Obecna praca sprawia, że moje wolne jest ruchome. Tak też krótki weekend rozpoczął się w piątek, a zakończy w środę więc kolejna okazja na dalszy wypad bikem puki ciepło.
Z różnych wersji najrozsądniejszą było ruszyć w sobotni poranek na Gorzkowice i wrócić w Poniedziałek z tatą. Na dwoje babka wróżyła jakoś opornie mi to szło ale z planowanego wyjazdu z rana by zdążyć na metę gminnego rajdu Odjazdowego Bibliotekarza wyszło, że z domu wytaczam się na dwadzieścia minut przed 11:00 więc tylko została walka z czasem by 150 km odcinek pokonać jeszcze za widoku.
Śniadanie wrzucone i w drogę. Dla porównania osiągów wybieram wariant B czyli testowaną trasę z sierpnia.
Na początek kierunek na Zieloną, drogi miejscami wilgotne - chyba coś musiało w nocy popadać. Z Zielonej na P4 i cała na przód do Wojkowic Kościelnych. Kręci się w miarę dobrze po mimo lekkiego wmordewindu. W Wojkowicach przeskok przez DK 86 i dalej pod Zalew Przeczycki. Od zachodniej strony przebijam się przez Boguchwałowice do Zadzienia i tam lasem do Brudzowic, kawałek asfalt i znów las do Winowna. Znów inne przełożenie i cała na przód do Woźnik. Przerwy dziś zaplanowane średnio co 30km także bez zatrzymania do Rudnika Małego. Bez potrzeby spoglądania w mapę przymusowych postoi z powodu deszczu to na tym punkcie mam zdecydowanie lepszy czas niż ostatnio. Druga przerwa popasowo-pojeniowa w okolicach Nierady. Posilony dalej na Częstochowę. O 14:30 mijam Dworzec PKP w Częstochowie - jedyny po tej stronie możliwy wariant przeskoku na PKP. Puki co nie zmęczony tnę Wojewódzką 483 w kierunku na Łask. Chwilowy kryzys dopada mnie na przestrzeni setnego kilometra. Tutaj dłuższy postój i zakup jakiegoś Powerdrinka. Nawet skusiłem się na Radlerka. Jednak na tą stronę bez ciepłego futrunku ciężko gnać pow. 100. Kręcę dalej. Wreszcie Warta przekroczona czyli witamy w Łódzkim. Wojewódzką przy praktycznie znikomym ruchu docieram do Nowej Brzeźnicy, gdzie odbijam na krajową 42 w kierunku Radomska, aż do Woli Jedlińskiej. Gdzie znów odbicie na Kleszczów. W Brudzicach już prosto na Kamieńsk. Po zmroku w świetle lampki przecinam górą DK 1 i ląduję w Kamieńsku, skąd już kamieniem rzucić do Gorzkowic.
Na Bazie melduję o 19:15. Już nie pogoda na takie długie tripy. Padnięty ale zadowolony, że pomimo mniejszej średniej o łącznie z przerwami czas dojazdu poprawiłem o około 0,5 h.
Niestandardowe bo dziś wolne ale, że minął 10-ty to w wiadomym celu się do firmy zawitało. Niestandardowa też była trasa dojazdu oraz czas. Wyjazd nieco po 11:00 trasą objazdową przez Dańdówkę, Niwkę, Modrzejów, Mysłowice i baza na Morawie. Wedle grafiku wychodzi że wolne wydłuża mi się do Środy więc korzystam z okazji nabicie kilometrów i jutro ruszam po raz kolejny na 150 km dystanik do Gorzkowic. Wariant trasy jeszcze w praniu czy też to będzie:
wersja B: zachodnia strona Gierkówki: którą to we wrześniu testowałem,Przeczyce, Zadzień, Woźniki, Częstochowa, Mykanów, Nowa Brzeźnica, Kamieńsk, Gorzkowice;
a może jeszcze coś innego wejdzie mi do głowy. Hmm jeszcze nie wiem.
Po pracy na chwilę do PTTK, serwisu zajrzeć jak postępy w reanimacji Lapka i do domku na futrunek. Pomysł był na dokrętkę ale popołudnie minęło na przelewach, a teraz pora na przesmarowanie napędu i uszykowanie się do tripu.
Akumulatory po weekendzie naładowane więc nawet poniedziałkowe wstawanie nie było straszne.
Pobudka o 6:00 by profilaktycznie powoli rozkręcić tydzień i na spokojnie się wyrychtować. Tak każdy każdego gdzieś przy uważa i mi się udało idąc rano do króla po świeże bułeczki dostrzec w blaskach budzącego się dnia kręcącego Jacka w kierunku Dąbrowy.
Uszykowany spokojnie w oknie startowym 7:25 standardową trasą do pracy. Jakoś idąc do piekarni mgła tak nie była uciążliwa ale przy starcie już zdecydowanie ograniczała widoczność. +3 na starcie. Jak na razie nie jest źle z dojazdem. w normie się mieszczę. Jeszcze do tego sprzyjająca zielona fala.
Po pracy małym zakolem by nie kołować tą samą drogą przez Mysłowickie stawy Hubertus, Ostrogórską, Park Harcerski, Judwik, Narutowicza, Kombajnistów Park na Środuli i przelot przez BMC na moją część Zagórza.
W głowie chodziły różne plany na ten dzień, ale rzeczywistość jest jaka jest i z konkretnego dystansu wyszła norma.
Z rana obrzędy niedzielne i penetrowanie targowiska w poszukiwaniu okazji.
Po obiedzie krótka drzemka i bikem ruszam na Klimontów by dołączyć do rodzinki na comiesięczne spotkanie Stowarzyszenia. Gdy spotkanie dobiegło końca nie marnując czasu stwierdzam, że mykam dalej pośmigać. I tak z Klimontowa na Juliusz, skąd przez las przedostaję się na Maczki i dalej płytami na jaworznicką Sosinę.
Na Sosinie chodzi mi po głowie wydłużyć pętle i udać się na Ciężkowice skąd szlakiem w stronę Skałki i dalej na Centrum, ale kontrolując czas i zapas energii modyfikuję wersję trasy i przez Szczakową przedostaję się na OST. Ze Stałego na Łubowiec i kierunek Sosnowiec.
Przecinając Niwkę i Modrzejów ląduję w Mysłowicach. Nawrót przy Realu i koło Giełdy wracam znów na Sosnowiec. Znów chodzi mi po głowie jeszcze gdzieś pośmigać ale zapala się rezerwa, mały głód daje o sobie znać więc bez kombinowania najkrótszą wersją trasy powrót na Zagórze.
Jakaś ta sobota totalnie na przekór. Wczorajszy wczesnoporannny dojazd do pracy i nałapanie zimnego powietrza domniemywam, że wpłynęło na fakt iż rano obudziłem się z bólem gardła i wstępne plany jazdy z chłopakami po górach raczej by nie wypaliły, do tego bika miałem na firmie więc i tak nic z tego by nie wyszło.
Gdy już się z wyrka wydostałem herbatka z miodem na ukojenie, porcja witaminowa i zbieram się zbiórkomem na Morawę. Po drodze łączność z Waldkim jak im tam weekend w Gorcach leci i Darkiem czy już dotarli do Wisły. Jak jeszcze Waldiemu plan się udał tak nasza rowerowa ekipa poległa na całej linii. Mój bike uwięziony na firmie, Pawłowi poszło znów łożysko w piaście, a pogoda wyjątkowo ciepła się zapowiadała.
Wydostawszy rower z firmowych magazynów zbieram się w drogę powrotną na naleśnikowy furunek.
Posilony odpowiednią dawką kalorii puki jeszcze widno ruszam w plener. Jakoś tak bez pomysłu pewny kierunek dąbrowskie kałuże, a potem się zobaczy.
W sumie wyszło, że objechałem wszystkie 4 i czując już że organizm ma już dość wracam na Zagórze. Może jutro uda się cosik więcej ukręcić.
Dziś wyjazd do roboty jak dla mnie to jeszcze w nocy mianowicie z domu wybywam już o 4:30 z racji wczesnego wyjazdu na dostawy. W planie Jarocin, Ostrów Wielkopolski i Opole. Ciemno ok. 0 stopni na starcie, puste drogi więc pomimo zimna leciało się dobrze. Dodatkowy plus że nie wiało.
Drugi dzień wolnego, ale i tak jakoś ostatnio średnia wypadów w granicach max 30 km. Może uda się dociągnąć do 8 tysięcy przebiegu.
Dziś dzień pod znakiem przejażdżki z tatą i załatwiania różnych sprawunków. Począwszy od wizyty u lekarza na Zagórskim Szpitalu, a skończywszy na ciepłej herbatce w Oddziałowym biurze.
Po drodze jeszcze targowisko, Timken i cmentarz na Czeladzkich Piaskach.
W drodze powrotnej dawno nie zaliczona pana w rowerze taty. Chcieliśmy skorzystać z kompresora na stacji koło Okrąglaka. Niestety nie mieli tegoż urządzonka i chciał nie chciał przyszło bawić się znów w wulkanizatora i wymienić zmienić przebitą dętkę. Dobrze, że z reguły zawsze jeden zapas wiozę ze sobą. Pod wieczór próba dokrętki ale jakoś odeszły mi chęci zwłaszcza, że jutro dużo w czas już do roboty trzeba śmigać.
Dzień wolnego w ramach zaległego wolnego z niedzieli więc korzystam z okazji i poświęcam dzionek na papierologię w Oddziale.
Na początek sparing z "D -ką" od Środuli do Center w celu przekazania mamie przesyłki. Mianowice biletu miesięcznego na komunikację zbiorową. Transakcja zrealizowana więc nie tracąc czasu śmigam do PTTK. Na różnych sprawunkach zlatuje do 16:00. Pora kręcić na jakiś obiadowy futrunek. Po drodze zakręcam na Dekerta po jakieś nowe ciżemki.
Wieczorkiem tak po 19:00 jakoś mam mały niedosyt i ruszam na godzinną dokrętkę po dąbrowskich terenach rekreacyjnych czyt. Pogoria 3. Jak za dnia jeszcze w miarę to po zmroku jazda przy + 5 ale i tam nie było tragicznie zimno.
Wczorajszy zimny wiatr dał mi się we znaki więc dziś zapobiegawczo dodatkowo do warstwowego jesiennego zestawu ubraniowego dorzucam wełniany komin ala golf w szyję ciepło i do tego nie łapię tyle zimnego powietrza.
Wyjazd do pracy o parę minut wcześniej niż standardowo ale i tak przez niekorzystny układ zielonych świtał docieram praktycznie na styk.
Powrót też bez większego kluczenia trochę terenem trochę bokiem by nie wracać tą samą drogą. Jutro wolne za niedzielę więc może więcej się coś ukręci.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym