Wpisy archiwalne w kategorii

rekreacja

Dystans całkowity:28646.00 km (w terenie 3389.00 km; 11.83%)
Czas w ruchu:1564:41
Średnia prędkość:18.29 km/h
Maksymalna prędkość:63.70 km/h
Liczba aktywności:651
Średnio na aktywność:44.00 km i 2h 24m
Więcej statystyk

Sobotnie nocno-wieczorne kręcenie

Sobota, 6 lipca 2013 · Komentarze(0)
Edit:

Pierwszy weekend lipcowy nie okazał się zbyt owocny w kilometry. W sobotę była propozycja wypadu z Duchami na "Dupkę", ale mamona robi swoje i sobota okazuje się dniem pracującym (z racji weekendu tylko na półdniówki) zrobić dostawę i w południe jestem w domu. Aura w porównaniu do początku dnia się powoli klarowała, ale sensu już nie było gonić wariatów (w pozytywnym znaczeniu słowa) i dzień ucieka na leżakowaniu i porządkach domowych. Do tego dochodzą większe zakupy i wymiana hamulców w rowerze u taty. Zlatuje do 21:00. Pogoda w miarę to decyduję się pokręcić trochę chociaż.

Aha najpierw bikem do Pogorii na zakupy, a potem na Pogorię III porobić parę kółek. Porobił bym gdybym znów nie spotkał znajomych twarzy. Jazda wokół zbiornika kończy się na 2 okrążeniach potem dłuższa posiadówka na ławkach w towarzystwie Ola (Grześka) i Andrzeja. Gdy już przyszła pora, że krwiste bestie komarzyce zaczęły umilać nam rozmowę w blasku nocnych latarni przyszło się ewakuować. Andrzej zmyka gdzieś w oddali, a Ja postanawiam Ola odprowadzić na Pogoń. Tak też się staje. Docieramy pod Promilka, gdzie każdy w swoją stronę. Mi mało jazdy, a ostatnio nocne wycieczki po mieście polubiłem to kierunek gdzie koło poniesie po mieście. Jak na sobotę na centrum drętwo, także powoli w okolicach 0:00 zawijam na kwaterę.

Niedziela też wstępnie ustawiona rowerowo z Pawłem i dziewczynami, a w praniu wyszedł wyjazd do Rabki na spotkanie ze znajomymi z obozu językowego i dzień zleciał bez bika, ale też na sportowo oglądając i kibicując naszym siatkarzom.

Wieczorowa porą po dniu jazdy blachosmrodem

Czwartek, 4 lipca 2013 · Komentarze(0)
Kategoria praca, rekreacja
wskakuję na koło i rekreacyjnie Pogoria bo nigdzie indziej jakoś weny nie mam.

Pobudka przed 6:00 i szykowanie się w trasę. Rower dziś w domu zostaje. Od 7:00 już w Renówke. Trasa Krapkowice, Karpacz i Wrocław. Przed 18:00 powrót na bazę i na Zagórze.

Odpoczęty decyduję się na małą pętlę po okolicy. Skończyło się na Pogorii i objazdach ze znajomymi rolkowcami.

Rekreacyjnie na koniec miesiąca

Niedziela, 30 czerwca 2013 · Komentarze(0)
W sumie można by powiedzieć, że dzień już zaczął się od północy, gdy wracałem z finiszowania sobotniej wycieczki w Bobrownikach, ale ten etap dnia zostawiłem do podsumowania soboty.

Na dziś wstępnie zaplanowałem wreszcie udać się na ustawkę Oli, ale jak to już tradycją się staje albo nie mogę albo zaśpię tak jak to miało miejsce i tym razem.
Wyrko na tyle było przyciągające, pora na regenetację więc budzę się dopiero po 10:00 i nie ma co pociąg ustawkowy znów pojechał beze mnie.

Zostało uhonorować niedzielę po bożemu: na sumę do kościoła obiadek i na popołudniowy objazd. Korzystając z chwili na pierwszy ogień poszedł Patyk, który wyszedł mi z pomocą w odzyskaniu danych. Z uwagi, że Marcin ma jeszcze parę punktów do zrealizowania to po 19:00 się żegnamy i ruszam na mały objazd na Park w Kazimierzu i dalej na P3, gdzie objeżdżając zbiornik 4-krotnie spotykam koleżanki z osiedla na rolkach (jednoosiowych czterokołowcach), Pawła, z Hańkiem w przelocie oraz Maćka i Staśka. Z Pogorii bez zbędnego kręcenia po zachodzie słońca do siebie na Zagórze.

DPDOD - u Prezesa kolejny roczek do przodu.

Czwartek, 27 czerwca 2013 · Komentarze(1)
7:30 wyjazd do roboty trasa standard.Rześko mogłoby być trochę cieplej.
W robocie zgaduję się z Tomkiem na wspólny powrót. Parę minut po 16:00 Tomek stoi już n pod bramą. Na początek do PTTK-u odebrać legitymację. Dalej różnymi zakosami przebijam Tomka do Parku na Środuli i dalej na Zagórze. Gdzie się żegnamy.

Wieczorem na dokrętkę Pogoria, Zielona, Ksawera, DG i na Zagórze.

Kto wyłączył ogrzewanie???

Wtorek, 25 czerwca 2013 · Komentarze(2)
Dziś do pracy dla odmiany autem, gryzłem się czym może jednak ale jednak dałem sobie na wstrzymanie i wybrałem inny środek lokomocji.

Po pracy późnym popołudniem wreszcie decyduję się wskoczyć na rower i zrobić parę kilometrów po mieście przy okazji załatwiając parę rzeczy.

Na początek do Oddziału przetasować dokumentację klubową. Potem do Pawła na Pogoń i stamtąd różnymi zakosami na Zagórze do domku. Po drodze złapała mnie mała mżawka, wmordewindy działały z każdej strony, a powrót po zachodzie słońca to taki zimny jakbym jesienią jeździł.

Akcja reanimacja - Orzeł wylądował oraz odprawa technicza przed jutrzejszym zabezpieczaniem trasy

Sobota, 22 czerwca 2013 · Komentarze(2)
Dziś tylko dane liczbowe.
Edit:

Dzień jako na sobotę zaczyna się dość wcześnie. Na wczorajszym zebraniu wyszedł spontaniczny pomysł przywitania na Pyrzowicach naszego ambasadora do spraw wschodnich Waldka wracającego z Gruzji. Pomysł przeszedł większością głosów. Co prawda za dużo nas nie pojechało ale intencja się liczy.

Pobudka o 5:00 ale moje przyciągające łoże jakoś mnie nie chce puścić i ucieka mi pół godz. dobrze, że Darek dotarł parę min. wcześniej pod mój blok i dzwoniąc już na dobre postawił mnie na nogi. Wrzucam coś lekkiego na ruszt i o 5:50 ruszamy w dwóch na lotnisko. Aura sprzyja słońce nie jest jeszcze tak wysoko więc się fajnie jedzie. Z Zagórza na pojezierze dąbrowskie by przedostać się do Wojkowic Kościelnych, dalej na Przeczyce, Boguchwałowice "78" docieramy do Mierzęcic. Trasa mi się trochę pokręciła i fundujemy sobie dodatkową pętlę wkoło lotniska przez Zadzień, Zendek i Ożarowice. Po drodze nad głowami przelatuje lądujący Wizzair (pewnie Waldkowy) ale coś na 15 min przed czasem) wreszcie docieramy pod terminal A, a tu ani Limita, ani Waldka. Nagle słyszę, że ktoś mnie woła rozglądam się, a Jacek nas uprzedził i Waldek już w aucie. Uff w ostatniej chwili. Waldek daje się przekonać i wraca z nami na rowerze, a Jackowi podrzucamy same bagaże. Na parkingu w trakcie rozplombowania i składnia Weltura - Waldek opowiada nam jak było.
Fota pamiątkowa powitania na lotnisku i prowadzeni przez Limita ruszamy do Sosnowca.



Na Ratanicach powitalne bro i kolejna porcja opowieści. Dzień się powoli rozkręca, żona się niecierpliwi więc eskortujemy dalej Waldiego. Na Mariankach Limit odbija do siebie, a Ja z Darkiem na Zagórze, gdzie i ja odłączam, a Darek z racji, że na Mysłowice wraca odprowadza Waldka pod same drzwi.

W domu dwugodzinna drzemka i ruszam na Mysłowice pod Muzeum Pożarnictwa na spotkanie z rodzinką. Przy okazji łapię pieczątkę. Na horyzoncie burza. Po porcji lodów razem z siostrą i tatą wracamy na S-c, pod fontanną łapie dogania nas chmura i unikając moknięcia przeczekujemy burze w oddziale. Za jakiś czas dołącza do nas Limit z Adrianem. Wreszcie przestaje padać. Dzwonię jeszcze po Elę i Maćka. Posilony kebabem zgadujemy się z Darkiem i w piątkę, znów ruszamy na Mysłowice by wspomóc kolegów kolarzy w zabezpieczaniu trasy przejazdu biegaczy. Koledzy z Mysłowic przydzielają nam posterunki do obstawiania i wolnym tempem przejeżdżamy całą 7 km trasę by wskazać te punkty. Na zakończenie - nie wiem czy planowane to było czy nie na Bończyku Paweł imprezował na 18-stce kuzynki. To my jako dobrzy koledzy anielskim chórem by źle nie wypaść solenizantce STO LAT śpiewamy. Po dawce imprezowego trunku się żegnamy i wracamy za Brynicę.

W nogach już wyszło ponad 120 kilometrów, a chodziła mi jeszcze na zakończenie długiego dnia rowerowa nocka, ale sobie jednak odpuszczam bo zmęczenie materiału zrobiło swoje. Dzień zaliczam do udanych.

DPD i znów wieczorkiem relaks na pogorii

Czwartek, 20 czerwca 2013 · Komentarze(2)
Dziś dzień jak to normalnie bywa bez ekscesów z kierowcami. Za to rower właśnie dziś zalicza 10 tys. kilometr przebiegu.

Pobudka trochę wcześniej by na spokojnie wszystko ogarnąć i ruszyć bezstresowo w 10 km trasę do pracy, ale to nie ja wszystko na ostatnią chwilę. Plan był ruszyć o 7:30 i przeciągnęło się jeszcze do 7:40 smarując łańcuch oraz w Odido zakupując zapas wody na dniówkę. Wreszcie ruszam i od razu z kopyta. By uniknąć górki wybieram wariant na 94 i odbicie tamtędy na 3 Maja i wlot do Centrum Sosnowca. Tłumów na drodze nie ma więc jedzie się rewelacyjnie co prawda ciepławo już ale wiatr tym razem współpracował wiejąc od pleców i można było czasówkę kręcić. Światła pod estakadą ( ślimakiem) udaje się przelecieć bez postoju dopiero łapię się zaraz przed wylotem na Sobieskiego. Do firmy docieram na styk tym razem kiero nie mógł łatki przyczepić. Średnia na 10 km wyszła mi dość nie oczekiwanie 28 km/h także nowy rekord udało się dopaść.

Po dniówce próba dopasowania się z Tomkiem na powrót ale przedłuża mu się w Kato więc spokojnie bo słońce znów ładnie grzeje do przodu. Lekkim objazdem przez Stawy Hubertus. Dalej na Naftową przez Kościelną na Sielec i skarpą na Środulę. Nie chce mi się wdrapywać pod Mec więc decyduję się dotrzeć pod Makro i z tamtąd ciąć do domu.

Wieczorem znów dokrętka. Zamiast samej trójki na początek trochę po mieście, podjazd na wzgórze gołonowskie i na P1. Miałem ciąć na dwójkę ale jakość nie chciałem babrać w błocie kół więc wzdłuż torów docieram na Piekło skąd już na P3. Raptem zrobiłem pół okrążenia i przy Alladynie zjazd na bocznicę. Frey, Domino brodaty oraz Wallace dołączam do jakże zacnego grona i przerwa na izobronka. Posiadywana zlatuje do zachodu słońca. Przez komary trzeba się ewakuować i każdy w swoją stronę. Mi jeszcze mało i do równego rachunku ciągnę na odchodne samotnie okrążenie i również zbijam na Zagórze.

DPD + wieczora P3

Środa, 19 czerwca 2013 · Komentarze(0)
Jak mnie rzadko jakiś uczestnik ruchu zirytuje tak dziś kierowca linii 18 w kierunku niwki podniósł mi ciśnienie. Ale o tym dalej.

Na 8:00 do pracy na Szopki. Trasa standard Popiełuszki, Małe Zagórze i wlatuje na 3 Maja aż do Dęblińskiej i terenem przebijam się na Stawiki. Wyjazd lekko spóźniony ale udaje się zmieścić w dopuszczalnym kwadransie studenckim. Lekka żartobliwa bura od Kiera i od razu do działania.

Po dniówce nim ma ruszać chyba dostrzegam Tomka ale jak wyjeżdżam z bramy już nikogo nie widzę próba gonitwy nie udana więc od Dęblińskiej już delikatnie lekkimi zakolami przez Park Sielecki, Kombajnistów i Środulską Górkę.

Słońce dało się we znaki to po obiadku drzemka regeneracyjna i przed 20:00 jak już temperatura była w miarę to kierunek Pogoria numero 3. Po drodze analizuję układ znaków przy kontrapasie. Jak jeszcze od Cieplaka widnieją znaki zakaz wjazdu nie dotyczy rowerów oraz zmiana organizacji ruchu tak na Kopernika jest tylko Ustąp. A na wylocie z "czerwonego dywanu" widnieją znaki Ustąp i nakaz jazdy w lewo oraz NIE DOTYCZY ROWERÓW. Więc jadąc dalej ul. Konopnickiej mamy pierwszeństwo ale trzeba dać pozór, że jednak jakiś zadumany może nie przypuszczać, że wylecimy i może być buba. Jadąc Konopnickiej od przejazdu widnieje tablica zmiana organizacji ruchu. Czyli nie jest tak źle ale przydał0 by się jeszcze jakiś info znak że z lewej zrobili dziwny twór dla kierowców kontrapas rowerowy.

Na P3 suma kółek 4, dwa delikatniej i dwa kolejne znajduje się sparing parter i podkręcamy tempo. Po serii na Zieloną na zielonego izobronka Radlerka. Krwiopijcy komary nie dają za długo przesiadywać pod parasolem więc wlew na szybko i jadę pod tamę na P4. Z tamy asfaltem na P3 po drodze odkiwnięcie z Pawłem Kłymem. Na trójce dostrzegam Adiego z Panną tak się zagadujemy, że od kamiennego grilla do molo przerzuciłem się na spacerek. Na parkingu pożegnanie i ruszam już po zachodzie na Zagórze. Dzień jak na razie mija zajebiście. Z Konopnickiej na rondo Hendrixa i w Kościuszki spokojnie oświetlony kamizela ciągnę prawym pasem.
Cuda się zaczęły po przekroczeniu wiaduktu przy Expo. Z lewej patrzę co tak żyłuje silnik, rzut kontem oka i mija mnie rozpędzony autobus ja miałem jakieś 30 to musiał lecieć minimum 70, a Ikarus stary ale potrafi. Na światłach go doganiam z dystansem trzymam się za nim ale skręca w zatoczkę nie ma co rozpędzony tnę dalej. Na światłach przy Kępie czerwone rozpędzony powyżej 40 stopniowo zwalniam, a autobus za mną tnie lewym docieram do świateł, a ten ciul na ciągłej tuż przed pasami ryje się z lewego na mnie. Chamstwa i dziadostwa na drodze nie trawię. Nie dość, że jedzie gorzej jak by przewoził ziemniaki nie pasażerów to jeszcze łamie kutafon przepisy. Nim ruszył szparą przeciskam się przed niego. Na co słyszę ładną wiązankę z jego strony. Oj mnie zbulwersował. Stojąc już na chodniku zostaję znów otitany ale już mi się za bucem nie chciało gonić i w pyskówkę wdawać.

Po za tym finiszowym zajściem dzień miło spędzony.

Po nowego laćka na tył

Wtorek, 18 czerwca 2013 · Komentarze(4)
Z racji, że poranny kurs wypadał i dopiero ruszam w trasę o 15:00 to z rana zmiana organizacji planów.
Śniadanie i kręcę do DG po nową oponę na tył. Masakra to już 3 opona w tym sezonie poszła orginalna i jedna używka. Zakup udany wrzucam w sakwę i do domu. Zakładam nową przy okazji wzięło mnie na wyczyszczenie napędu i tak zlatuje do południa. Krótka rundka do pana Robka przy okazji dostępu do narzędzi reguluję sobie tylną przerzutkę. Gra i buczy powrót na obiad, przesiadka do szoferki i kierunek okolice Częstochowy rozwieść pakunki.

Szlakiem marketowym.

Poniedziałek, 17 czerwca 2013 · Komentarze(1)
Z uwagi, że na kolejnej trefnej oponie da się jeszcze jechać to trochę jeszcze pokręciłem. Ale jazda wyglądała jak bym na bombie jechał jedna większa nierówność i kapeć murowany. To pół biedy gorzej jak już mi się opona całkowicie rozsypie.

Najpierw około 15:00 ruszam na garaże w odwiedziny do pana Robka podcentrować tylne koło i przy okazji na maszynie zobaczyć czy nie jest jajowate i znaleść przyczynę tych pęknięć opon. Koło wycentrowane ale na feldze nie znajdujemy nic niepokojącego. Do domu na obiad i ruszam na marketów obejrzeć stan ogumienia oraz tuszów do drukarki. Na początek na ogień poszedł Decathlon, dalej Auchan ale nic mnie nie zadowala. Dalej na pogranicze Będzińsko-Czeladzkie do M1 ale też nic. Opona jeszcze daje radę. Z M1 do ostatniej deski ratunku może w Plejadzie coś mnie zadowoli. Niestety nic z tego wracam na Zagórze. Jutro robota więc rower chwilowo pauza dopuki nie wymienię tylnej opony.