Coś się przespało godzinę wyjścia i aby się wyrobić Wielki poszedł w ruch aby na szychtę zdążyć. Dziś już sucho na dojazdach ale z długim rękawem. Nieco chłodniej. Pora przestawiać się znów na niższe temperatury.
Pora ranków. Po ostatnich chłodnych nocach ubieram się zapobiegawczo i 4:30 ruszam do pracy. Zadziwiająco ciepło. No cóż wracać się nie będę, ale gapa też nie wziąłem krótkiego zestawu ze sobą.
Po pracy odziany w dresy. Kręcę do śródmieścia z jedną sprawą, następnie przelot do dąbrowskiego Optyka i nawrót na Zagórze. Po drodze realizując jeszcze kilka spraw.
Przy okazji w piwnicy udaje mi się dopasować awaryjną stację pod licznik i jeszcze nie będzie konieczności zakupu nowego.
Zenit również i dzisiaj. Nim jednak ruszyłem do pracy rundka do dąbrowskiego Optyka. Gamoń nie sprawdziłem od której mają czynne i nie załatwiwszy nic wracam na Zagórze. Za to korzystając z chwili jeszcze przed wpadam do rodziców na kawkę po czym już prosto na firmę.
Po niedzieli spędzonej na resetowaniu organizmu poniedziałkowa prawie setunia łyknięta gładko.
Tydzień ranek i o 4:00 już na nogach. Poranki już chłodne i zestaw termo na starcie. W pracy zajęć sporo i wyskakuję godzinę później niż planowo. Zgaduję się z Krzyśkiem, czy chętny jest na trip do Zawiercia. Korelacja godziny, miejsca zbiórki i umówione. Nim dojechałem na miejsce zbiorcze namierzam gdzie to się Limit podziewa. Akurat minęła godzina i jego szychty. Okazuje się, że jest w miejscu gdzie mam się z Krzyśkiem spotkać.
No to go złapałem, jednak nie udaje się go uprowadzić na trip, więc trochę rozmów o wyjeździe Krzyśka po Portugalii i się żegnamy. Limit do siebie, a my przemierzamy DG i na Gołonogu wpadamy na wojewódzką prowadzącą do Zawiercia.
Sprawnie docieramy do sklepu który mnie interesuje. Nieco mniej sprawny zakup, ale udany i zbieramy się w drogę powrotną. Już spokojniejszą drogą wzdłuż kolei śmigamy na Łazy i dalej bokami na Chruszczobród i dalej na Trzebiesławice aby się dostać na czwórkę od strony Wojkowic.
Pit stop ratanicowy na dalsze ploty, tym razem z ekipą ławeczkową, Jednak znów wczesny poranek i za długo siedzieć się nie da. Powrót na Sc przez wały i będzińskim traktem wzdłuż kolei pod wisienkę. Tam się rozdzielamy i każdy w swoim kierunku.
Jakoś wykończył mnie ten tydzień. Może za sprawą huśtawki zmianowych i nie przespanych nocy. Na dalsze wojaże nie miałem chęci, a i na magazynie sporo jeszcze do nadrobienia, wiec cała ekipa dziś na dyżurze sobotnim.
Po 13:00 już wolny, ale jakiś taki zmęczony. Kręcę co konieczne jeszcze do śródmieścia podbić kilka dokumentów w Oddziale i przy okazji zaopatrzyć się w jedną mapkę. Potem kawusia u rodziców i na dziś koniec.
Coś to dziś jakiś napływ energii przyszedł. Od rana nakręcony na pracę. A to koszenie na działeczce przed pracą, dnióweczka i jeszcze mało mi było to na nadgodziny zostałem.
W tym tygodniu miszmasz zmianowy. Wyszło, że dziś na drugą. I na dobre to wyszło bo wyjątkowo jakoś spać nie mogłem, a zebranie się o 4 rano na nogi mogło by być nie wykonalne.
Takoż to przed pracą udałem się do śródmieścia za dwoma spawami. Pierwsze primo obczaić co to w Parku Harcerskim na rozrabiali z infrastrukturą rowerową, sekundo zawitać do Plastrów zobaczyć nowości oświetleniowe. Jedną mnie Aga zaraziła, może sobie sprawie na spóźniony prezent urodzinowy.
Nawrót do domu, przebierka i kierunek Inwestycyjna. Na powrocie z pracy coś miękko z tyłu. Bawić mi się z wymianą nie chce, więc trochę manualu aby do Orlena dotrzeć. Dobijam na stacji i zjazd do domu.
A i wnioski z Parku. Łącznik od mostu na Przemszy aż do barierek na plus. Ale po jakiego grzyba takie dziadostwo na finiszu. Nie mogli jeszcze ze trzy metry pociągnąć aby na chodniku się wjazd kończył. Zwłaszcza, że na Jagiellońskiej ścieżka już jest.
Mógł by być piątunio bardziej łaskawy z pogodą, ale i tak nie było źle. Do 12:00 w pracy. Nawrót do domku, zmiana załadunku w plecaku i ruszam po Agę. Już na starcie ołowiane chmury. Całe szczęście z dużej chmury mały deszcz, ale i tak godzinę siąpiło. Skorzystałem z tej pauzy na wrzucenie kalorii w pogorskim orlim gnieździe. Po deszczyku dalsza kontynuacja jazdy do Dąbia Chrobakowe do cukierni. Na miejscu zestaw kolarza -> solidna porcja ciacha i kawusia z gałką lodów. Posileni powrót na pojezierze dąbrowskie i zjazd na Zagórze bo jeszcze trochę spraw dzisiejszego popołudnia.
Dziś blisko komina, ale terenowo. Po pracy jakoś spontanicznie wyszła chęć pokręcenia po ostępach Lasu zagórskiego. Wylatując z niego wpadam na trakt po dawnym nasypie, którym to dostałem się na tyły działek na Paderewskiego, a stamtąd to już na kwadrat.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym