Pogoda się sprawdziła i po południu zrobiło się okno pogodowe. Obrobiłem się z domowymi zajęciami i po obiadku runda po lokalnych pagórkach. W sumie założenie było dotrzeć na Górę Siewierską zobaczyć jak postępy idą z oddaniem platformy widokowej, ale z uwagi na okrojony czas trzeba było skrócić trasę. Na początek z kwadratu na Wawel i dalej przez Pogoń do Czeladzi. Dwa krótkie pitstopy na Piaskach, a drugi na czeladzkim rynku. Wiaterek momentami nieco uprzykrzał, ale przynajmniej nie padało. Z Czeladzi na Wojkowice, gdzie za kościołem odbijam w kierunku Strzyżowic. Na Podwalu po kontroli czasu zamiast w lewo pod cmentarz i dalsza wspinaczka na Górę Siewierską nastąpił zwrot w prawo i wojewódzką przez Psary śmigam do Gródkowa. Żeby tak nie mało było to w Gródkowie zjazd do Grodźca z podjazdem pod kościółek na wzgórzu św. Doroty. Objazd odrestaurowanego Kościoła na szczycie i czas na zjazd pod targowisko w Będzinie. Podjazd na Warpie sobie odpuszczam na Brzozowicką tnę pod stację pkp Ksawera. Gruntówką wzdłuż torów na Korzeniec i nowym tunelem przeskakuję pod torami i wyskakuje na centrum DG. Jeszcze dwa pagórki na Mortimer i Mec i na dziś było by na tyle.
Małe co nieco przed obiadem. Korzystając ze słońca odpalam Biga i tak sobie kręcąc z nóżki na nóżkę Las Zagórski, Pogoria 3, Park Hallera i zjazd na kwadrat.
Sobota, a właściwie noc z soboty na niedzielę aktywna z tzw. buta w ramach nocnego Rajdu Szlakami Powstańców Styczniowych. Spacer na odcinku Maczki Dworzec - TTC. Tam nastąpiło zakończenie i na deser jeszcze dalej z buta TTC - Zagórze. Taka nocna 16 wyszła.
Dziś po obiadku rekonesans z udziałem roweru. Kwadrat - Klimontów - Juliusz - Kazimierz - Park Kuronia - Staszic - Gołonóg - Łęknice - P3 - Dg centrum - Józefów - Zagórze. Na finiszu zjazd na myjnię, bo nieco lub znaczenie nazbierało mi się marazmu objeżdżając place budowy w Dąbrowie.
Na Pogorii dominacja piechurów. Cyklistów nie spotkałem.
W sumie to miała być nie rowerowa sobota, a jak już to w godzinach popołudniowych na mniejszą skalę. Sobota zaczęta od pobudki o przyzwoitej porze - 5:00. Już pół godziny później odpalam autonogi i mam zamiar ruszać po współtowarzyszkę pieszej trasy do Sanktuarium w Piekarach, a tu sms, że osłabienie organizmu i ewentualnie po 9:00 pojedziemy na spotkanie przewodnickie samochodem.
Kolejny raz procedury przedstartowe i ponownie telefon, że poprawy nie ma i nie czuje się na siłach nawet autem jechać.
I co tu zrobić. Półtorej godziny do Mszy. Dystans ok 25 kaemów. Zbroję Biga, ubiór przewodnicki do sakwy i w drogę.
W godzinę z kwadransem, na pięć minut przed Mszą docieram do Piekar jadąc przez Chemiczną, osiedle akademickie, Stawową, Piaski, centrum Czeladzi i dalej za drogą przez Wojkowice i Bobrowniki.
Dwugodzinna pauza i powrót na kwadrat. Tym razem jadę góra przez Dobieszowice, Rogoźnik do Góry SIewierskiej. Tam rzut oka na dalej nie oddaną inwestycję (wieżę widokową wraz z przyległym terenem rekreacyjnym).
Chwila oddechu i śmigam dalej do Dąbia i za drogą przez Kuźnicę do P4. Tam już dopada energetyczny kryzys i tempo spada z każdym kilometrem, a tu jeszcze dycha do domu. Pogoriami 4 i 3 docieram pod Urząd Miasta w Dąbrowie i już bez kombinacji za drogą do Zagórza.
Po dwudniowym kwestowaniu na rzecz odrestaurowania zapomnianych przez czas nagrobków popołudnie rowerowe z założeniem jak co roku odwiedzenia wszystkich wokoło cmentarzy co spoczywa rodzina i znajomi.
Zaczęło się z buta od Zagórza. Dalej za ciosem cmentarz na Mireckiego. I tak po kolei Czeladź Piaski - Mysłowice - Szczakowa - Dąbrowa Górnicza - Będzin i już po zmroku zjazd na kwadrat.
Jakoś nie umiałem się zdecydować na sobotnią rajzę. I tak lawirując między chmurami udało się sklecić parę kaemów po okolicznych terenach. Na początek przez Środulę kierunek Śródmieście. Do centrum jednak nie zjeżdżam tylko bokami przez Mikołajczyka, Park Harcerski i Ostrogórską na do szlaku czerwonego. Na Naftowej w celu ominięcia chmury odbijam na Hubertusy i tak jak już tam koła poniosły to wpadam na Morawę i za drogą Dąbrówka Mała i dalej zwrot w kierunku Czeladzi. W parku Grabek dopada mnie jedna z chmur noszących deszcz. Chwila pauzy, trochę zawijasów po Czeladzi i przecinając Grodziec docieram do Grodkowa. Zwrot na Wojewódzką i kręcę na Łagiszę. Dalej Park Zielona i rzut oka na prace przy dworcu PKP w DG i zjazd na kwadrat. Może i by dalej gdzieś się pognało, ale jakaś niemoc nastała i stwierdziłem, że pora kończyć na dziś. Generalnie wiatr tak się nie dawał we znaki jak ten zmienny front opadowo, słoneczny. Nawet drobny grad się natrafił.
Bieganina całego tygodnia sprawia, że organizm się buntuje i z dużym opóźnieniem się rozbudzam. Na zegarze kwadrans do startu. Ogarniam się wartko ale i tak jako prowadzący zjawiam się na Niwce z półgodzinną obsuwą. Na miejscu szybkie przywitanie i kręcimy wytyczoną trasą. Dłuższa przerwa na przystani kajakowej w Maczkach, tam wręczam pakiety zlotowe i śmigamy dalej. Jak start opóźniony to i na na mecie nie udaje się dotrzeć przed wyznaczonym czasem. Na szczęście deszczu nie było i jakoś to nasze spóźnienie rozeszło się po kościach. W parku na Środuli przemówienia, odsłonięcie płyty z nadaniem imienia Dębu i ciepła strawa w postaci grochówki i kiełbaski.
Ot i tydzień bieganiny przed jubileuszowej dobiegł końca. Teraz w perspektywie rajd niepodległości.
Udało się w 3 dni ogarnąć temat z prądem na działce, przez co mogłem sobie pozwolić wcisnąć w grafik wcześniejszy powrót i zahaczenie o Olszyn, gdzie częstochowski Oddział Przewodnicki PTTK obchodził jubileusz 65 - lecia istnienia.
Jakby było odrobinę cieplej zdecydował bym się na dojazd na dwóch kółkach od Gorzkowic do Olsztyna, ale zimny wiatr i jakaś niemoc sprawiły, że posiłkowałem się pociągiem, którym to dociągnąłem do Częstochowy, a stamtąd dopiero kierunek Olsztyn. Na miejscu też mi się upiekło i zamiast po nocach wracać ponownie do pociągu to udało się 4 kółkami wrócić do Sosnowca. Jutro w Chudowie trochę kaemów się nadrobi.
Prac polowych dzień ostatni. Udaje się na tyle wcześnie, że korzystam jeszcze z dnia i kręcę na cmentarz odwiedzić dziadków. Także uzbierało się nieco więcej, ale i tak bez szału. Słonecznie, ale zimno i brak chęci na inksze zawijasy.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym