Majówka z Cyklozą czyli kolejna setka w sezonie.
Opis jutro bo mi się nie chce dziś skrobać.
Może tylko małe podsumowania.
- 25 uczestników
- 2 kolejne zamki zwiedzone
- ponad 26 stopni ciepła
- 3 kapcie złapane
i deszczowy powrót.
No i dziś padł tegoroczny rekord jak chodzi o ilość km przejechanych.
No dobra biorę się za siebie i nadrabiam zaległości sprawozdawcze. Jak to mówią w świecie wirtualnym jak ciebie nie ma na fb to nie istniejsz - widocznie jestem zombi i nie istnieję a usłyszałem nie dawno jak nie ma wpisu na BS to coś się z bikerem stało i do domu jeszcze nie wrócił.
Ale do rzeczy. W kalendarzu klubowym mieliśmy zaplanowany dłuższy - parodniowy wypad w okolice Krakowa, z racji braku chętnych i terminu V ZMK zmieniliśmy plany i Cykloza zorganizowała na Pierwszego Maja wycieczkę całodniową do Zamku Lipowiec i Tęczyn.
Na starcie przy Fontanie stawiło się 24 żądnych przygody rowerzystów - członkowie Klubu, koledzy z Będzina (czyt. Ghostbikers), znajomi z BS (Rysiek, Filip, Tomek, Damian i Olo) oraz pozostali zgłoszeni w tym 3-letni Miłosz.
Po sprawdzeniu listy obecności i dopisaniu pozostałych nie zgłoszonych mailowo ruszyliśmy w trasę.
Na początku, aż do lasów chrzanowskich prowadziłem Ja, potem pod sam Zamek w Lipowcu zamieniłem się z Limitem i on objął stery.
Trasy nie opisuję gdyż jest dostępna u Limita pod opisem z wycieczki.
Po drodze mieliśmy kilka przerw. Pierwszą planowałem na rynku w Jeleniu, ale zawsze się coś zdarzy nieprzewidzianego i na Kosztowach mieliśmy pierwszy PITSTOP w celu naprawy awarii - kolega Grzegorz złapał panę (nie on jedyny ale to w dalszej części)
Tomek odegrał rolę serwisanta, chciał pójść na rekord wymiany dętki, prawie mu się udało, ale założył w pośpiechu koło odwrotnie. Nikt by się nie zorientował, gdyby sam fakt, że Grześkowi nie chodził licznik i zauważył, że magnes jest ze złej strony i Damian naprawił błąd.
Kolejne krótkie przerwy były w lesie, aby zebrać całą grupę. Około godz. 12:00 nawet planowo dotarliśmy pod wzgórze zamkowe
Adam z większością ekipy udał się przodem pod sam zamek,
a Ja zamykając stawkę powolutku wspinaliśmy się z pozostałymi, którzy mieli chwilową niedyspozycję, nie licząc małego Miłoszka, który całą drogę jechał w foteliku miał mnóstwo energii i prawie biegiem wszedł na Zamek z ciekawością jak wygląda.
Na zamku przyszła pora na większą przerwę. Poszedłem wynegocjować rabacik dla nas i z grupą osób, która jeszcze tu nie była weszliśmy penetrować zamczysko, w między czasie pozostali odpoczywali i pilnowali naszych pojazdów.
Przechodząc między poziomami w końcu docieramy na wieżę, skąd super widok na Góry i dolinę Wisły.
EKIPA ZWIEDZAJĄCA ZAMEK Z DWOMA GŁÓWNYMI PROWODYRAMI DZISIEJSZEGO WYPADU.
Czas uciekał nie miłosiernie i ruszyliśmy dalej, pożegnaliśmy się z rodzinką Miłosza, i dalej za garminem w stronę ruin Zamku w Rudnie. Zjazd na dół, aby potem z powrotem, tym razem ul. Stromą wjechać na górę. Oj dał ten podjazd nam we znaki nie liczni wjechali na sam szczyt. Mi się to w większości udało, dalej trochę grzbietem i żółtym szlakiem przyszło zjeżdżać dość technicznym terenowym zjazdem. W między czasie przed zjazdem znów dwie pany najpierw Piotr, a zaraz za nim Olo. Grupa się porwała, Adam zjechał z połową na dół, a my czekając jak chłopaki naprawią swoje pojazdy ochładzamy się wodą, z hydrantu.
Dół wcale nie był stratny ochładzali się w strumieniu.
Po przerwie spowodowanej kolejnymi usterkami pociągamy to reszty grupy i wylatujemy w jakieś mieścinie pod sklepem gdzie panie chyba, dzięki nam powiększyli dzienny utarg o min 60%.
Dalej jedziemy pod kosmiczne miasto znaczy się Nowoczesne studnio nagraniowe w Alwerni
i znów dość sporym podjazdem pod Zamek w Rudnie
Odłączają się od nas chłopaki na wąskich oponach, a my po konsultacji z mapą jedziemy dalej.
Powrót pod Kopuły i niebieskim szlakiem przez Puszczę do Pałacu w Młoszowej, gdzie strzelamy zbiorowe foto.
Dalej już pod wskazaniami Damiana jedziemy pod kolejną replikę węgierskiego zbiornika mianowice Balatonu w Trzebini, rzut na mapę i jedziemy dość żwawym tempem szlakiem do Jaworzna, Ciężkowic. Coraz bardziej zaczyna zapowiadać się na solidny deszcz.
Zatrzymujemy się jeszcze na Sosinie przy budce z fastfudem, co by wrzucić coś na ruszt
i wio dalej w lesie między Sosiną na Maczkami łapie nas solidy deszcz i kryjemy się przed nim niczym partyzantka w żelbetonowych rurach.
Po wyjeździe z lasu od Maczek, każdy już kierował się w swoją stronę.
Ja z Damianem już wolnym tempie pod Klimontów, pod komisariatem w prawo na Gwiezdną i Orion, gdzie jeszcze spotykamy Tomka, który przed nami jechał i czekał na nas chwila refleksji i podsumowania w kroplach deszczu kierujemy się do miejsca zakwaterowania. Tomek odłącza się przy targu, a Ja jeszcze kawałek z Damianem do centrum Zagórza.
W domu byłem ok 19:00 co ciekawe nasi szosowcy co się okazało dotarli dużo później od nas.
Super atmosfera pogoda prawie zamówiona, no końcówka nie koniecznie ale może nawet lepiej, że popadało przynajmniej te przegrzane mięśnia i skórę nam lekko ochłodziło. W czwartek Masa więc rower przyszykować następna wycieczka już w czerwcu do Ogrodzieńca.
Więcej zdjęć na klubowej stronie Cyklozy