę, zjawia się Tomek i zaraz za nim Jaworznianin Marcin. No to pięciu.
Jak już zmoknięci to pada hasło jedziemy się pokręcić. Mario rzuca pomysł Milowice - Czeladź - Dorotka - Pogorie i nawrót. Pasuje. Grzesiek się odłącza, a po przejechaniu Parku Tysiąclecia rezygnuje i Tomek. Została trójka i rozpoczęła się zabawa. Wertepy, asfalt i tak na zmianę. Żadna kałuża i błoto nie straszne. Limit ostatecznie się nie zdecydował na wyjazd, więc chcieliśmy go odwiedzić z Mariuszem, ale jakoś nie był z tego powodu zadowolony, to sobie podarowaliśmy. Najwięcej błota załapane na Rozkówce, a doprawiliśmy na P2. Po za tym to brodzenie po kałużach. Przy molo się rozdzielamy. Mario odbił na Będzin i Pogoń, a ja Marcina eskortuję pod Klimontów i tam każdy w swoim kierunku. Oh miodzio się tak umorusać. Jedynie problemy były z otwarciem drzwi domowych, bo na końcówce zawiasy w nadgarstkach zastygły i problem był klucza przekręcić, ale wreszcie się udało.
Krótka nocka i opornie się wstaje. Wreszcie się ogarniam. Śniadanko i ruszam posłuchać co to Pleban na kazaniu powie. Po powrocie czas na kawkę i po 14:00 śmigam pod będziński zamek, gdzie zgadałem się z Krzyśkiem i Limitem na objazd trasy, której wczoraj nie zrobiłem. Może i na dobre to wyszło, bo zmieniła się trochę koncepcja od tego co wcześniej knułem. Oczywiście się w ramach kwadransa spóźniam. Ruszamy na trasę zaliczając wzniesienia, Dorotkę, Bukową Górę i Łeverest. Generalnie sporo terenu i trochę technicznej jazdy. Całość kończymy na Parku w Kazimierzu. Tam żegnamy się z Krzyśkiem, ja jeszcze kręcę pod Auchan przy 94 razem z Limitem i kawałek za nim każdy w swoją stronę.
To był długi dzionek. Na początek kierunek Plastry, czyli praca. Następnie afterek, w końcu sobota. Wstępnie miał być objazd trasy na kolejną klubową wycieczkę, ale plan trochę się pozmieniał. W sumie, głównie zależało mi na zlokalizowaniu jednego szczytu zwanego Łeverestem z pomocą Kosmy i to mi się udało.
Chwilę po 14:00 pod Plastry dociera Tomek, ogarniam się i jedziemy w kierunku Łośnia. Ciepło na tyle, że zaginamy do mnie na kwadrat w celu zmiany odzienia na krótki zestaw. Tomkowi daje się rozgrzać na podjeździe ul. Łódzkiej. Krótka ale treściwa ścianka. Z DOŁU
Z GÓRY
Przebrawszy się w lżejszy ciuch gonimy, bo już spóźnieniu przez Kazimierz i Strzemieszyce. Wreszcie po kontakcie telefonicznym udaje się namierzyć przewodniczkę Kosmę i po chwili lądujemy na najwyżej położonym pagórku Dąbrowy zwanym Łeverestem.
Na dalszy objazd mało czasu, bo Tomcio do pracy. W takim razie spontanicznie razem z Limitem lądujemy na ciepłej strawie w Kosmicznej Bazie. Posileni żegnamy się i kręcimy na Sosnowiec odstawić Tomka pod Egzotarium. Tam przetasowanie i trio zasila Krzysiek. W innym zestawieniu kręcimy do Psar odprowadzić Limita, a w dwóch zjeżdżamy na Ratanice zerknąć czy grupa wzajemnej adoracji obraduje na ławeczce. Akurat udaje się większość złapać. Krótkie przywitanie, trochę pogaduch i przenosimy się do Beach Baru na P3. Tam się przeciąga do późnej nocy. Krzychu opuścił nas, a ja z ławeczkowiczami przenoszę się na Gołonóg na kolejną posiadówkę i tak do 2 w nocy. Gdy już zmęczenie dopadało, żegnam się i już bez zawijasów prosto na kwadrat.
Po wczorajszym zmoczeniu tak mi się dobrze spało, a tu telefon - brat - czy pojadę z nim do Kato za książkami. Zwlekam się z łóżka, śniadanie i na busa. Zakupy idą sprawnie i po dwóch antykwariatach mamy komplet. Potem z buta pod NOSPR na start rajdu Złombol. Ponad 500 załóg.
Powrót do domu i przesiadka na rower, kierunek Beerfest w Parku Śląskim. Trasa - Pogoń - Milowice - Dąbrówka Mała - Siemianowice - Bytków - Park Śląski - Katowice - Stary Sosnowiec - Centrum - Kukułek - Zagórze.
Cały ja. 90% pewności, że będzie lało. Mimo to się skusiłem na kręcenie. Wyjazd z domu 18:36, mało czasu na dotarcie pod NOSPR. Dobrze mi się kręciło i w efekcie na Gwiazdach 19:08. Namiar na Kota, trochę czasu zajmuje, gdzie to są. Mała 15 osobowa grupka. Po 3 próbie lokalizacji zgarniam ich na Dąbrówce. I wtedy się zaczęło ściana wody na nas, trochę zdezerterowało - została 10 wariatów łącznie ze mną. Deszcz nie ustaje, na drodze rozlewiska, wszystko mokre. Do tego na Szopkach rozkręciła się burza. Tam opuszczam grupę i z jednym z uczestników kręcimy pod giełdę w Mysłowicach. Potem on na górę, a Ja na Sosnowiec. Wszędzie woda. Miodzio. Na ostatnich kilometrach jeszcze mocniejszy deszcz i jeszcze mocniej błyska. Wpadam do domu, ciuchy od razu do prania, a pod rower szmata niech ocieka.
80 % dnia to dyszcz. Może i dobrze, organizm trochę odpoczął. W sumie miałem w planach pomoc przy Zawodach MTB Bike Atelier w Psarach. Asia dała mi jednak wolne i pozwoliłem sobie nieco dłużej ugrząźć w wyrku.
Jednak robaki w d... miałem i już mnie od południa nosiło. Przejrzałem cały internet. Wreszcie koło 17:00 z buta ruszyłem do rodziców na niedzielny obiad. Posilony stwierdziłem, że koniec z plaszczeniem dupska. Wracam na kwadrat, zestaw na chłodne dni i kierunek Siewierz załapać się na koncert Zespołu Śląsk w ramach Diecezjalnych Dożynek.
Na miejscu jeszcze scena stoi, ale program uległ zmianie i już po koncercie. W takim razie ruszam dalej na wieczorny objazd. Generalnie fajna pogoda do jazdy, bez wiatru, jedynie spora wilgotność i temperatura w granicach 12 stopni po zachodzie Słońca.
Pobudka 4:00, ostatnie rzeczy do spakowania i śmigam bikem do rodziców, tam go zostawiam na dłuższą cześć dnia i z buta na zbiórkę kajakowania po Widawce. Po powrocie już siły i chęci nie było na objazdy, więc tylko zjazd na kwadrat. Dla Noibasty: kolejny niecodzienny Szwed się trafił.
Korciło mnie zabrać się z grupą bytomską do Rybnika, ale późno się wstało i nie było opcji zdążyć na zbiórkę. Z resztą kolano znów się odezwało po wczorajszym kręceniu i nie chciałem ryzykować i dalej przemęczać stawu. Wobec tego do obiadu dalszy ciąg nadrabiania wpisów na cyklozie. Telefon dzwoni, znaczy obiad gotowy. Przyodziewam ciuchy i śmigam do rodziców na niedzielną strawę. Po konsumpcji udaje mi sië tatę namówić na przejażdżkę. Krótką, jak by inaczej. Na początek falstart, zajeżdżamy na stację dopompować koła. Podpinam pod kompresor i po chwili buuum. Poszła tacie przednia opona. Odpinam koło i śmigam po zapas od dawcy, czyli mojego Meridiana. Przeszczep udany, można jechać. Śmigamy na Gołonóg, gdzie odbijamy na Piekło i czynimy objazd P4. Po czym, zjazd na bieżnię i dalej na Zieloną. Już mieliśmy na kwadrat zbijać, ale podpuściłem seniora i pogoniliśmy wałami do Będzina, skąd dalej na Pogoń z nawrotem na Stawikach. Dzień się kończy ze Stawików już prosto wzdłuż 3 Maja na Zagórze.
Trochę ruchu przed snem. Miało być nierowerowo, ale sobota nawet okazała się znośna. Nadrobiłem zaległości w uzupełnianiu strony, dupsko się wyplaszczyło, to przed snem mała rundka.
Z Zagórza na Gołonóg, tam zwrot na Łęknice. Przelot przez plażę nad P3 i dalej na Zieloną, skąd wałami pod Zamek. Cykam sobie oto foto, a tu gwiazdka mig nad wieżą zamku. Fartem udało się uchwycić. Dalej za ścieżką na Pogoń, skąd na Mireckiego i zjazd na Stawiki. Tutaj też pustawo. Nawrót i za drogą przez Ludwik na Dańdówkę i ostatni zwrot podjazdem na Zagórze.
Zapomniałbym koło 14:00 mogło być ze mną źle. Wychodzę z Eleclerka. Tam na parkingu rozkładają się z karuzelami. Akurat jedną z nich włączyli do rozruchu. Przechodzę obok i nagle świst, zaraz za głową przelatuje mi kawałek pręta, który oderwał się od rozbujanej karuzeli. Chyba, ktoś nade mną czuwa. Sekunda później i mogłem w czerep rykoszet zebrać.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym