Odwilż nadciąga, choć rano nieco gołoledzi szło napotkać. Jak się wczoraj na rowerze puściłem, tak dziś nie było opcji, żeby odpuścić. Pobudka o 7:00, czynności około rozruchowe i ruszam o 8:30 na bazę. Z osiedla ostrożnie, a od wjazdu na 94 już jazda na pełnych obrotach.
Po pracy zawijam do Oddziału na jedno z ostatnich zebrań Zarządu tuż przez Zjazdem. Sporo spraw do poruszenia. Po wszystkim na około przez Dębową Górę i Dańdówkę udaję się na Zagórze.
Prawie, że miesięczny urlop dobiegł końca. Dziś przyszło się na Morawę stawić. Pytanie tylko czym. Budzę się rano, a tu dowaliło śniegu przez noc. Autobus - nie, bike wdzianko i drałuję do garażu po Meridiana. Wyjazd z osiedla po zaśnieżonych uliczkach, potem już czarne drogi, ale pełne wody co sprawiło, że nieco się pochlapałem po drodze.
Na bazie cisza, pokręciłem się trochę po placu i nie minęła godzina jak kiero stwierdza, co będziesz się kręcił, jedź do domu i jutro się widzimy. No spoko.
Więc korzystam z okazji i czynię objazd. Z Morawy na Dąbrówkę, gdzie odbijam na Czeladź. Ehh, ale ciapa na drodze. W Czeladzi dalej za drogą do Wojkowic i za Orlenem obijam w prawo na skrót prowadzący do Psar. Docieram pod kwaterę Limita po czym zjazd na Szkolną i azymut P4. Objazd jeziora, aby się dostać na Piekło i za drogą na Gołonóg. Baterie się wyczerpują. Kończę objazd i już za drogą prosto na Zagórze.
Słoneczny poniedziałek, nie mogłem sobie odżałować i wypuścić się ponownie na koła. Aura też sprzyjała. Śnieg sypki, jezdnie suche i termicznie też nieźle. Jakoś te 5 na minusie puki słoneczko nie dawało się we znaki.
Meridiana odpalam późnawo bo kwadrans przed 15:00. Przez co mało dnia mi zostało. Do plecaka suche pieczywo już nie zdatne do innego przetworzenia i w drogę. Na rozruch koło fabryki Limitowej zjazd do Kazimierza zobaczyć jak tam się mają żywiątka w parkowym mini zoo. Widać, że ferie w pełni, bo nawet zima nie odstrasza maluchy od korzystania z nowo powstałego ogrodu jordanowskiego. Kręcę się trochę po alejkach po czym odbijam na Staszic, celem przedostania się na dąbrowskie pojezierze. Podjeżdżam pod molo, ale tu dziobatych nie widzę. Czynię więc okrążenie wokół zbiornika. Udaje mi się je znaleźć przy przepuście między II, a III. Zrzucam prowiant i uwieczniam zachodzące Słońce. Dziś dobry biorytm i decyduję się objazd jeszcze P2 i P1. Po czym wracam pod molo nad P3. Szarówka się zrobiła. Golenie w amorze już zamarzły to i jazda już się nie zrobiła komfortowa. Każda nierówność robi się uciążliwa. Do tego ssanie mnie chwyta. W takim wypadku nie pozostaje nic innego jak udać się w kierunku domu. Powrót czynię przez Zieloną, Dworzec PKP i Park Hallera.
Przyszła pora, aby rozkręcić wreszcie ten rok. Zbierałem się, zbierałem, aż się udało. A to zdrowie, a to pogoda i inne obowiązki. Nie szło się zebrać, aby trochę pokręcić w otoczeniu białego puchu. Dziś jakiś lepszy biorytm i się skusiłem na małą rundkę. Na rozruch wpadam na asfalt i kręcę do Dąbrowy. Od Redenu spory ruch i odbijam na chodnik i nim - w sumie to ciąg pieszo rowerowy kręcę na Gołonóg. Za Wzgórzem Gołonowskim odbijam w kierunku Łęknic zerknąć jak idzie budowa nowego Salonu Pro-Wellness. Widać praca wre. Dalej za drogą na P3. Rundka wokół zbiornika. Byli tacy co wybrali wariant na przestrzał, ale głównie tuptusie. Następnie Park Zielona i powrót na Zagórze przez Dworzec w Centrum DG i Park Hallera.
Nie wiem czy wina już średnio sprawnego roweru, aury czy wieku, ale jakoś nie czuję parcia kręcenia zimą. W zamian tuptusiowanie na dalsze dystanse, basenik. Byle na d... nie siedzieć.
Od rana jak się tylko głowa obudziła wziąłem się za rozliczanie pitów. Czas tak błogo zleciał, że nim się oglądam wybija 15:30. Za oknem widzę snieżek z deszczem sypie. Rozważam czy sobie odpuścić rower. Choroba zwyciężyła i dosiadam Meridiana nie zważywszy na aurę.
Nim ruszam na spotkanie, wpadam na chwilę do przychodni załatwić zaświadczenie od lekarki co by mieć drobną zniżkę na patrzałki. Jak to stwierdziła, ma dziś pacjentów i od ręki nie jest w stanie mi tego zrobić. Czekać już więcej nie mam zamiaru z ironią mówię do widzenia i śmigam do śródmieścia na spotkanie klubowe. Nie jedzie się źle, ale dobrze też nie do końca. Po dotarciu na miejsce zastaję czekających Limita i drugiego "chorego" rowerzystę Artura. Niebawem zjawia się reszta ferajny. Sprawy klubowe, koszulki, kamizelki, jest trochę do omawiania. 19:00 wybija pora kończyć pogawędki. Zmotoryzowani przodem, a ja na koło i przed siebie powrót na Zagórze.
Irytujący zimy wiatr dziś się dał we znaki, strasznie mnie spowalniając w drodze do pracy. Jedynie na plus, że drogi czarne i suche.
Droga powrotna do domu nieco inną drogą, też nie szła za fajnie, a to za sprawą opadów śniegu. Najważniejsze powoli, ale bezpiecznie się człowiek przemieścił z punktu A do B.
Neoprenówki na buty przy powrocie przeszły chrzest bojowy. W sumie wilgoć wchodziła mi od podeszwy, ale buty były czyste - cały syf spod kół leciał na ochraniacze więc po części swoje zadanie spełniają.
Długo się zbierałem, by uruchomić Meridiana w nowym roku.
Dziś, że temperatura oscylowała w granicy - 1 stopnia, wokoło trochę białego puchu i było coś do załatwienia stwierdziłem, że nie odpuszczam.
Po doborze odpowiedniego zestawu odzienia punkt 10:00 jadę do Rawy podrzucić telefon salonowy, gdyż świąteczne zastępstwa mi się skończyły, a dziwnym zbiegiem okoliczności zabrałem go do domu. Główne drogi przejezdne, ale mokre i trochę syfu ulicznego na mej twarzoczaszce się znalazło. Na bocznicach biały puszek też nie utrudniał jakoś jazdy. Docieram na miejsce po jakiś 40 minutach, czyli norma. Zostawiam co nie moje, dłuższa przerwa na kawkę, po czym zostaję uprowadzony przez współpracowników i przetransportowany busem zostaję na Morawę, gdzie przyszło mi się spakować na weekendowe targi w Rzeszowie.
Nim się oglądam, a 15:00 wybiła. Auto spakowane na wyjazd, to ja też robię wyjazd i ruszam się jeszcze nieco poszwendać po bezdrożach.
Z Morawy, terenem przebijam się na Stawiki, gdzie wskakuję na szlak czerwony i podążam nim, aż do ul. Mikołajczyka. Przeskok skrótem, koło oświetleniowców czyt. zakładów WATTa i wpadam na szlak zielony, którym to jadę aż do Porąbki. Zwrot na Lenartowicza i turlam się pod sosnowiecki PKM. Miałem już ciąć asfaltem do domu, ale zaczęło tak klimatycznie sypać drobnym śniegiem, że postanowiłem jeszcze zagiąć i zamiast na Szymanowskiego odbijam na Zalane, skąd wjazd do Lasku Zagórskiego i już prosto na kwadrat. Gdyby, nie mrok i kilka sprawunków do zrobienia pewnie bym się jeszcze gdzieś poturlał, a tak przerwa do poniedziałku.
BZIUM PO ŚNIEGU
JEDEN Z KOCHBUNKRÓW NA ZIELONYM SZLAKU I TO W OTOCZENIU OKOPÓW
Dłuższa przerwa od roweru spowodowana niesprzyjającymi warunkami na drodze do jazdy oraz lekkim przeziębieniem przyczyniła się do dzisiejszego dystansu.
Warunki na drodze zdecydowanie lepsze, jedynie ten niesprzyjający zimny wiatr w twarzoczaszkę strasznie irytował. Start z domu 7:30 i najkrótszą drogą na firmę. Ruch spory na drodze. W rejonie centrum Tramwaje Śląskie poczynają kolejne prace modernizacyjne co wpływa na zwężki i zmianę organizacji ruchu. Dla jednośladu to jednak nie za specjalne niedogodności z tego tytułu.
Na firmie melduję się o czasie. Rozliczenie się z targów i o 13:00 jestem wolny. Czasu sporo dzień dłuższy to korzystam z możliwości nieco zagięcia powrotu do domu.
Z Morawy zmierzam na Dąbrówkę Małą, skąd przybieram kurs na Czeladź. Leci się w miarę. Zwrot rozpoczyna się się przy Pałacu Saturna, gdzie odbijam w kierunku Galerii Elektrownia. Książeczki Szlaku Zabytków Techniki znów nie mam przy sobie to się nie zatrzymuję i kieruję się na bokami wzdłuż Brynicy na Wojkowice. Trochę to nie przemyślałem, bo jednak teren dość zmrożony sporo na nim lodu przez co dość opornie się przedzierało z prędkością nie przekraczającą 10 km/h. Wreszcie po tym OS-ie specjalnym wylatuję za Cmentarzem Komunalnym na pograniczu Czeladzi i Wojkowic. Znów asfalt to tempo wzrasta i kręcę dalej.
Za Orlenem odbijam w prawo by terenowym skrótem przedostać się do Psar. Kolejny OS ale już nieco łatwiejszy do pokonania. Początkowo miałem koło Limita odbić Szkolną na P4, ale jakoś mi się tak dobrze leciało, że pognałem Graniczną, aż pod Górę Siewierską. Dalej to już same asfalty, zjazdy i podjazdy. Goląsza Dolna, Dąbie, Toporowice, Targoszyce i kilkunastominutowy popas w knajpce w Mierzęcicach. Herbatka i wsad fastfoodowy dodały siły na powrót i na dalszy ciąg walki z wmordewindem.
Posilony ruszam dalej krajową 78 do Siewierza. Telełączność z panią M., krzątam się trochę po rynku i pora ruszać dalej. Z Siewierza już prosto przez Trzebiesławice. Ujejsce, Piekło na P3. Na bieżni już sporo czarnej nawierzchni, ale i się zdarzyły pułapki w postaci miejscowych lodowych połaci.
Przy molo powoli zaczynam się wychładzać to już bez większego zaginania prosto na kwaterunek na kolejną porcję rozgrzewającej herbaty. Gdyby ku wieczorowi siła wiatru ustała to bym się o stówkę pokusił.
Dzień wolnego trzeba było jakoś sensownie spożytkować. Od początku roku jak już ruszam to albo do pracy, albo jak na rundę to kierunek południowy.
Wtorek z rana doskwierał chłodnym wiatrem, ale z biegiem dnia wyszło słońce i zrobiło się zdecydowanie przyjemniej. Jednak zanim ogarnąłem się z innymi przydomowymi zajęciami zleciało do 15:30. Dnia zostało nieco dwie godziny.
Wybija 16:00 warstwa oleju na łańcuch i w drogę. Asfalty w miarę suche to się dobrze śmiga. Spod domku na rondo Merkury i za drogą między samochodami tnę na Ząbkowice.
Cel pętli już mi chodził wcześniej po głowie - mianowicie zobaczyć co to z tym objazdem drogi wojewódzkiej 796 na Zawiercie jest nie tak i czy most kolejowy w Chruszczobrodzie już jest oddany.
W Ząbkowicach na Armii Krajowej nowy dywanik wyłożony. Już nie ma tych parszywych kolein. Na wysokości ronda przy Orlenie widzę oznaczenia objazdu. Nadal są ale tylko ze wskazaniem na samochody pow. 3,5 t. Pewnie takie same występują na Gierkówce, co mi chłopaki z firmy wspominali. Nic jadę dalej. Tucznawa i wpadam do Chruszczobrodu. Most nad torami kolejowymi już oddany, otwarty. W samej mieścinie jeszcze występuje małe utrudnienie remontowany jest jeszcze most na Mitrędze - ruch wahadłowy przeniesiony został na tymczasowy mostek zastępczy i pewnie dla tego jeszcze znaki objazdu dla cięższych samochodów pozostały.
Nurtujące mnie wątpliwości zaspokojone. Pora do domu wracać bo się ciemno i zimno robi. Odbijam w lewo i zmierzam w kierunku Siewierza. Swoją drogą wreszcie dojrzałem Jezusa przy drodze w Chruszczobrodzie. Długa prosta przez Gołuchowice i zwrot w kierunku Trzebiesławic i wpadam na Pojezierze Dąbrowskie od strony Wojkowic Kościelnych. Żywego ducha nie użyczysz. Samotny przejazd po śnieżno - oblodzonej ścieżce P4 i za tamą przeskakuję na P3. Tu już nieco więcej spacerowiczów biegaczy i nawet dwóch cyklistów. Zostawiam śnieżną nawierzchnię i już asfaltami prosto na Zagórze.
7:35 start na Morawę. Już dużo jaśniej niż na początku roku. Mgliście i drobno padający śnieżek. Całe szczęście wiatru nie wyczułem przez co jazda przy - 5 stopni nie była tak tragiczna.
Przy wlocie do Centrum przy Ślimaku, jak i przy światłach na wysokości Plastrów zwężenia i miejscowe większe zatłoczenia blaszaków. Jak zwykle rower w takich przypadkach najsprawniej przedostaje się do czoła zatoru i się sprawnie przeszkody omija. Poza tym bez większych przygód na dojeździe.
Po pracy postanawiam przebijać się do domku od strony zachodniej miasta. Terenem przebijam się na Borki. Śnieg dobrze udeptany to się mile śmigało. Dalej w okolice Grabowej zobaczyć jak tam prace nad kolejnym rondem w mieście. Korzystać z przejścia podziemnego mi się nie chce to mknę na przelot do krzyżówki z Mireckiego. Następnie pod Roweckiego, przecinam znów przelotową drogę i bocznymi drogami przemykam się pod Akademiki. skąd już na Suchą, Północną pod Auchan. Szczytem przez Józefów i prosto do domku. Przy powrocie temperatura w granicach 1 stopnia na plusie.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym