Trasa bez zawijasów na linii Plastry - Dom. Odstawiam bika i zbiórkomem na basen sportowy w Nemo. Godzinka w wodzie. Powrót z Dg na kwaterę z buta. Miałem lenia. bo nie chciało mi się czekać, aż przyjedzie ten właściwy bus i wybrałem piechtobusa.
Nie mogło tak być wczoraj. Słoneczko budzi skoro świt. Faktem tylko 10 stopni, ale słonecznie. Dziś wyjazd z lekkim zapasem czasu z uwagi na pozałatwianie kilku spraw przed pracą.
Po pracy na kwadrat wrzucić coś na ruszt i kręcę na Ratanice, gdzie stacjonuje Krzychu. Jadnak zanim dojechałem na miejsce udaje się na niego wpaść na P3. Odwrót i jadę kawałek z Nim i Ewą na Środulę, tam się odłączam i zjazd na kwadrat.
Wracając w ciemnościach wpada mi o to Szwedzik, nie wiem ile tam widnieje, ale przyznam dopiero dziś go dojrzałem. OT DOO BUDY - WIADOMO NA BRAMIE DO SZKOŁY :D
PACZKUŚ TEŻ Z MORAŁEM, GDY SOBIE DZIWNYMI MYŚLAMI GŁOWĘ NABIJAŁEM, A TU PROSZĘ JAKIE TO PROSTE
Letnia próba zdobycia Łeverestu nie wypaliła. Imprezę postanowiłem przełożyć na za tydzień.
Generalnie to wahałem się niemożebnie, czy na wariata jechać czy nie. Telefon do Limita - on jedzie - no to nie pozostaje mi być dłużnym. Buty kajakowe, krótkie gacie i ruszam. Chłodno 10 stopni plus mżawka dają się we znaki. Po drodze zgarniam Grześka i razem śmigamy na Dęblińską.
Na miejscu pustki - w sumie co się dziwić jak od rana marasi. Już mamy zakręcać w drogę powrotną, a tu zza roga wyskakuje Mario. No mosz. Już chciałem do domku wracać, a tak to głupio. Czekamy jeszcze chwilę, zjawia się Tomek i zaraz za nim Jaworznianin Marcin. No to pięciu.
Jak już zmoknięci to pada hasło jedziemy się pokręcić. Mario rzuca pomysł Milowice - Czeladź - Dorotka - Pogorie i nawrót. Pasuje. Grzesiek się odłącza, a po przejechaniu Parku Tysiąclecia rezygnuje i Tomek. Została trójka i rozpoczęła się zabawa. Wertepy, asfalt i tak na zmianę. Żadna kałuża i błoto nie straszne. Limit ostatecznie się nie zdecydował na wyjazd, więc chcieliśmy go odwiedzić z Mariuszem, ale jakoś nie był z tego powodu zadowolony, to sobie podarowaliśmy. Najwięcej błota załapane na Rozkówce, a doprawiliśmy na P2. Po za tym to brodzenie po kałużach. Przy molo się rozdzielamy. Mario odbił na Będzin i Pogoń, a ja Marcina eskortuję pod Klimontów i tam każdy w swoim kierunku. Oh miodzio się tak umorusać. Jedynie problemy były z otwarciem drzwi domowych, bo na końcówce zawiasy w nadgarstkach zastygły i problem był klucza przekręcić, ale wreszcie się udało.
Dziś zaś big nine miał przerwę, za to dla odmiany z buta na DG, gdzie w ramach obowiązków służbowych pomagałem w namiocie Shimano przy okazji Viena Life Maraton MTB. Po zawodach również z buta na Zagórze. Wieczorkiem powrót na Żeroma i godzinka pływania na torze.
Nocka jakaś dziwna i co chwilę się budziłem. W skutek tego organizm zaczął się buntować jak rano trzeba było ustawić się do pionu. Ale mimo oporu procedury startowe poszły pomyślnie i ruszyłem z lekkim zapasem czasowym.
Po pracy już mniej wiatru decyduję się na rundkę objazdową : Pogoń, Łagisza, Sarnów, Ratanice, Marianki, P3, Centrum, Park Halleria i zjazd na Zagórze.
Nie nie będę miał takiego samego tytułu jak Limit. Pogoda dziś już lepsza, rowerek poszedł w ruch. Dzień przestoju dobrze zrobił, noga zapodaje mimo wiatru. Sprawny przelot do Centrum. Urywam się wcześniej z pracy, aby poprowadzić Rajd Seniora w ramach tegorocznej Senioriady, Trasa mało spektakularna, brak większego zaangażowania z Radą Seniorów, więc po co się wysilać. Z resztą i frekwencja ludzi mówi wszystko. Uczestników, chyba z ośmiu plus nasza Cykloza w składzie Limit, Maciek, Tomek, Ania no i Ja. Zabójczym tempem "emeryta" +10km/h objeżdżamy pętlę z Pogoni na Będzin, wałami na Zieloną, następnie P3 i zjazd do Dąbrowy, aby dostać się na Zagórze, skąd docelowo na Górkę Środulską. Chwilka rozmów w grzybku przy Czerwonym Lagerze i zjazd na kwadrat.
Wtorek odpuszczam sobie dojazd do pracy jednośladem, chociaż chłopaki z serwisu jednak się zdecydowali na dojazd rowerami. Popołudnie już bez deszczu. Ale nie żałuje trochę odpoczynku się przyda, wieczorkiem spacerek z kwadratu na Klimontów, godzinka w wodzie na tamtejszej pływalni. Nie wiem chyba cieplejsza woda, bo jakoś gorzej mi się pływało. Powrót z buta na kwadrat i tyle z aktywności. Korcił mnie jeszcze nocny rower, ale sobie podarowałem. Jutro też jest dzień.
Krótka nocka i opornie się wstaje. Wreszcie się ogarniam. Śniadanko i ruszam posłuchać co to Pleban na kazaniu powie. Po powrocie czas na kawkę i po 14:00 śmigam pod będziński zamek, gdzie zgadałem się z Krzyśkiem i Limitem na objazd trasy, której wczoraj nie zrobiłem. Może i na dobre to wyszło, bo zmieniła się trochę koncepcja od tego co wcześniej knułem. Oczywiście się w ramach kwadransa spóźniam. Ruszamy na trasę zaliczając wzniesienia, Dorotkę, Bukową Górę i Łeverest. Generalnie sporo terenu i trochę technicznej jazdy. Całość kończymy na Parku w Kazimierzu. Tam żegnamy się z Krzyśkiem, ja jeszcze kręcę pod Auchan przy 94 razem z Limitem i kawałek za nim każdy w swoją stronę.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym