Po krótkiej, nieprzespanej nocy, wstaję, aplikuję w siebie jajecznicę i żwawym tempem kręcę do Kato na pociąg do Bielska.
Odchodząc od kasy biletowej wpadam na Artura, który śmiga do Żywca. No to jedziemy jednym pociągiem.
Droga nawet sprawnie minęła. Na miejscu jestem o 11:00. Z racji, że pierwszy raz na rowerze w Bielsku korciło mnie trochę pokręcić się po mieście, ale stwierdziłem, że zwiedzanie zostawię sobie na inny raz. Zasiadam w Macu na popas, zapas picia na stacji i w drogę.
Do Bystrej jechało się dość topornie, ale jak już się rozgrzałem i wskoczyłem na jeden rytm, to nim się obejrzałem znalazłem się w Szczyrku. Ale tu ludzi. Nie zatrzymuje się wcale i cały czas prę pod górę w oczekiwaniu na ten słynny podjazd pod Biały Krzyż.
Żadnego króliczka nie ma i sam sobie tempo nadaje, które nie spada poniżej 10 km/h.
Wreszcie napis Salmopol i tablica informująca o używaniu łańcuchów zimą. No to się zaczyna. Godzina wspinaczki za mną. Profil idzie mocniej pod górę, tempo spada do 8. Ale twardo idę. Równy oddech, jedno tempo i po 1:30h jazdy bez postoju melduję się na Białym Krzyżu, zadowolony, że dałem radę. Nogom daję jednak chwilę spokoju napawając się widokiem otaczającej przyrody.
Pora ruszać dalej. Zjazd do Malinki i jeszcze lepsza premia górska, czyli wjazd pod Zameczek Prezydencki. Oj tu musiałem w jednym momencie stanąć na pedałach, ale tempo i tak dobre w obrębie 8-9 km/h. Docieram na Kubalonkę i asfaltem zjazd do centrum Wisły na stoisko Pro-wellnessu, spotkać się z Wojtkiem. Zastanawiałem się nad powrotem do domu na rowerze. Nawet stówa mnie nie przerażała, ale dostałem lenia i zostałem z nimi do wieczora i zabrałem się do Kato firmówką.
Trochę pogaduch ze Sławkiem na bazie i zjazd na kwadrat na zasłużony odpoczynek.
Oj pięknie wykorzystany dzionek.
firant na Białym Krzyżu
eta ja
zameczek i zjazd od Wisły
Polubiłem takie znaki