Kilka dni wolnych od pracy celem załatwienia kilku spraw na wsi. Głównie przyłącze energetyczne do działki. Rower głównie komunikacyjnie z dojazdem do pociągu i od pociągu na kwaterunek. Środa deszczowa więc i tak ukręcone to co konieczne.
W rowery dwa - sławkowskie klimaty. Miałem smaka na strawę z Austerii, a tu przykre rozczarowanie. Karczma pandemii nie wytrzymała i od listopada stoi zamknięta nie zagospodarowana. Posilamy się w innej na małym Rynku. W ramach pętli kładki nad starorzeczem Białej Przemszy i trochę zawijasów po lasach. Powrót przez Niwę i Euroterminal.
Impreza, która od jakiegoś czasu budzi u mnie mieszane uczucia. Mimo to i tak po raz enty stawiam się na starcie tej największej w regionie rowerowej fety. Że nieco za chłodno to dojazd tuż przed startem. Znajduję się z klubowiczami, trochę pogaduch i ruszamy. Na starcie towarzyszy Miejska Orkiestra. Nasze biało czerwone wdzianka w tym roku prawie że na końcu tego odblaskowego węża liczącego ok. 1500 duszyczek. Przejazd kończy się na terenie rekreacyjnym przy Osiedlu Brzozowica w Będzinie zwanym miejską plażą. Na mecie ciąg dalszy pogaduch i po około godzinnej pauzie nawrót na kwadrat.
Dwa dni przerwy i w środę na dłuższy objazd się wybrałem. Jak to mnie ostatnio wychodzi wyjazd z obsuwą i trzeba było się przyłożyć do kręcenia. Plan złapać pieczątki z zamków z Siewierza i rodzimego Sosnowca. Przejazd do Siewierza dość sprawny. W połowie drogi zmiana odzienia. Długi zestaw do plecaka i na krótko spokojnie już można było jechać, jak temperatura przekroczyła 20-stkę. Przy okazji rzut okiem jak się zmienia układ drogowy na odcinku DK1 na wysokości Ząbkowic. Szykują się nowe drogi i węzły. W zamku w Siewierzu prace remontowe i obsługi nie było, ale za to udaje mi się załapać na 3 pieczęcie w Izbie Regionalnej. Na zwiedzanie nie ma za bardzo czasu i bez zbędnej zwłoki powrót do Sosnowca. A tamtą stronę drogami, a powrót czerwonym szlakiem zamkowym na P4. Dalej już ścieżką przy czwórce na Zieloną i trzymając się Czarnej Przemszy prosto pod Zamek Sielecki. Tu w muzeum już bez problemu z pieczątką. Jeszcze chwila więc zjazd do kropkowanej po upgrade popasowy i prosto do pracy. Motywacja była to i się 60 ukręciło. Do tego klasyczna dyszka pracowa i się dzień fajnie rozkręcił.
Oprócz KOTa i zamków. Wzięło mnie na blachy z GOT-u i dodatkowo krajoznawczej odznaki Szlakiem Zabytków Światowego Dziedzictwa UNESCO. A, że od 2017 roku Kopalnia Srebra w TG została wpisana do listy UNESCO tam dzisiejszy cel sobie obrałem. Nim jednak to leń i poranne procedury startowe sprawiły, że za wcześnie to mi się jechać nie chciało. By się zmotywować biorę fota i dzwoniąc do Limita z lekkimi oporami udaje mi się go wyciągnąć do wspólnego niedzielnego wypadu. Czasu na uszykowanie ma tyle ile mi zajmie droga do niego czyli ok 45 minut. Do Psar jednak kawałek. Sprawny dojazd i punkt 13:00 melduję się w limitowanej chatce. Że my się trochę rozgadali telefonicznie zostały 2h na dojazd i załatwienie sprawy. Pogoda dopisuje, współpracują to i cel udaje się osiągnąć w 1,5h po drodze robiąc krótką pauzę w Parku Świerklanieckim. Cel osiągnięty, pieczątki podbite, popas i kręcimy z powrotem trzymając się tego co limitowy GPS nam proponuje. W sumie to w Radzionkowie trochę nowości, następnie klasyk przez Piekary i Wymysłów. Za tamą zjazd w las i bocznymi leśnymi duktami Limit wyprowadza nas na tyłach Góry Siewierskiej. Wieża widokowa w Górze Siewierskiej nadal ogrodzona i na razie nie ma co wycieczek tu ciągnąć. Czasu mam jeszcze trochę to zjeżdżam na napój i poidło regeneracyjne do Limita. Tematów przeróżnych to się tyle nazbierało, że chyba musimy zaś wyskoczyć na jakiś sakwiarski wypad aby się do oporu nagadać. Wieczór powoli się zbliża, a jeszcze do rodziców przy niedzieli pasowało by zajrzeć. Pora się żegnać i turlam się testując nowy asfalt wojewódzkiej 913 do Łagiszy. Dalej na Zieloną i rzut okiem na jeszcze długo rozkopaną stację PKP w centrum Dąbrowy. U rodziców zaś pauza, po czym zjazd na kwadrat z dobiciem do równej setuni.
Trochę się rozgadałem, ale Limita na rower wyrwałem.
Na gościnnych występach w Kato. W ramach projektu Kocurek zaprosił na sielankową wycieczkę po katowickich muralach. Zbiórka chętnych przy fontannie i w klubowym gronie udaliśmy się do parku Boguciciego. Gdy już na oficjalnym starcie zebrała się zainteresowana tematem grupa, przywitała nas Ula przewodniczka dzisiejszej rajzy i udaliśmy się na zaplanowany objazd ściennych malowideł w dzielnicach Nikisz, Janów, Szopienice. Przewodniczka przybliżyła pochodzenie i znaczenie każdego napotkanego. Na Burowcu zakończyliśmy wojaże i już w mniejszym gronie udaliśmy się na do Mysłowic na Słupną, gdzie odbywał się festyn charytatywny na zakończenie lata. Po pogaduchach z chłopakami z Cyklozy się rozjeżdżamy, ja zgarniam Agę i odwożę z powrotem do Kato. A na dobicie się z myślą dokręcenia do setki już po zmroku zaginam na Siemce. Na Bańgowie jednak siły się powoli kończą i podążając za 94 kręcę do Będzina. Następnie wzdłuż torów na Środulę i zjazd na Zagórze.
Jeden z niewielu w tym roku spędów klubowych. Aura taka sobie, ale pogoda ducha wszystkich, którzy dotarli na metę w Parku Śląskim na najwyższym poziomie. Nasz mały peletonik zebrał się pod fontanną, skąd na kwadrans przez 11:00 ruszyliśmy w trasę. Na Nikiszu idealnie się zjeżdżamy z rowerowymi Mysłowicami i wspólnie docieramy pod Spodek. Słońce towarzyszy do startu. Tuż przed dojazdem na metę niebo się rozlewa i z godzinę towarzyszy na deszcz z różnym natężeniem na mecie w Skansenie. Mimo to i tak sporo się duszyczek zjechało. Jak już kapanie się skończyło odwożę Agę na Zawodzie i w pojedynkę zjazd na kwadrat. Nim jednak docieram zjazd na myjkę. Prysznic jednośladu i dopiero ja ruszam się doprowadzić do porządku. Aktywne zakończenie okresu wakacyjnego.
Do późnoobiadowa rundka rozjazdowa. Za mało ostatnio tego jednośladu za mało. Oczywiście start miałbyś dużo wcześniej ale poranny deszcz nieco zapędy ostudził. Także dopiero start około 10:00. Trasa z lekkim up-em na Kromołowcu. Kwadrat - Klimontów - Juliusz - Ostrowy - Szałasowizna - Strzemierzyce jedne i drugie - Łosień omijam ścinając przez Koksownię i dalej już wspinaczka na pagórek niegowonicki. Po 30 kaemach dopiero nogi zaczęły współpracować i jazda szła dużo sprawniej. Chwila oddechu i długa do Ogrodzieńca skąd przez Fugasówkę do Zawiercia. Smak był na jurajską pomarańczę, a pora już nie ta więc dalej do centrum zawitać do Mrówki. Szybkie zakupy i wzdłuż torów do Łaz i za drogą przez Głazówkę, Wiesiółkę i Chruszczobród do Tucznawy. Tam przymusowy kwadrans przyszło pauzę kręcić jak się niebo rozlało to sobie darowałem jazdę. Chmura przeszła i już na sucho przez Ząbkowice, Gołonóg pod WORD i boczną drogą na Staszic, skąd lasem Zagórskim przebijam się na kwadrat. Ot taka sobotnia błąkanina wokół kominowa.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym