Woda, błoto i jeszcze więcej błota
Niedziela, 17 września 2017
· Komentarze(1)
Kategoria rekreacja
Letnia próba zdobycia Łeverestu nie wypaliła. Imprezę postanowiłem przełożyć na za tydzień.
Generalnie to wahałem się niemożebnie, czy na wariata jechać czy nie. Telefon do Limita - on jedzie - no to nie pozostaje mi być dłużnym. Buty kajakowe, krótkie gacie i ruszam. Chłodno 10 stopni plus mżawka dają się we znaki. Po drodze zgarniam Grześka i razem śmigamy na Dęblińską.
Na miejscu pustki - w sumie co się dziwić jak od rana marasi. Już mamy zakręcać w drogę powrotną, a tu zza roga wyskakuje Mario. No mosz. Już chciałem do domku wracać, a tak to głupio. Czekamy jeszcze chwilę, zjawia się Tomek i zaraz za nim Jaworznianin Marcin. No to pięciu.
Jak już zmoknięci to pada hasło jedziemy się pokręcić. Mario rzuca pomysł Milowice - Czeladź - Dorotka - Pogorie i nawrót. Pasuje.
Grzesiek się odłącza, a po przejechaniu Parku Tysiąclecia rezygnuje i Tomek. Została trójka i rozpoczęła się zabawa. Wertepy, asfalt i tak na zmianę. Żadna kałuża i błoto nie straszne.
Limit ostatecznie się nie zdecydował na wyjazd, więc chcieliśmy go odwiedzić z Mariuszem, ale jakoś nie był z tego powodu zadowolony, to sobie podarowaliśmy. Najwięcej błota załapane na Rozkówce, a doprawiliśmy na P2. Po za tym to brodzenie po kałużach.
Przy molo się rozdzielamy. Mario odbił na Będzin i Pogoń, a ja Marcina eskortuję pod Klimontów i tam każdy w swoim kierunku.
Oh miodzio się tak umorusać. Jedynie problemy były z otwarciem drzwi domowych, bo na końcówce zawiasy w nadgarstkach zastygły i problem był klucza przekręcić, ale wreszcie się udało.
W ROWERY CZY NA POGORII CZY
Generalnie to wahałem się niemożebnie, czy na wariata jechać czy nie. Telefon do Limita - on jedzie - no to nie pozostaje mi być dłużnym. Buty kajakowe, krótkie gacie i ruszam. Chłodno 10 stopni plus mżawka dają się we znaki. Po drodze zgarniam Grześka i razem śmigamy na Dęblińską.
Na miejscu pustki - w sumie co się dziwić jak od rana marasi. Już mamy zakręcać w drogę powrotną, a tu zza roga wyskakuje Mario. No mosz. Już chciałem do domku wracać, a tak to głupio. Czekamy jeszcze chwilę, zjawia się Tomek i zaraz za nim Jaworznianin Marcin. No to pięciu.
Jak już zmoknięci to pada hasło jedziemy się pokręcić. Mario rzuca pomysł Milowice - Czeladź - Dorotka - Pogorie i nawrót. Pasuje.
Grzesiek się odłącza, a po przejechaniu Parku Tysiąclecia rezygnuje i Tomek. Została trójka i rozpoczęła się zabawa. Wertepy, asfalt i tak na zmianę. Żadna kałuża i błoto nie straszne.
Limit ostatecznie się nie zdecydował na wyjazd, więc chcieliśmy go odwiedzić z Mariuszem, ale jakoś nie był z tego powodu zadowolony, to sobie podarowaliśmy. Najwięcej błota załapane na Rozkówce, a doprawiliśmy na P2. Po za tym to brodzenie po kałużach.
Przy molo się rozdzielamy. Mario odbił na Będzin i Pogoń, a ja Marcina eskortuję pod Klimontów i tam każdy w swoim kierunku.
Oh miodzio się tak umorusać. Jedynie problemy były z otwarciem drzwi domowych, bo na końcówce zawiasy w nadgarstkach zastygły i problem był klucza przekręcić, ale wreszcie się udało.
W ROWERY CZY NA POGORII CZY