Cały dzień uciekł na różnych pierdołach w końcu zbliżała się godzina zebrania. Spakowany już na wyjazd patrząc na zegarek stwierdzam, że jeszcze zdążę wrzucić dodatkową porcję makaronu w siebie. Idę do drugiego pokoju, a tu psikus zupełnie inna godzina, 10 min do zebrania. Wszamam na szybko i ogień na Dęblińską. Wiatr na plecy sprzyjający także udało się dotrzeć z minimalnym spóźnieniem.
Korekcja planów wycieczkowych była głównym tematem spotkania.
Po zebraniu razem z Limitem, Waldkiem i Marcinem (Panem_P) ruszamy pod Cedlera skąd mamy transport na jutrzejszy start Sztafety Rowerowej organizowanej przez Arcelor Mittal w ramach "dnia bezpieczeństwa. Z racji, że kierowca nie orientował się dokładnie, gdzie mamy nocleg służę pomocą i prowadzę na ANNABERG. Na miejscu kwaterunek odprawa techniczna i w kimę bo jutro o 4:00 pobudka i ruszamy do Zdzieszowic pod Koksownię skąd o 5:00 ma wyruszyć 200-tu km Sztafeta Zdzieszowice - Kraków.
Ostatni ciepły dzień przed weekendową zmianą pogody, ale z racji nadgonienia roboty i oszczędzenia nóg przed sobotnią 200 km sztafetą dziś delikatnie z jazdą.
Od rana zaległy wpis na BS z dnia poprzedniego i wrzucam parę niusów na stronę klubową. Tak zlatuje do 14:00. Jak się człowiek przy kompie czymś zajmie to czas zlatuje nie ubłaganie.
Obiadowy futrunek i gonię do MOSiR-u uregulować fakturę na sobotnią imprezę zlotową. Potem do PTTKu i do Banku gdzie o dziwo nawet szybko załatwiam sprawę. Czasu zostało to zdzwaniam się z Waldkim i jadę ogarnąć jak nasza robota przy remoncie pokoju wygląda. Tak zlatuje do 20:00. Świateł sobie nie wziąłem więc po chodnikach już prosto do domu.
Jutro zebranie klubowe i kierunek Zdzieszowice skąd w sobotę o 5:00 rano zaczynamy Sztafetę. Według harmonogramu na naszym terenie będziemy przejeżdżać między 12:30 a 14:30. Meta w Krakowie.
Po wtorkowej setce jakoś dziś człowiek wyrypany ale z biegiem dnia dochodzę do siebie.
Na początek rowerowego środowego dnia zaczynającego się nomen omen od godz. południowych zbieram się z tatą i jedziemy na Józefów zawieść do naprawy maszynę do szycia. W drodze powrotnej kręcimy na Dmowskiego zajrzeć do pana Robka jak się interes kręci i przy okazji podrzucić jeden z naszych bików do wymiany suportu.
Dochodzi 14:00 zbieramy się na futrunek obiadowy. Po porcji kalorii ruszam na center Sc do Oddziału. Jedzie się opornie wogóle nogi nie chciały współpracować co się rozpędziłem to za chwilę baterie odłączało i turlałem się ok. 20 - 25km/h.
W Oddziale zajęty swoimi sprawami kątem oka doglądam co za interesanci przychodzą, aż tu nagle wpada kolarz (Tomek) okazuje się, że przyjechał z Zawiercia i podjechał zweryfikować jedną z kilku książeczek kolarskich. Po krótkiej rozmowie okazuje się, że dalej chce dotrzeć do PTTK na Staromiejską w Katowicach, ale nie wie jak tam w miarę szybko się dostać, a że ja na biku człowiekowi z branży zaproponowałem, że pojedziemy tam razem, a ja przy okazji załatwię swoje sprawy. Sprzątam manele i ruszamy najpierw z Tomkiem pod Katedrę po pieczątkę i dalej już prosto przez Szopki do Kato. Droga mija na wiadomych rozmowach. Na Zawodziu zaciekawia nas ogromny słup dymu, śmieję się że się bana zajarała, a tu okazuje się, że pali się dawna fabryka porcelany.
Na staromiejskiej jesteśmy na styk i zdążyliśmy złapać weryfikatora. W między czasie gdy Tomek rozlicza swoje wycieczki, ja idę do pokoju obok zakupić pakiet książeczek KOT i Szlaku Zabytków Techniki. Po wszystkim ruszamy na Dworzec PKP. Skąd Tomek miał pociąg do siebie. Wymiana kontaktów na przyszłość i każdy w swoją stronę.
Wracając lekko modyfikuję trasę i ruszam trochę terenem przez Borki i do PTTKu dokończyć robotę. Po skończeniu jeszcze do kumpla na Wawel i do domu.
Korzystając z iście słonecznego dnia i najwyższej pory przekroczenia pierwszego 1000 w roku 2013, zabieram się za kręcenie :D.
Pobudka 6:30, śniadanie dosiadam bika i w drogę. Na początek na 8:00 do roboty na Szopki rozładować TIR-a, pudeł z basenami i innymi akcesoriami końca nie widać. W końcu po 2 godz. uporaliśmy się z kontenerem. Przerwa na big kubełek KFC i pora pochować to do magazynu. 13:00 wybija, pora na mnie ruszam na Chorzów na uczelnię odebrać zaświadczenie. Trasa przez Zawodzie, rozkopane Center, Załęże i Chorzów Batory. Pół godz. przerwy w nogach dopiero 30 km. Telefon do Marka czy już dotarły odznaki KOT-u okazuje się, że są więc opuszczam mury Bankowej i ruszam w kierunku UM Miasta w Jaworznie. Początkowo rozmyślałem nad zaokrągleniem trasy ale analizując kilometry i czas na którą muszę zdążyć decyduję się na jazdę krajową 79. Wbijam się na Tysiąclecie skąd przy Żyrafie wylatuję na krajówkę. To był przejazd iście hardcore - godziny szczytu i brawura kierowców ale jakoś to ogarniam i slalomem czasami otitany przez miłych kierowców co musieli bidule stać w tym skwarze a ja się sprawnie przedostawałem do przodu. Na granicy z Mysłowicami trochę spokoju od blachosmrodów, ale nie na długo znów korek od wiaduktu przy Kościele koło rynku w Mysłowicach po Kościół na Niwce. Dla mnie to za dużego problemu nie stwarzało z wyjątkiem częstego zmieniania trajektorii jazdy. Od Jęzora już jazda normalna. Sprawnie przez Stałe potem ścinam na Podłęże i prosto na Center Jaworzna. Trochę mnie te manewry spowolniły i w jaworznickim PTTKu jestem 16:30. Odbieram Odznaki i idę wrzucić porcję kalorii do brzucha. Z myślą przekroczenia setki i tysia spoglądam na mapę szlaków i decyduję się na mieszankę szlaków czarnego, zielonego i żółtego przez Ciężkowice na Sosinę. Gdy już trochę ostygłem ruszam najpierw na Skałkę a dalej jak już szlak prowadził trochę terenem trochę asfaltem. Już się fajnie rozkręciłem na trasie a tu docieram już pod Ciężkowice i pit stop. Najpierw przejazd zamknięty. Spoglądam prawo lewo i cugu nie widać wreszcie po jakimś czasie turla się dosłownie od strony Szczakowej. Wreszcie przejechał szlaban w górę, chcę ruszyć a tu na torach przednia opona zaczyna mi pływać, by to CIUL druga pana w sezonie ostatnią jak dobrze kojarzę w lutym miałem. Dobrze, że był zapas, po oględzinach opony nic nie widzę, a na dętce minimalna dziura oglądam oponę jeszcze raz ale nic nie ma no to wkładam drugą i dalej w trasę. Na nowo bujam się i tak docieram na Sosinę. Rundka wokół zbiornika, oj do końca nie był to dobry pomysł momentami trzeba było ładnie się napocić żeby przejechać podmokło gliniasty teren dalej to już tylko piach z którym się uporałem. Już 70 przekroczone. Z Sosiny na płyty i zmierzam na Maczki. Chwila przerwy na założenie oświetlenia i łyk wody. Dalej na Ostrowy i Park w Kazimierzu. W parku spoglądam na licznik 1000 przekroczony, za kawałek zaczepia mnie jeden przechodzień rozkmina o hej Sławka ledwo poznałem w cywilu tak to tylko gdzieś na rowerze się widzieliśmy. Na niego czeka kolega więc po krótkiej wymianie zdań się rozchodzimy a ja dalej teraz przekroczyć 100 zostało jeszcze niecałe 20 km. Czas nie jest tragiczny więc na Staszic i dalej na Gołonóg skąd drogą na Ząbkowice kieruję się na P1. Terenem wzdłuż torów docieram na P4. Kawałek asfaltem przeskakuję przez tory i na P3. Na nowo się rozkręcam goniąc jednego bikera aż tu za zakrętu wyłania się Gruby z Michasiem i Wilim. No to postój chwila odpoczynku dla nóg tocząc się docieramy pod Molo okazuje się, że znajomków jeszcze jest trochę. Setka w zasięgu ręki więc już nie gonię. Po jakimś czasie zbieramy się na Zagórze, ekipa w większości samochodziarze udali się przodem a ja dokończałem swego dzieła kręcąc dalej. Do domu wracam coś po 21:00.
Także dzień miłe rowerowo spędzony. Jutro dzień krótszego dystansu dla regeneracji co by mięśnie odpoczęły na sobotnio-niedzielne zmagania.
Po wczorajszym udanym większym dystansie dziś skromnie z braku czasu. Na południe do Włodka na drugi koniec Zagórza podjeżdżając zbiórkomem z powrotem piechtobusem.
Potem dziś padło na mnie pomoc przy obiedzie i zlatuje do 16:00, powoli się szykuje i wyjazd już bikem do PTTK na Zebranie Zarządu. Zlatuje dość długo i wracam już w barwach nocy. Dziś skromnie ale za to jutro duża szansa, że urodzi się coś więcej.
No to mamy nowy rekord dystansowy w tym roku, przy okazji trochę treningu przed sobotnią dwusetką.
Rowerowych alternatyw na dzisiejszy dzień sporo; pętla wokół Jaworzna, Rozpoczęcie sezonu w Tychach i parę innych rzeczy ale stwierdziłem, że na bika wskoczę dopiero po południu, tak też się stało.
Po wczorajszej dłuższej posiadówie wstaje się w miarę dobrze tak po 9:00 żeby odespać. Śniadanie i na sumę do Kościoła na uroczystości Katyńskie z udziałem Wojska, Policji, Władz naczelnych i miejskich i innych zaproszonych gościów. Msza, apel poległych, salwa honorowa oraz odsłonięcie kolejnej tablicy upamiętniającej tamte wydarzenia.
Po mszy obiadek nadrabiam relację na BS z dnia wczorajszego tak zlatuje do 17:00. Pora się zbierać bo dzień ucieknie i nigdzie d.. nie ruszę.
Już gotowy do jazdy dzwonię do chłopaków jak im udał się wypad po Jaworznie i czy czasem jeszcze gdzieś krążą to się dołączę, ale nic z tego już zdążyli obrócić, no trudno. Teraz tylko gdzie jechać na pseudo ścieżce pod moim blokiem spory ruch cyklistów jadących pewnie na Pogorię i z powrotem, szybka decyzja i padło, że ruszam na Sosinę, a potem się zobaczy.
Od razu narzucam sobie lepsze tempo i przelotową +30 sprawnie docieram na Juliusz, skąd terenowym szlakiem od cmentarza docieram na Maczki. Dalej przebijam się przez płyty na Sosinę, trochę cieńko się ubrałem momentami odczuwam chłodniejsze podmuchy ale tragedii nie ma. Z Sosiny bez postoju na Ciężkowice, dalej mała pętelka po kamieniołomie i dalej na Szczakową, Centrum, Byczynę do Jelenia, czas mam dobry więc korzystam, że mnie tu dziś poniosło i postanawiam w ramach pierwszej dłuższej przerwy (15 min) odwiedzić tak całkiem zupełnie przypadkowo kumpla. Udało się go zastać jakież to było zdziwienie, że na rowerze (a niby przyzwyczajony do tego) i jeszcze o tej porze. Zamieniamy parę słów wrzucam w siebie szklankę Coli i ruszam dalej już po zmroku. Dalszy kierunek to Mysłowice. Tak też się udałem najpierw pod Rynek w Jeleniu i przecinam Przemszę, gdyby było widniej podkręcił bym jeszcze pod zbiornik Dziećkowice ale z przyczyn obiektywnych ruszam dalej w kierunku na Kosztowy. Dalej Brzęczkowice, gdzie przez kawałek mijam się z busem 77 ale raz się napatoczył dłuższy odcinek bez przystku i pociągnąłem za nim i tak się doturlałem pod dworzec PKP w Mysłowicach rzut oka na dystans i inne parametry, analiza i dalej pod giełdę i powrót na Zagłębiowskie tereny w nogach już 60 km króciutka przerwa na Patelni. Już 21:00, gdzie tu jechać żeby dołożyć kilometrów i przekroczyć 900-setkę. Nie ma co myśleć trzeba ruszać. Znów rozpędzam się do średniej przelotowej udaję się w kierunku Pogodni. Pod Akademikami znów przerwa tym razem na tankowanie. Wpadam do żabki. Tymbark na raz i poszedł dalej na Będzin. Za Stadionem gdzieś włączyła mi się monotonia i wolniejszym tempem podążam dalej, aż tu nagle za mną 260 regeneracja baterii i próbuje przy jego pomocy wdrapać się na pierwsze wzniesienie udaje się w połowie ale już znów rozkręcony sprawnie pokonuję bez pomocy drugie wzniesienie pod Koszelew. Granica już w Dąbrowie godz. ok. 21:30 nie ma co robić zbędnych postojów. Dokręcam pod rondo Merkury i pokonuję ostatnie już dziś wzniesienie pod Nemo. Pod domem na Zagórzu melduję się o 21:45.
Trochę się dziś zmęczyłem tą jazdą ale ogólnie pozytywnie na można powiedzieć równe 4 godz. spędzone na rowerze 40 min poświęciłem na przerwy, gdzie to się tyla nazbierało widocznie dłużej niż 15 minut siedziałem u Tomka.
Kolejny zakręcony dzień, ale po Zlocie trochę będzie luzu. Pobudka o 7:00 i już na obroty, szybkie śniadanie i jadę do Oddziału na spotkanie z Wiceprezesem, z rana jedzie się całkiem całkiem drogi zroszone porannym deszczykiem. Jestem przed czasem to przerwa na kawę po nieprzespanej nocy która postawia mnie trochę na nogi. Jest Waldek, krótka pogawędka zbieram podpis i gnam do MOSiRu uzupełnić brakujące dane. Czas goni. Dopinam z Adamem ostatnie szczegóły dotyczące III Wiosennego Zlotu Rowerowego i ruszam na Zagórze. Poranne kalorie spalone wrzucam w domu małe co nieco i kierunek Dańdówka dokończyć to co w środę zacząłem. Mała zmiana pogody rano drogi parowały, a teraz zebrało się na podmuchy wmordewindu utrudniające jazdę. Na robocie jestem na 11:00 i tak większość dnia ucieka. Z Waldim wybywamy po 19:00 pakujemy mój pojazd do jego Cara i do PTTKu zapakować pudła z nagrodami i nie tylko. Rower został na pace to i na zagórze w samochodzie wróciłem na Orionie wypakowuję bika i już na Centrum Zagórza na dwóch kółkach.
Oj zakręcony dzień dzisiaj zdecydowanie, dzień przerwy na robocie Waldek sam dziś działa, a ja domykam wszystko na ostatni guzik.
Plany dzisiejszej jazdy były co prawda trochę inne - Chorzów na uczelnie odebrać zaświadczenie oraz Jaworzno podskoczyć po plakietki. Ale szybko musiałem wprowadzić korekcję. Do południa nadrabiam środowy wpis i czekam na telefon ws dostawy mebli. Nagle dzwoni telefon, że jest już gotowa umowa z Mosirem, czasu niewiele między dostawą a odbiorem ale się decyduję hop na rower i lecę na Sielec po dokumenta. Z papierami do Oddziału po autografy i gonię z powrotem na Zagórze. Docieram na styk. Gdy już się z meblami uporałem przerwa na futrunek obiadowy. Analiza czasu pracy chwilowa przesiadka na busa i ruszam na Klimontów odebrać bliżej niekreślony rower jeżdżący co kiedyś pożyczyłem znajomemu a teraz się przyda. W między czasie konsultacja telefoniczna z Panem_P i zgadujemy się pod moim M-2. Marcin coś z formą krucho, ja na staruszku się doturlałem na Zagórz a jego nie ma, tel. jest już prawie pod Zajezdnią PKM. Znów sprawdzając kolejnego rumaka jadę Wigry 3 jemu ma spotkanie. Mina Marcina widzącego kolarza w trykocie i na takim cacku bezcenna.
Jak na koła 20 nawet maszyna chodzi. Oby się nie roztegowała na zlocie. Zostawiam Marcina chwilę na dole i pakuję w sakwy resztę materiałów na nagrody. Obładowany już normalnie Meridą "bagażową" ruszamy do PTTK popakować to w reklamówki. Na pakowaniu i ogarnięciu co komu zlatuje sporo czasu ale w końcu ok. 22:00 wreszcie się uporaliśmy i zmykamy Ja już prosto na Zagórze, a Pan_P zboczył jeszcze na Akademiki.
W planach było dokręcić do 1000 przez rozpoczęciem ale i tak nie jest źle.
Dziś tylko jazda po Sosnowcu, pobudka o 8:00 ogarnięcie paru rzeczy w domu i kierunek Dańdówka. Dziś się gładzie trafiły. Cały dzień na tym zleciał po 18:00 wybywam od klienta i rundka po mieście dołożyć trochę km po drodze wpadam na Darka krótka pogawędka odprowadzam go pod Biedronkę i dalej tym razem już w kierunku parku na środuli ogarnąć na ile teren wysechł po tej wydłużającej się zimie. Trochę już pod samym stokiem było grząsko ale jak żadnych opadów nie będzie to festyn na rozpoczęcie sezonu się uda w całości.
Aż na duszy lżej jak budzisz się, a za oknem słonecznie zaczyna się dzień.
Początkowo plany rozruchowe były nie wielkie jedynie do Oddziału i z powrotem, a tu los chciał i wyszło całkiem miłe popołudnie.
Dniówka w PTTKu zlatuje na korekcji i poprawkach dokumentów oraz próbie kontaktu z Komendą. Parę min po 16:00 lub dalej zbieram się w kierunku domu nawrót przy Plazie i kierunek 3 Maja przeciskając się po zakorkowanej ulicy docieram do krzyżówki, a że ciepło to i na drodze koledzy po fachu się pokazali odmachuję pozdrawiając i mam zamiar jechać dalej ale odwracam się jeszcze raz i upewniam się iż na światłach stoi Tomek. Cóż za zupełnie całkiem przypadkowe spotkanie - w sumie w naszym wykonaniu często się to zdarza :D/. Czekam chwilę na poboczu na niego i ruszamy dalej w kierunku Zagórza. Bocznymi drogami konwersując docieramy w okolice aquaparku i tak w trakcie rozmowy doszło do pomysłu, że wpadam w odwiedziny na Łosień. Żegnam się chwilowo z Tomkiem i jadę wrzucić do domu jakieś kalorie w postaci późnego obiadu. Wieczór się zbliża, a mnie dalej niesie. Wybór trasy i zmierzam do Centrum dowodzenia światem Moniki K, zwanej KOSMą. Kondycja słaba ale po 45 min. docieram na miejsce.
Na miejscu ciepła herbatka, wspominki zeszłorocznych wypraw po Polsce i innych aktualnych wydarzeniach, a nawet krótka partyjka PING-PONGA z Tomkiem. Tak w doborowym towarzystwie zlatują godziny. Pora zawijać do domu. Żegnam się zabierając przy okazji sponsorowane przez Kosmę nagrody na Zlot i ruszam w barwach nocy na Zagórze trasą podobną jak jechałem tu z lekką modyfikacją po drodze zaliczając po zimową wyrwę w drodze chyba trochę kółko oberwało biorąc pod uwagę, że wleciałem w nią z prędkością ok. 40 km/h i ucierpiała felga a nie musiałem wymieniać w ciemnościach na Tworzniu dętki. Odblokowałem tylni hamulec i jakoś się do domu doczłapałem.
Patrząc na jazdę od początku roku dzisiejszy dystans jest na drugim miejscu pod względem długości trasy. Pora zabrać się za 100 tylko puki co czasu brak.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym