Wpisy archiwalne w kategorii

wycieczki

Dystans całkowity:20236.00 km (w terenie 3132.00 km; 15.48%)
Czas w ruchu:1083:21
Średnia prędkość:18.68 km/h
Maksymalna prędkość:70.50 km/h
Liczba aktywności:196
Średnio na aktywność:103.24 km i 5h 31m
Więcej statystyk

Cyklozowo-Ghostbikersowa wycieczka do Ogrodzieńca

Niedziela, 24 czerwca 2012 · Komentarze(2)
Kategoria wycieczki
Po dwudniowym maratonie dystansowym nie mam już siły pisać wraca się późno, a wyspać by się w końcu należało - więc dziś wpis jutro opis.

Edit:

Nadrabiam zaległości nareszcie więcej czasu by przy kompie posiedzieć.
Wycieczka, która niosła za sobą dużo emocji, dwa razy przestawiana doszła do skutku. Jak zwykle pogoda zamówiona i cały dzień było słonecznie.

Po późnym powrocie z Goczałkowic już w nogach było 170 km, a tu dziś kolejna setka do zrobienia. Dzień się zaczął w pośpiechu, chwilę się przysnęło, ale się wyrobiłem w czasie. Pakuję plecak, oliwienie łańcucha i w drogę pod PTTK, gdzie zorganizowałem zbiórkę sosnowieckiej grupy. Na Zaruskiego odwracam się, a Damian mi siedzi za kołem. Okazało się, że jednak się zdecydował na naszą wycieczkę. Krótka wymiana zdań podkręcam tempo i lecę robić zapisy, a Damian skręca jeszcze na Legionów po kolegę. Na miejscu pod fontanną jest już kilkanaście osób. Czekamy jeszcze na kilku spóźnialskich, omówienie planu wycieczki, foto zbiorowe i ruszamy.


ŁĄCZNIE Z SOSNOWCA WYSTARTOWAŁO 21 OSÓB.

Sprawnie, dojeżdżamy do Będzina pod Zamek, by dołączyć do współorganizatora, a zarazem prowadzącego wycieczkę klubu GHOSTBIKERS gdzie czekała już na nas dość spora ilość głodnych wycieczek rowerzystów. Zbiorowe foto i startujemy. Zwarty peleton rowerzystów liczących ponad 60 osób robi wrażenie. Do Tucznawy pod OSP, gdzie zaplanowaliśmy pierwszy postój docieramy bez większych problemów. Po drodze jeden kapeć, ale to nic przy serii jaka była później. Z racji, że jest nas dość spora grupa ludzi, pod strażą decydujemy się z Lenym z Ghostów na lekką modyfikację trasy. Na odcinku od OSP do Niegowonic, zwłaszcza na etapach leśnych czarna seria kapci - Ja doliczyłem się 11 wymieniających dętki, do tego jeszcze zerwany łańcuch. Na szczycie Kromołowca łączymy znów grupę która porozrywała się na podjeździe. Korzystając z chwili zanim drugi zamykający peleton Limit z dzielnymi uczestnikami wdrapał się na szczyt, wtaczam się z rowerem na skałki.


NA SZCZYCIE KROMOŁOWCA

Gdy już się wszyscy zjechali, korzystam ze swoich uprawnień - zamykam ruch by cała grupa bezpiecznie serpentynami mogła zjechać. Przy Biedronce w Ogrodzieńcu kolejna przerwa na zakupy płynów i innych pożywnych rzeczy. Dobiegły mnie słuchy o uczestniku, któremu pękła śruba mocująca siodełko. Okazało się, że tym pechowcem był Krzysiek (Olek) od którego użyczam tymczasowo jego sprzęt. Mimo szczerych chęci próbie różnych metod z Hadzisem nie jesteśmy w stanie Mu pomóc i musiał na finiszu odpaść z wycieczki.



Pozostałym udało się zaliczyć drugi etap wycieczki "Z Duchami na Zamek" w której nasz klub uczestniczył.


NA MECIE PRZY RUINACH ZAMKU W OGRODZIEŃCU.

Kto był chętny miał możliwość zwiedzenia Zamku. Przerwa na popas i udajemy się na kolejny punkt programu: Fermę Strusi w Kiełkowicach. Gospodarz dał mały wykład na temat gatunków Strusi oraz pokazał wyroby ze strusia m.in. Buty wizytowe.



Większość uczestników pod przewodnictwem przodowników dzisiejszego wypadu pojechali w drogę powrotną, a Ja za namową moich Cyklomaniaków zabrałem ekipę w składzie Edyta, Asia, Pan Rysiek, Rysiek młodszy, Adam (Limit) na zdobywanie kolejnych zamków na jurze.

Z Kiełkowic na azymut udaliśmy się do Pilicy, gdzie najpierw focisze przy Zamku, a potem przerwa na Popas. Dziewczyny udały się na lody, a pięciu chłopa stwierdziło, że pora na pizze. Zamawiamy dwie giga pizze turystyczne. Te pizze były faktycznie giga i mieliśmy problemy z opróżnieniem i trzeba było prosić dziewczyny o wsparcie.
Spoglądam na mapę i udajemy się czerwonym pieszym szlakiem do Smolenia. Gdzie focimy. Czas goni i dalej za czerwonym szlakiem. Miejscami dość ekstremalnym technicznie, ale do pokonania docieramy do Bydlina. Jak się tu pozmieniało. Idziemy po wodę ze sprawdzonego źródełka i w drogę powrotną bo czas goni, a co poniektórzy do pracy. Szlakiem docieramy do Cieślina, a dalej to już asfaltami, przed Kwaśniów, Chechło do Błędowa. Dalej przez Łosień koło kwatery głównej Kosmy, jedziemy do Centrum Dąbrowy.
Pod CH Pogoria jesteśmy już po 22:00, żegnamy się z Panem Ryśkiem, który jedzie już na Zagórze, też miał dość po dwóch dniach jazdy. Rysiek młodszy z racji, że ma najdalej też od nas się odłącza przyśpieszając tempa zmierza do Katowic. Ja to jak przystało na dobrego ojca Prezesa z Limitem odprowadzamy pozostałych. Na Pogoni, żegnamy się z Edytą i Pawłem. Docieramy na nasze miejsce startu na Dęblińską, gdzie pod drzwi eskortujemy Asię. Już grubo po 23:00. Nie mam siły i chęci na nabijanie 200 dziś i tak za dwa dni 340 przejechane. Z Limitem dokręcam jeszcze pod Buczka, gdzie i my się rozjeżdżamy. Adam do siebie na Psary, a Ja na Zagórze.

Weekend na maksa rowerowy. Dobra lekcja jak chodzi o wypad nad morze. Ubaw po pachy i wrażenia na cały tydzień.

Trasa wypadu dostępna u Limita, a zdjęcia na klubowej stronie CYKLOZY, oraz forum Ghostbikersów.

Misja Goczałkowice - setka po raz dziewiąty

Sobota, 23 czerwca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria wycieczki
Na początek statystyka jak to zawsze następuje po przejechaniu progu 100 km.
Więc:
Kolejna już przejechana setka jest dziewiątą z kolei, na liście najdalszej stówy zajęła 1 miejsce w skali Top 10 - mojej prywatniej liście dystansów stukilometrowych. Dzisiejszy dystans jest zarazem najdłuższym dystansem przejechanym w tym sezonie, a co za tym idzie najdłuższym na tym rowerze.

Czas spędzony na kręceniu osiem i pół godz., a faktyczny to 14 godzin poza domem.

No starczy tych podsumowań.

Dzień dzisiejszy w 100 % zapełniony rowerowo. Z pewnych przyczyn nie zależnych ode mnie przesunięta została nasza wycieczka do Ogrodzieńca na niedzielę, to dziś nadarzyła się okazja na odwiedziny braci w sanatorium w Goczałkowicach (wstępnie planowana na niedzielę po wycieczce Cyklozy). Z racji, że był to wypad powiedzmy prywatny nie poruszałem sprawy na forum, tylko w kameralnym gronie klubowiczów, na zebraniu CYKLOZy.

O 8:00 z "drobną" obsuwą czasową startujemy. Zebrała się grupa cyklozowych wyjadaczy kilometrów w składzie Ja, mój Tata, Limit i Pan Rysiek. Napędzam pociąg robiąc za psa przewodnika i udajemy się na Szopki w okolice kościoła po jeszcze jednego zawodnika Darka z Mysłowic. Krótkie przywitanie i jedziemy dalej. Trasę z racji tego, że zależało mi na czasie prowadziłem głównie asfaltami co na moje opony to nie zbyt dobra nawierzchnia. Podążamy przez Nikisz, skręcając za kopalnią na dolinkę 3 stawów. Rozwijamy prędkość na rolkostradzie, a tu nagle bierze nas rolkarz na sportowych rolkach (o większych kołach, niż normalne). Dalej zmierzamy w kierunku lasu Murckowskiego, by sprytnie ominąć Ochojec i lecieć na Tychy. Naglę trach awaria na podjeździe przed drewutnią mojemu Tacie pękła ośka z tylnego koła. Myśląc jak rozwiązać ten problem, tak aby nie nawracać seniora do domu, przypomniało mi się, że na Ochojcu jest sklep rowerowy. Chłopaki poczekali z Tatą, a ja z Panem Ryśkiem i nieszczęsnym kołem w poszukiwaniu serwisu. Jak na złość na Jankego nic nie wskórałem, dopiero na os. Odrodzenia wpadłem do innego serwisu jak po ogień z prośbą naprawy defektu. Faktem trochę nam to zeszło, łącznie ponad godzinę, ale udało się naprawić. Wracamy do chłopaków, montaż koła i już bez większych postojów nadganiając czas zmierzamy do Goczałkowic. Mijając po drodze Murcki, przejeżdżamy sprawnie ścieżką rowerową w Tychach z przerwą na sweet focie przy Browarze. Przed Kobiórem wbijamy się na szlak i jedziemy do Czarkowa. Robiąc sobie przy kapliczce w środku lasu popas na 2 śniadanie. Co to robią w tej puszczy rozkopana cała, a takie fajne trasy tam były. Od Czarkowa do Pszczyny, konsultacja z Garminem - od tej strony nie wjeżdżałem; jedziemy dalej. Jak już dotarłem na znajomą drogę to już prosto pod sanatorium lecieliśmy. Na miejsce docieramy dopiero na 14:30. Wyciągamy młodzież moją z oddziałów i idziemy na obiad do sprawdzonego przeze Mnie lokalu. Po napełnieniu tobołków jedziemy w 7 łącznie z moimi braćmi do Czechowic na małe zakupy zaopatrzeniowe. Po powrocie, z zakupów z Tomka uciekło powietrze i tata z nim został pokręcili się po Zdroju, a z tym starszym szkrabem Adamem, zakręciliśmy na zaporę, gdzie puszczając wodzę zrobiliśmy sobie mały sprint 3 km. Wracając nie obyło się bez foto.
Po powrocie na Zdrój żegnamy się z rodzeństwem i w drogę powrotną. Stwierdziłem, dzień długi to o drogę zapytaliśmy Limitowego Garmina. To ciekawe urządzenie zawsze nam ciekawą alternatywę wybiera. Nawracamy się do Pszczyny i przebijamy się na wschodnią część Gierkówki omijając Tychy. GPS prowadzi nas przez Wsie, pola i lasy. Mojemu tacie pada bateria więc tuż przed Bieruniem zarządzam przerwę na popas i regenerację sił. Urządzając sobie na przystanku kolację. Zaczyna się ściemniać więc pora jechać dalej. Kawałek jeszcze wodzi nas Garmin wyprowadzając na jakieś pola, które nas doprowadzają do Chełma Śląskiego.

Przyszła pora na zmianę prowadzącego, że to Darka tereny po których się szwęda na biku to on przejmuje inicjatywę doprowadzając nas do Imielina, a następnie do Mysłowic. Zastanawiałem się, gdzie wyjedziemy okazało się, że na Kosztowach w okolicy przystanku, gdzie Tomek robił za serwismena wymieniając dędkę w rekordowym tempie. Dalej na Brzezinkę. W okolicy dworca PKP w Mysłowicach, żegnamy Darka, który skręca na swoje osiedlę, a my dalej na Modrzejów, gdzie skręcamy na Mikołajczyka. Docierając na sielec, a właściwie przy domu weselnym, załapaliśmy się na pokaz puszczania Lampionów przed gości weselnych. Do granic Sosnowca docieramy, grubo po zachodzie słońca. Pod okrąglakiem, grupka się rozdziela, Tata z Panem Ryśkiem uderzają na Zagórze, a ja przez osiedle cudów, odprowadzam Limita jeszcze do Będzina, aby każdy miał mniej więcej równą drogę do domu. Pod nerką chwilę podsumowujemy dzisiejszy trip. Pora spadać późna pora więc się żegnamy i każdy w swoją stronę. Limit zawija do Psar, a Ja na przez Dąbrowę zakręcam do siebie. Tym razem nie trafiły się jacyś bikerzy, którzy się by chcieli spróbować na tych dwóch podjazdach pod Warpie, więc samemu brnąłem pod górę.

Dzień super spędzony, pogoda wzorcowa, ekipa full wypas. Dzięki chłopaki za towarzystwo.

Ale się znów zasiedziałem już niedziela (02:40) idę w kimę bo od rana znów kręcenie. Trzeba robić zaprawę nad morze.

VI Rodzinny Rajd Rowerowy i Teken part 2

Sobota, 9 czerwca 2012 · Komentarze(1)
Kategoria wycieczki
Dzisiejszy dzień przebiegał głównie wokół imprezy rowerowej jaką była szósta edycja Rodzinnego Rajdu Rowerowego.

Po wczorajszym pobycie w naszej strefie kibica i dywagacjom na temat pogody były wątpliwości czy nasza ekipa będzie w stanie dzisiaj jechać.
Rano słońce świeci telefony w ruch i budzimy siebie nawzajem co by nikt nie zaspał na umówione miejsce zbiórki pod Dyskobola. Będziniaki mieli najbliżej to te parę minut mogli jeszcze się jeszcze wybyczyć. Najwcześniej to chyba z całej paczki wystartował Rysiek, który dotarł do nas z Katowic. Pod greckiego atletę zjechało się nas trochę; jedna mniejsza ekipa z center S-ca oraz my z Zagórza: Ja, tata i najmłodszy brat, Wili, Dydek, Łukasz i jego tata wyruszyliśmy o 8:00, co by wspólnie z Ghostami o 8:30 wyruszyć na start rajdu.

Na miejsce zbiórki do Lasku Grodzieckiego docieramy bez żadnych komplikacji po drodze rozkminiając co to się wczoraj w W... działo. Jak na tę chwilę jesteśmy najliczniejszą ekipą. Parę minut później zostaliśmy zdetronizowani przez kolejną liczną grupę małolatów. Zapisy, pobieranie kuponów, naklejek i ruszamy. Miałem się nie angażować w organizację, ale mi to zawsze palma odbije i muszę być w centrum zainteresowania. Jeszcze dobrze nie wystartowaliśmy i pierwsza awaria, jednemu z uczestników poszła śrubka mocująca siodełko. Niestety nie byłem w stanie pomóc i ruszam dalej goniąc peleton. Za kawałek spotykam paparazzi w postaci Hadzisa czekał na mnie robiąc zdjęcia uczestnikom. Chcemy ruszać, a tu kolejna usterka złapał panę i tak to się zaczęło, że stałem się mobilnym serwisem i obstawiaczem w jednym. Szybka wymiana i gonimy. Kolejny pitstop Hadzis poszedł przodem, a ja do następnego Pacjenta, tym razem łańcuch się zaklinował, z tym sobie poradziłem, próbowałem gonić naszych ale odpuściłem, patrząc jak co chwilę na poboczach ktoś z defektami, a i obstawiaczy jakoś mało było no to się już ciągłem na końcu, aż do Rozkówki, gdzie była meta. Pierwszy punkt kontrolny mieliśmy na Dorotce, krótka przerwa podbicie kuponów i ruszamy dalej do następnego punktu pod jakimś źródełkiem gdzie mnie jeszcze nie było. Praktyka w prowadzeniu takiego stada nie poszła na marne poganiacz ze mnie dobry wprawdzie dziś głównie za serwisanta robiłem i zamykacza trasy. Około 200 osób co to jest przy półtora tysięcznej masie, którą się prowadziło.
W między czasie trochę deszczyku, trochę słońca, terenu, asfaltu dla każdego coś miłego. Fajna zróżnicowana trasa przyjemnie się jechało.
Po 2 godzinach kręcenia i zdobycia dwóch punktów kontrolnych wjeżdżamy na metę, a tu grochóweczka, dobra muzyczka, kiełbaski z ogniska również było i na słodko. Życie jak w Madrycie. Padający przelotnie deszcz nikogo nie odstraszał. Zwłaszcza gdy się jest w takim gronie. Po konsumpcji losowanie nagród. Rower jako główna nagroda poszedł na pierwszy ogień, dalej posypały się już mniejsze ale i też atrakcyjne nagrody (m.in. tablet, zegarki, aparaty Olympus, nawigacja) . Mi udało się wygrać materac dmuchany. Dzięki licznym sponsorom żaden z uczestników nie odszedł z gołymi rękoma.

Po całej zabawie ekipa ze startu się rozdziela i każdy z swoją stronę. Teamowi Duchów oraz Mi i Rysiowi się nie spieszyło więc dalej w trasę. Punktem programowym była mała stadnina w Psarach, gdzież to Martini z Lenym mają swojego Qnia. Popijając złoty trunek czekamy na Kowala, który pedicurie Quniowi robił. Po zmianie ogumienia. Nagradzamy kowala brawami i zbieramy się w drogę powrotną na Słowiańską.

W TSG (tajnej siedziby Ghostów) odpalamy RTV podpinka konsoli i rozgrzewamy joypady i turnieju ciąg dalszy. Nowym zawodnikiem Rysiek, jak na pierwszy raz to ładnie mu szło, Ja miałem jakiś gorszy dzień więcej porażek niż wygranych pojedynków ale łatwo ze mną nie mieli. No chyba, że Niecki ale to stary wyjadacz w te klocki. Telefon od staruszka dopijam drugą kolejkę, parę szybkich walk i się zbieram. Zbiorowe CZEŚĆ wszystkim i w drogę powrotną.

Dzień miło spędzony nawet chwilowa nie dyspozycyjność pogody w postaci przelotnego deszczu nie popsuła tego. Dzięki wszystkim za wspólne dzisiejsze harce. Foto myślę, że jeszcze jakieś niebawem się ukaże.

Z duchami na Zamek - wycieczka z Ghostami do Siewierza

Sobota, 26 maja 2012 · Komentarze(1)
Kategoria wycieczki
Dzień rowerowo udany. Opis wrażeń na który wszyscy czekają jutro migrenę mam i nie lubię w takich warunkach pracować z resztą co się wlecze nie uciecze.
No może trochę statystyki zboczenie ekonomiczne
6 setka z sezonie zarazem nowy rekord dystansu jednego dnia. Progresywnie pracuje nad dwusetką.
Wersja edit:
Pobudka o 7:00 i szykowanie do dzisiejszego wypadu. Z Zagórza miało nas trochę jechać ale w ostateczności pojechałem tylko Ja i Dydek. Nawet punktualnie wystartowaliśmy pod będziński Zamek. Na miejscu była już dość liczna grupa uczestników. Łącznie wszystkich na oko 35 osób. Czekanie na spóźnialskich zbiorowe foto i Hadzis dał sygnał i ruszamy. Tym razem Ghosty dowodzą, a Cykloza zabezpiecza. Trasa wiodła początkowo wałami wzdłuż Przemszy na Zieloną. Następnie asfaltem na P4 i moim ulubionym szuterkiem pod stawy rybne pod Siewierzem i na Zamek. Dłuższa chwila relaksu zwiedzanie Zamku i szukanie dogodnego miejsca na ognicho. Po negocjacjach związanych z brakiem paleniska następnym punktem były Przeczyce. Zanim ruszyliśmy nadprogramowa niespodzianka kustosz zamku pokazał nam jak działa drugi w Polsce most zwodzony. Po pokazie najpierw na rynek po zapasy i przecinając DK86 jedziemy do Boguchwałowic pod małą tamę zalewu i rozbijamy obóz. Kosztujemy specjałów przez siebie upieczonych i zbieramy się w drogę powrotną. Docieramy na Zieloną pod fontannę gdzie formalne zakończyliśmy wspólną jazdę. Pod parasolami kosztujemy złoty napój i podsumowujemy dzisiejszy dzień. Plan dalszy był z Limitem objechać pilotażowo trasę z dokumentację foto dla Ghostów. Dołącza się do nas Rysiek, jako alternatywę nie obecności swoich znajomych do których miał jechać. Kręcimy się tu i tam robiąc za modeli dla Limita i docieramy do Lasku Grodzieckiego. Plan zrealizowany i co dalej pada pomysł pokazać Ryśkowi jak wygląda widok z Dorotki i tam się udajemy. Trochę oddechu i zwariowany zjazd terenowy w dół. Dostaję telefon z zaproszeniem co byśmy wpadli do W. Patrzę na licznik mało jeszcze (chciałem do 100 dociągnąć) i zmierzamy do siedziby Ghostów dość dużym objazdem. Na Rozkówkę i do Czeladzi pod Strusie prowadzi Limit, dalej wycieczkę prowadzę Ja kręcąc po Czeladzi docieramy pod M1 znów przecinamy 86 i skręcamy na Małobądź. Przez osiedle domków docieramy do W. Jeszcze było jasno. Przy degustacji nektaru bogów czas leci i się robi ciemnawo. Zbieramy się i znów dziurami i bocznymi drogami odprowadzamy Ryśka. Na Bańgowie ja wracam już 94 na DG, a Adam z Ryśkiem jeszcze w kierunku zjazdu na Siemce, gdzie się też rozdzielają. Powrót spokojnie przy pustych drogach, nawet udało mi się załapać na pokaz sztucznych ogni z okazji dni DG. Szybko spać i rano na szkolenie o kierowaniu ruchem do Będzina.

Dzień pełen wrażeń i pozytywnych emocji zwłaszcza podczas powrotu z W. Dzięki wszystkim za wspólną jazdę.

Na zakończenie krótka fotorelacja
Ja, Hadzis i moje Aniołki Prezesa.


Tych trzech myszkieterów co ostanie soki z Biedronki wyciskali


integracja przy ognisku


oraz pełna galeria zdjęć Nekora

Majówka z Cyklozą czyli kolejna setka w sezonie.

Wtorek, 1 maja 2012 · Komentarze(2)
Kategoria wycieczki
Kolejna impreza rowerowa cyklozy :p - zrealizowana
Opis jutro bo mi się nie chce dziś skrobać.
Może tylko małe podsumowania.
- 25 uczestników
- 2 kolejne zamki zwiedzone
- ponad 26 stopni ciepła
- 3 kapcie złapane
i deszczowy powrót.
No i dziś padł tegoroczny rekord jak chodzi o ilość km przejechanych.

No dobra biorę się za siebie i nadrabiam zaległości sprawozdawcze. Jak to mówią w świecie wirtualnym jak ciebie nie ma na fb to nie istniejsz - widocznie jestem zombi i nie istnieję a usłyszałem nie dawno jak nie ma wpisu na BS to coś się z bikerem stało i do domu jeszcze nie wrócił.

Ale do rzeczy. W kalendarzu klubowym mieliśmy zaplanowany dłuższy - parodniowy wypad w okolice Krakowa, z racji braku chętnych i terminu V ZMK zmieniliśmy plany i Cykloza zorganizowała na Pierwszego Maja wycieczkę całodniową do Zamku Lipowiec i Tęczyn.

Na starcie przy Fontanie stawiło się 24 żądnych przygody rowerzystów - członkowie Klubu, koledzy z Będzina (czyt. Ghostbikers), znajomi z BS (Rysiek, Filip, Tomek, Damian i Olo) oraz pozostali zgłoszeni w tym 3-letni Miłosz.


Po sprawdzeniu listy obecności i dopisaniu pozostałych nie zgłoszonych mailowo ruszyliśmy w trasę.
Na początku, aż do lasów chrzanowskich prowadziłem Ja, potem pod sam Zamek w Lipowcu zamieniłem się z Limitem i on objął stery.
Trasy nie opisuję gdyż jest dostępna u Limita pod opisem z wycieczki.
Po drodze mieliśmy kilka przerw. Pierwszą planowałem na rynku w Jeleniu, ale zawsze się coś zdarzy nieprzewidzianego i na Kosztowach mieliśmy pierwszy PITSTOP w celu naprawy awarii - kolega Grzegorz złapał panę (nie on jedyny ale to w dalszej części)

Tomek odegrał rolę serwisanta, chciał pójść na rekord wymiany dętki, prawie mu się udało, ale założył w pośpiechu koło odwrotnie. Nikt by się nie zorientował, gdyby sam fakt, że Grześkowi nie chodził licznik i zauważył, że magnes jest ze złej strony i Damian naprawił błąd.

Kolejne krótkie przerwy były w lesie, aby zebrać całą grupę. Około godz. 12:00 nawet planowo dotarliśmy pod wzgórze zamkowe

Adam z większością ekipy udał się przodem pod sam zamek,

a Ja zamykając stawkę powolutku wspinaliśmy się z pozostałymi, którzy mieli chwilową niedyspozycję, nie licząc małego Miłoszka, który całą drogę jechał w foteliku miał mnóstwo energii i prawie biegiem wszedł na Zamek z ciekawością jak wygląda.


Na zamku przyszła pora na większą przerwę. Poszedłem wynegocjować rabacik dla nas i z grupą osób, która jeszcze tu nie była weszliśmy penetrować zamczysko, w między czasie pozostali odpoczywali i pilnowali naszych pojazdów.

Przechodząc między poziomami w końcu docieramy na wieżę, skąd super widok na Góry i dolinę Wisły.

EKIPA ZWIEDZAJĄCA ZAMEK Z DWOMA GŁÓWNYMI PROWODYRAMI DZISIEJSZEGO WYPADU.

Czas uciekał nie miłosiernie i ruszyliśmy dalej, pożegnaliśmy się z rodzinką Miłosza, i dalej za garminem w stronę ruin Zamku w Rudnie. Zjazd na dół, aby potem z powrotem, tym razem ul. Stromą wjechać na górę. Oj dał ten podjazd nam we znaki nie liczni wjechali na sam szczyt. Mi się to w większości udało, dalej trochę grzbietem i żółtym szlakiem przyszło zjeżdżać dość technicznym terenowym zjazdem. W między czasie przed zjazdem znów dwie pany najpierw Piotr, a zaraz za nim Olo. Grupa się porwała, Adam zjechał z połową na dół, a my czekając jak chłopaki naprawią swoje pojazdy ochładzamy się wodą, z hydrantu.

Dół wcale nie był stratny ochładzali się w strumieniu.

Po przerwie spowodowanej kolejnymi usterkami pociągamy to reszty grupy i wylatujemy w jakieś mieścinie pod sklepem gdzie panie chyba, dzięki nam powiększyli dzienny utarg o min 60%.
Dalej jedziemy pod kosmiczne miasto znaczy się Nowoczesne studnio nagraniowe w Alwerni

i znów dość sporym podjazdem pod Zamek w Rudnie

Odłączają się od nas chłopaki na wąskich oponach, a my po konsultacji z mapą jedziemy dalej.
Powrót pod Kopuły i niebieskim szlakiem przez Puszczę do Pałacu w Młoszowej, gdzie strzelamy zbiorowe foto.

Dalej już pod wskazaniami Damiana jedziemy pod kolejną replikę węgierskiego zbiornika mianowice Balatonu w Trzebini, rzut na mapę i jedziemy dość żwawym tempem szlakiem do Jaworzna, Ciężkowic. Coraz bardziej zaczyna zapowiadać się na solidny deszcz.
Zatrzymujemy się jeszcze na Sosinie przy budce z fastfudem, co by wrzucić coś na ruszt

i wio dalej w lesie między Sosiną na Maczkami łapie nas solidy deszcz i kryjemy się przed nim niczym partyzantka w żelbetonowych rurach.


Po wyjeździe z lasu od Maczek, każdy już kierował się w swoją stronę.
Ja z Damianem już wolnym tempie pod Klimontów, pod komisariatem w prawo na Gwiezdną i Orion, gdzie jeszcze spotykamy Tomka, który przed nami jechał i czekał na nas chwila refleksji i podsumowania w kroplach deszczu kierujemy się do miejsca zakwaterowania. Tomek odłącza się przy targu, a Ja jeszcze kawałek z Damianem do centrum Zagórza.

W domu byłem ok 19:00 co ciekawe nasi szosowcy co się okazało dotarli dużo później od nas.

Super atmosfera pogoda prawie zamówiona, no końcówka nie koniecznie ale może nawet lepiej, że popadało przynajmniej te przegrzane mięśnia i skórę nam lekko ochłodziło. W czwartek Masa więc rower przyszykować następna wycieczka już w czerwcu do Ogrodzieńca.

Więcej zdjęć na klubowej stronie Cyklozy

Pierwsza 100 w sezonie

Wtorek, 10 kwietnia 2012 · Komentarze(0)
Kategoria wycieczki, rekreacja
Po 5-dniowej świątecznej przerwie pasowało wskoczyć na rower i nadmiar kalorii spalić. Wczoraj zagadał Filip gizmo201 czy nie znajdę dziś czasu na wspólne kręcenie. Ze mną to ostatnio różnie, ale akurat miałem wolne od uczelni, pogoda dopisała to skorzystałem z okazji i się zgadaliśmy.

O 11:00 spotkaliśmy się pod Bikeatelier (plastry miodu). Początkowo trasa miała być krótka na Giszowiec i dolinę 3 Stawów, ale zaproponował ciekawszy wariant na Lędziny i powrót przez las na Murcki, a że mnie tam jeszcze nie było no to się zgodziłem.

Trasa z Centrum Sc w stronę Mysłowic przez wiadukt nad dworcem południowym i naftową. Następnie na granicy miasta odbijamy leśną przecinką koło oczyszczalni na ul. Mikołajczyka (pod Magneti), dalej na Niwkę i kierujemy się przez most na Przemszy na Mysłowice. Za mostem odbijamy w lewo na Powstańców i Promenadą do Parku dalej dowodzenie przejmuje Filip. Kierujemy się na drogę woj. 934. Dalej na Brzezinkę i Kosztowy (chyba nie pomyliłem kolejności). Odbijamy na Gagarina i prosto na Lędziny.

W Lędzinach przerwa na małe co nieco i popas w parku z basenem i miejskim stadionem. Po "Heniu" kierujemy się do granic miasta (gminy jak zwał tak zwał) na Zamoście (nie mam pojęcia czy dzielnica czy osobna miejscowość) po drodze mijając "polowy" kiosk ruchu, który uwieczniamy na foto.



Po drodze jeszcze sesja przed wjazdem do lasu i ruszamy dalej już terenem do Murcek.


(na granicy powiatu


(w tle las Murckowski)
oraz bohaterowie dopołudniowej wycieczki



W Murckach kierujemy się na Staw Barbara i Muchowiec mijając postój "tirówek" (fajna sztuka stała ale na ramę nie chciała :D.)
Spod Lotniska Francuską do Centrum Katowic gdzie na Mariackiej żegnam się z Kompanem dopołudniowej wycieczki i dalej sememu S 86 do Sosnowca. Na Roździeniu odbijam na Borki wylatując na Drodze z Szopienic.
Na tym etapie 64 km w czasie 3h25min (kręcenia) z AVG 19.2

Drugi etap zaczyna się znów od PTTKu gdzie miałem zebranie odnośnie Zlotu połączone co się okazało z prelekcją nt historii S-ca i Katedry.

Po spotkaniu wspólnie z Limitem i Pawłem jedziemy objechać sobotnią trasę na Dorotkę. Ale zanim to najpierw do mnie na Zagórze po termoizolację (czyt. dodatkową warstwę ciucha bo wieczór chłodny jeszcze) i popas w Macu.

Po wrzuceniu na rzut ruszamy na Auchan, dalej na Chemiczną i w stronę Czeladzi. Na pogoni żegnamy się z Pawłem i dalej sami zaplanowaną trasą jedziemy na Milowice.
Prowadzi Limit bo jego trasa. Tam zjeżdżamy na wały Brynicy krążymy już po zmroku do Czeladzi. Do rynku docieramy trochę improwizowaną trasą po minęliśmy w ciemnościach jeden zjazd ale i też ciekawą. Na rynku foto przed Kościołem co by była i dokumentacja z wieczornej jazdy.


Po sesji kierujemy się na Grodziec klinkierówką. Na szczycie każdy w swoją stronę Adam na Psary na ja w stronę targowiska mknę zjazdem w dół. Dalej to już tylko na Dąbrowę i koło Nemo zawijam do Domu.

Cały dzień poza domem ale udany poznało się nowe dziury. Łączny dystans 104 km w czasie 5h26min z AVG 19.2 według pomiarów licznika.