Uff zaś na sucho uszedł mi powrót do domu. Generalnie chyba ostatnia dniówka zastępcza na salonach w okresie urlopowym. Wybywam z domu późno bo 9:20. Mimo to jakoś sprawnie nogi zapodają, że starcza czasu na zakup popasowy i dotarcie na Roździeń przed godz otwarcia. ICM znów się dobrze spisał i idealnie wytypował, kiedy popołudniowa ulewa się skończy.
Kolejna dniówka na Roździeniu. Wyjazd nieco później, ale i tak w oknie startowym i spokojnie zdążyłem ze wszystkim. Po pracy postanowiłem nieco zagiąć powrót i poleciałem sobie na Czeladź. Następnie Grodziec, Łagisza, P3. Na molo kilka minut pogawędki z Dominem i Heńkiem, po czym zjazd do centrum DG i docelowo na Zagórze.
Od momentu pobudki przez okno się słońce dobija. Zastanawiam się jak to się ubrać, aby termicznie się komfortowo jechało. Decyduję się na wczorajszy wariant jesienny z tym, że softshell' ka zostaje w plecaku. Nim staruję do pracy wpadam do rodziców pomóc przestawić jeden mebel i stamtąd już standardową drogą udaję się na Rawę.
Na koniec dniówki dzwoni Krzysztof czy mam klucze do Oddziału, bo potrzebuje zabrać klubowy banner. Akurat miałem i zaraz po pracy udałem się na Dęblińską. Wydaję Krzyśkowi to co chciał i odprowadzam go pod jego kwadrat przy okazji obgadujemy szczegóły wyjazdu do Krasnobrodu. Dalej już do domku przez Wawel, Kombajnistów, Park na Środuli i BMC.
Dzień przerwy od jazdy. Raz, że wolne, dwa, że aura nie sprzyjała. Dziś jakoś długo się zbierałem i staruję z domu 9:16. Margines okna startowego. Odzienie jesienne i w drogę, Myślałem, że będę gonił, ale udało się płynnie śmigać i wskoczyć w normy czasowe na tyle, że zahaczam o Lidla. Potem już prosto na Roździeń.
Z biegiem dnia się wypogodziło, ale jak już wybiła 19:00 nadal było chłodnawo i nie chciało mi się kręcić na objazdy. Dodatkowo dostałem SMS z info, że obiad czeka więc nie pozostało nic innego jak kręcić prosto do domu. Powrót przez Gospodarczą zobaczyć jak tam prace drogowe idą.
Po dniu przerwy od aktywności (chyba było mi to potrzebne) dziś od rana biorytm dodatni. Poranne czynności idą płynnie co sprawia, że wyrabiam się ze wszystkim i ruszam z domu 300 sekund po 9. Jazda idzie spokojnie, choć mam wrażenie, że ruch jak na wtorek spory o tej porze. Po drodze na Piastowie zakup popasowy do pracy i docelowo na Roździeń.
Przyszło wracać do domu i zacząłem się zastanawiać po tym co widziałem za oknem, ale znów mi się udało i gdy wybiła 7 p.m. deszcz ustąpił i powrót zaś na sucho.
Po takich wojażach przydałby się dzień wolnego, a tu przyszło śmigać na salon. Pobudka idzie dość opornie, łeb jak sklep, migrena taka, że mam wrażenie, że mi zaraz głowa się rozleci. Ogarniam jakieś śniadanie i wybywam z domu 9:10. Za oknem słońce, ale wiatr chłodny na tyle, że po kilometrze przyodziewam się w wiatrówkę. Sama jazda też idzie topornie, do tego stopnia, że przyszło mi na myśl, czemu nie wybrałem zbiórkomu. Pod Rawą melduję się punkt 10:00. W pracy tabletka, liter kawy i powoli, powoli wracałem do rzeczywistości. Dniówka nawet nawet mi zleciała. Wieczorem, gdy przyszło wracać biorytm zdecydowanie lepszy. Jazda płynna. Termicznie też mam wrażenie, że nieco cieplej. Na kwadrat wracam w 85% identyczną drogą.
Piątek weekendu początek. Spać jakoś nie mogłem i wstawanie idzie dość opornie. Jak już się ogarnąłem wypadam z domu nieco wcześniej, aby zakręcić jeszcze do administracji i ich tam trochę podenerwować z rana, bo jakieś niestworzone rzeczy mi wyliczyli za zużycie wody.
Gdy już wreszcie z nimi się dogadałem i oliwa na wierch wypłynęła - na moje wyszło, mieli błąd w rejestracji miesięcznych opłat, zbieram się i kręcę na Rawę. Obsuwę mam lekką i muszę nieco mocniej na korbę naciskać. Docieram trochę zagotowany. Prysznic z kranu, przebierka w cywil ciuch i przesiadywanie na salonie do 20:00.
Po pracy nad Kato zebrały się nieładne chmury, ICM również wróżył deszczyk więc przyodziewam kurtałkę i ochraniacze na buty. Początkowo pokrapuje, ale po przejechaniu Brynicy deszcz ustał i przyszło mi się pozbyć wierzchniej warstwy. Na Środuli odbijam do Lidla zakupić prowiant na jutrzejsze kajaki i zjazd na kwadrat.
Leci ten tydzień. Zaś stały kierunek Katowice. Przez noc jakoś mało się zregenerowałem co odbiło się na dynamice jazdy. Nogi jakoś za specjalnie nie chciały pracować, potrzebowałem paru kilometrów, aby się rozgrzały.
Po dniówce na Rawie powrót urządzam sobie przez Szopki, następnie zjazd na Stawy Hubertus, aby wyjechać przy oczyszczalni na Radosze. Potem Ostrogórską do ronda Gierka, skąd już ścieżkami od 1 Maja poprzez Narutowicza, Kombajnistów, Park na Środuli do Zagórza.
Przelot do pracy i z powrotem. Dla odmiany dziś upgrade zakupiony w Lidlu na Piastowie. Powrót czynię sobie przez Pogoń, Będzin, wał Czarnej Przemszy, Park Zielona, P3 i zwrot na Damelu w kierunku Zagórza.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym