Dziś zupełnie inna aura wczoraj Mazury przywiały nas deszczykiem, a dziś słonecznie. Wedle rozpiski uroczyste rozpoczęcie zlotu przewidziane na 11:00.
Po nocnych wojażach udaje się sensowne wstać i odziani w klubowe kamizelki pod Amfiteatr w Wilkasach na uroczyste otwarcie już 62 Centralnego Zlotu Turystów Kolarzy. Kolarze i Kolarki jak to włodarze sklasyfikowali powoli zjawiają się i skarpa z widokiem na Jezioro Niegocin powoli się wypełnia Kolarzami z innych polskich miast i również z zagranicy. Według oficjalnych danych ponad 600 uczestników. Po przemówieniach oficieli i organizatorów ruszamy całą tą chmarą do Giżycka. Na początek pod Krzyż Brunona na zbiorowe foto pamiątkowe.
Po uwiecznieniu się ruszamy już sami klubowi zlotowcy w składzie Marcinów Gozdków dwóch, Limit, Waldi, Darq, Ela, Janusz i Stasiek na objazd Niegocina. W Rogowie zatrzymujemy się na pierwszy mazurski obiadowy futrunek. Tanio, dobre i do syta. To lubię. Degustacja zakończona kręcimy dalej na Giżycko. Dziś mniej zwiedzania. W sumie przejazd taki na rozkręcenie. W Giżycku zakup Grilla ochrzczonego na klubowy. Wieczorem odprawa i omówienie pierwszej trasy zlotowej, a potem czas na wypróbowanie grilla.
Dopinanie wszystkiego na ostatni guzik i pakowanie się na ostatnią chwilę sprawia, że w kimę idę dość późnawo, a o 6 zaplanowałem zbiórkę na wyjazd. Pobudka w godzinie W. no ładnie ogarniam się na biegu i ruszam na Stary Sosnowiec na zbiórkę. No cóż Prezes tym razem ostatni i jeszcze spóźniony. Już w komplecie na 3 auta zmierzamy w kierunku Giżycka. Za oknem nie za specjalna pogoda do jazdy, ale udaje się bezpiecznie dotrzeć. Z Waldkiem docieramy pierwsi i załatwiamy wszystkie formalności związane z zameldowaniem się w domkach. Gdy już docieramy wszyscy rozlokowujemy się i jak przestaje padać idziemy zarejestrować się u organizatorów zlotu. Potem już kto co woli Szanty, dyskoteka i impreza do rana.
Z racji, że w Merdzie ponadprogramowe serwisowanie dziś do roboty na Krosiku. By wrzucić jakiś sensowny dystans podpinam do niego bezprzewodowy licznik. Po obserwacji wskazań dochodzę do wniosku, że licznik w ciula gra i nawet stojąc potrafi doliczać kilometry.
Biorąc rachunek błędu pomiary z licznika na dzień dzisiejszy: DST 23 km w tym teren 3 km i czas 2:20, nie dodaję do ogółu km na BS
Ostatnia dniówka przed urlopem mija dość szybko, niestety oczekiwany przez co niektórych deszcz wyskoczył. Spędzam ekstra 2 godz dodatkowe na firmie czekając jak przestanie lać. Wreszcie trochę spokojniej. Turlam się do Oddziału po dokumenty zlotowe. Już mam się zbierać, a tu kolejne obfite opady - zaś obsuwa w czasie. Gdy już się unormowało do Plazy na małe zakupy i kręcę do domu się wreszcie spakować. Ale za nim to dzwonię do Pana Robka co z moim pojazdem. Całe szczęście wsio na czas zrobione. Łącznie w rowerku nowe pedały, tylna piasta obręcz, kaseta i łańcuch. Lecę odebrać teraz to się będzie gnało. Potem już sortowanie co i ile czego wziąć. Wszystko się przyda, ale i zarazem połowa tego jest zbędna. W większości udaje się wyrobić przed północą. W kimę i jutro o 6:00 kierunek Giżycko.
Od wtorku na delegacji, a dziś dzień wolny to nadrabiam domowe zaległości i ruszam do dziadka doprowadzić bika do stanu używalności. W czasie mojej nie obecności zlecam tacie zadanie doprowadzenia roweru do pana Robka w celu usprawnienia i przygotowania bika na mazurskie urlopowanie. Łańcuch i kaseta wymieniona - już 3 zestaw od nowości przy tym rowerze. Do tego przesmarowanie newralgicznych miejsc. W sumie zrobione to o co prosiłem, ale po dzisiejszej jeździe testowej po osiedlu nie pasuje mi jeszcze praca tylnego koła. Jadę na garaż dowiedzieć się cóż to może być. Koło w aparaturę jest centra, mało tego koło jest lekko jajowate, mało tego dostrzegam, że obręcz jest pęknięta przy jednej ze szprych. No cóż nie obędzie się bez wymiany na nową. Do tego jeszcze piasta również do wymiany. Dziś nie pokręcone no cóż w sobotę wyjazd więc trzeba doprowadzić sprzęt do ładu i składu. Jutro do roboty na Krosie dla odmiany, a pan Robert w między czasie jutro doprowadzi tylne koło do stanu używalności. Jak mu nową obręcz dostarczę. Od przyszłego sezonu próba jazdy na dwóch łańcuchach i przekonanie się na własnej skórze czy wydłuży to żywotność kasety. Bo tak średnio co 5000 km przychodzi pora na wymianę.
Dziś też bez większego kręcenia. Przy poniedziałku o dziwo udaje mi się wcześniej zebrać i wybywam o 7:20 standardową trasą na Morawę. Pomimo przeskakującego przy szarpnięciu napędu udaje się utrzymać przyzwoitą prędkość. Przy dobrej czasówce unikając świateł przy ślimaku odbijam na Park przy basenie i dalej terenem wylatując na Kilińskiego. Jednak nie było mi dane nie spóźnić się przy poniedziałku do roboty. Przecinając pod spodem estakadę niewiadomym sposobem zmuszony zostałem do hamowania. Coś syczy (niedobrze, a tyle co na wieczór dobijałem powietrza). K--a zaś pana co za fatum. W przednie koło wrypał się odłamek szkła i parszywie poczynił szkody w postaci przedziurawionej dętki. Szybki serwis wymiany i lecę dalej. Jeszcze parę minut mam by wjechać na styk. Ale nie ja. Czerwone światło i zaklinowany łańcuch sprawiają, że docieram lekko spóźniony.
Po pracy objazdem po nowy łańcuch i linki rezerwy na wyjazd do Plastrów i do Banku. Jutro dzień przerwy rower na serwis, a Ja zwów gdzieś w Polskę.
Ten pierwszy w sierpniu weekend nie wypadł rewelacyjnie jeśli chodzi o dystans. Znów nie za dużo, ale zawsze coś.
Dziś znów większość dnia w domku przesiedziana, rano niedzielne obrzędy kościelne, potem zabawa z rachunkami i dopiero po tym całym bałaganie wybywam ok. 18:00 do Decathlona ogarnąć czy są jakieś fajne promocje, powrót pod domek i ruszam z rodzinką na przejażdżkę po okolicy.
Na początek kierunek Park na Kazimierzu, po drodze pogawędka z Panem_P. Rundka po parku w poszukiwaniu kangura. Skubaniec nie lubi komarów i zamknął się w swojej kwaterze. Za to Szopy wariowały za trzech. Z parku kierunek Dg i P3. Pod molo mamuśka z siostrą kręcą pauzę, a ja z fatrem dwa kółeczka wokół zbiornika. Ciemnawo się zrobiło to zawijamy z powrotem na Zagórze.
W głowie po dniu dzisiejszym nasuwa się apel do niedzielnych rowerzystów i innych uprawiaczy wszelakiej aktywności na dąbrowskich akwenach.
DNI SĄ CORAZ KRÓTSZE, A CHĘTNYCH DO RÓŻNEJ AKTYWNOŚCI SPORO SZCZEGÓLNIE PO ZMROKU. CO PRAWDA NIE MA OBOWIĄZKU JAZDY NA TERENACH POZA ULICĄ ZE ŚWIATŁAMI, ALE MOGLIBYŚCIE ZAINWESTOWAĆ GROSZE NA NAJTAŃSZE OŚWIETLENIE I KAWAŁEK ODBLASKU, ABYŚMY BARDZIEJ KOMFORTOWO I BEZPIECZNIE MOGLI SIĘ MIJAĆ I CZERPAĆ RADOŚĆ Z UPRAWIANIA SPORTU. ROZUMIĘ BIEGACZY NIE KOMFORTOWO SIĘ BIEGA Z LATARKĄ NA GŁOWIE ALE CHOCIAŻ MAŁY ODBLASK NA NOGĘ I JUŻ JADĄCY ZE ŚWIATŁAMI WAS DOJRZY.
Na dłuższą jazdę chodź by się chciało nie można pozwolić. Po 3 dniowej delegacji nadrabianie różnych zaległości domowych (kiedyś to trzeba zrobić). Przed południowym szczytem grzejącego słońca rowerkiem do Reala po zaopatrzenie. Potem sprzątanko i inne zajęcia domowe. Po południu znów rowerem do Oddziału uzupełnić papierzyska. Po drodze spotkanie z Januszem na górce środulskiej i rzut okiem na kino pod chmurką, gdzie leciała kolejna część Bonda.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym