Ostatnia dniówka przedświąteczna wypadła na Rawie. Według ICM dziś bez opadów, więc ruszam Wheel'em. Wiatr wschodni czasem daje się we znaki i przy dojeździe na salon mocno mnie spowolnił. Dniówka zleciała dość szybko.
Powrót to sparing z D-tką. Żonka daje mi 3 minutowe fory. Lecę przez Szopienice. Na centrum Sosnowca równo z przewoźnikiem, ale łapię przewagę. Na Środuli jestem minutę przednią. Podjazd pod Mec i ile fabryka dała pod rondo na przystanek. Zapas 3 minut się opłacił, bo udaje mi się być pierwszym. Trochę się zgrzałem przy tym sparingu. Dobrze, że wiatr współpracował, bo marne miałbym szanse.
Dziś ponownie kurs na Rawę. Trochę się obawiałem warunków atmosferycznych, ale całe szczęście obyło się bez opadów. Poranek zaczynam od rundki do pieczywo na śniadanie. Jakoś ślubna nie chce się zmotywować, aby mnie wyręczyć. Z racji, że przed pracą miałem pobawić się w kuriera i dostarczyć do UM jedną przesyłkę czynności przedstartowe rozpoczynam wcześniej. W sumie to głównie dlatego, że ciężko się mi wyrobić w oknie startowym. A tu nawet się wyrobiłem i ruszam z domu 8:30. Wpadam na Kościuszki do Wydziału UM odpowiedzialnego za nasz PTTK. Podrzucam pismo i z potwierdzeniem kierunek Dęblińska złożyć do akt.
Sprawnie mi to poszło, choć jazda do centrum szła jak krew z nosa. Jechało się bardzo opornie. Do otwarcia salonu mam ponad półgodziny to urządzam sobie mały objazd. Z Oddziału na szlak pogranicza i nim na Milowice, gdzie przecinam Brynicę i udaję się na Dąbrówkę, aby od zadku dotrzeć pod IKEĘ.
Wstępnie ICM wróżył, że na powrocie będzie walka z deszczem, a tu wybija 20:00, zamykam przybytek i jestem mile zaskoczony. Wrażenie jakby było cieplej jak o poranku, dodatkowo nie pada i wiatr też nie daje się we znaki. Idąc za ciosem powrót bocznymi dróżkami. Najpierw wzdłuż trasy na Borki. Potem Stawiki i kieruję się na Grabową. Szczytem przez Pogoń, Fakop i melduję się na Konstantynowie. Pagórkowata Środula i zjazd do Zagórza.
Wywód na dziś. Budowana kładka przy Parku na Środuli. Coś mi się wydaje, że nieco te podjazdy za wąskie zrobili, aby bezpiecznie wózki mogły się minąć, nie wspominając o rowerzystach.
Aura jak w sobotę. Poranek niepewny, ale potem nawet się unormowało. Przejazd na Morawę całkiem płynny. Po dniówce zakręcam do Oddziału czynić trochę papierologii z racji sekretarzowania Oddziałem. Uporawszy się z dokumentami udałem się do Decathlonu uzupełnić sobie garderobę bike wdzianek. Poszyły jedne getry, w zamian zakupuje nowe. Potem już prosto na kwadrat.
Niedziela, niby pogoda, ale czasu jakoś brakło na rekreacyjną jazdę. Także dzień bez jednośladu. Jak na poniedziałek wstaje mi się całkiem przyjemnie. Na 10:00 na salon, to teoretycznie sporo czasu na rozruch przedstartowy. Ale ja to i ja i koniec końców na biegu się szykuje i na granicy okna startowego staruje z domu.
Na Rawie melduję się punkt 10:00. Dniówka szybko mija. Bliżej zamknięcia odwiedza mnie Krzysiek, korzystając z okazji testuje kolejne modele foteli, a ja powoli szykuje się do zamknięcia salonu.
Wreszcie wybija 20:00 odpalamy rumaki, Martynę odprowadzamy na busa, a sami zygzakiem wracamy na Sosnowiec. Krzysiek postanawia mnie odholować pod kwadrat i tak z nóżki na nóżkę docieramy na Zagórze, po czym on w tył zwrot, a ja na kwaterę. Oby jutro pogoda dopisała, bo trochę latania mnie czeka.
Generalnie zimno i paskudnie. Chęć do jazdy taka sobie, ale jakoś zbiórkomem jechać mi się nie chciało.
Na Morawę i z Morawy droga na sucho, ale w między czasie pogoda zmieniała się jak w kalejdoskopie. Słońce, wiatr, śnieg, deszcz i tak w koło. Ołowiane chmury na przemian z błękitem nieba.
Dzień kolejny jazdy na Morawę. Dziś start 7:45. Mocno mi się obsunął proces przedstartowy, przez co trzeba było mocnej depnąć na pedały. Spory ruch na drogach, ale jedzie się dość bezpiecznie i komfortowo. Nadrabiam trochę minutek, ale i tak jest lekkie spóźnienie.
Po pracy czynię spontaniczny objazdowy powrót na kwadrat. Wiatr zniechęca do dalszego zaginania. Na początek Hubertusy, stamtąd pokonując kładkę wpadam na czerwony rowerowy i kręcę pod oczyszczalnię na Radosze. Tam kusi mnie przetestować, gdzie prowadzi odnoga odchodząca od szlaku. W zeszłym roku było to rozkopane, bo kopali gazociąg. Jadę ową drużką z ciekawością gdzie wyjadę. Okazuje się po chwili, że jest to odnoga prowadząca do Mikołajczyka. Wyjeżdżam na Kolonii Ludmile i dalej kręcę w kierunku Ludwika. Po pokonaniu torów kolejowych odbijam na Lipową i kręcę ją, aż do Zakopiańskiej, gdzie skrótem przez Jeneralską Górę dostaję się na Kukułek. Powrót na teren, którym to docieram na Zaruskiego, skąd już przez Osiedle docieram na Mec i zjazd do domu.
Po niedzielnej wyprawce przyszło się zebrać i ruszyć do pracy. Pogoda lekko się posypała, pewnie moja wina, bo narzekałem na to wczorajsze słońce :D. Odpalam Wheela i kręcę na Morawę. Po dniówce do Plastrów podrzucić nowy nabytek na gwarancyjny serwis. Godzina pauzy to dokuję się w Oddziale i wrzucam dodatkowe info o wycieczce na rozpoczęcie sezonu do gabloty przez Oddziałem.
Odbiór bika z Plastrów i slalomem na kwadrat.
Krótki wpis to okraszę go zdjęciem nowego nabytku.
Myślałem, że kiero zażartował sobie z tego, że dziś na firmę jechać. Aż to jednak nie żart. Planowaną kolejną próbną pętlę w poszukiwaniu źródeł przekładam na niedzielę, a dziś kierunek Morawa. Szybka dniówka bo do 14:00, autkiem wokół komina do 3 punktów na serwisy foteli i powrót na bazę. Pogoda taka, że by się powłóczył, ale jakoś tak się czułem, jak totalnie rozładowany i spokojnym tempem udałem się do domu, gdzie czekały na mnie jeszcze pełne pułki kurzu. Spoko jutro sobie odbiję dalsze objazdy.
Dziś wyjazd na Morawę nieco wcześniej niż zwykle czyli: 7:05. Procedury przedstartowe trzeba było przyśpieszyć, aby się wyrobić. Wcześniejszy wyjazd spowodowany wspólnym dojazdem do pracy z Damianem. Chłopak jeszcze się nie obeznał w poruszaniu rowerem po mieście, więc ruszamy z zapasem czasu.
Co prawda ruszył i tak chwilę przede mną, ale go spokojnie dogoniłem i od Sielca jedziemy razem. Pokazuję mu kilka sprytnych skrótów, aby ominąć centrum i nie cisnąć między samochodami.
Powrót z Morawy prawie identyczną trasą.
Ogarniam się dłuższą chwilę w domu po czym zaś się zbieram na koło i kręcę do Oddziału podrzucić jeden protokół, a właściwie wskazać paniom, gdzie go zawieruszyły. Odkręcam się na pięcie i powrót na kwadrat, bo jeszcze trzeba lodówkę uzupełnić.
Remontu w domu ciąg dalszy, dziś jednak robotnicy na mieszkanie nie wchodzili to nie miałem spiny, że muszę siedzieć w domu. Wtem nagle dzwoni telefon. odbieram, a tu sam Prezes dzwoni co bym na 12:00 podjechał na Parkową do DG, bo jest zapotrzebowanie na moją osobę. Nie ma potrzeby co bym w domu musiał siedzieć to odpalam Biga i śmigam do PROWELLNESS PARK. Na miejscu się okazało, że przyszła dostawa grilli Webera, a zajęcie miałem bojowe - montaż i złożenie kilku z nich. Trochę czasu mi to zajęło. Wreszcie koło 18:00 wracam do domku. Pogoda na objazdy zacna, ale najpierw trzeba kwadrat doprowadzić do ładu, a potem można się gdzieś włóczyć.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym