Październikowa Zabrzańska Masa Krytyczna
Edit
Do południa dzień jak co dzień zakupy, małe porządki w papierach i pogawędka z Justyną w pobliskim sklepie spożywczym.
W głowie się zastawiam jechać na masę czy nie jechać, Pan_P nie da rady, Black Cat się zastanawia bo nie wie czy się wyrobi, w końcu się dogaduję z Rysiem "Fistaszkiem" i na 16:00 ustawiamy się pod żyrafą. Wcześniej jeszcze podążam do PTTK-u rozliczyć się z ostatniej umowy. Przed startem na Katowice Kot się odzywa, że jednak da radę i zgadujemy się na kwadrans przed 16:00 przy fontannie. Jak zwykle w obawie, że nie zdążymy lecimy na Park Śląski zgarnąć Ryśka. Trochę na nas poczekał, ale i tak mieliśmy dużo zapasu co się później okazało. Wcześniej, przeze mnie ustaloną trasą ruszamy na Zabrze. Początkowo na Chorzów, na estakadzie natłok blachosmrodów ale jakoś boczkiem, slalomem i innymi sposobami docieramy na skrzyżowanie koło staży pożarnej i dalej 3 Maja na Rudę i Zabrze. W efekcie 30 paro km trasę pokonujemy nieco ponad godzinę i mamy spory zapas czasu do startu. Na miejscu zbiórki już czekał Amiga. Pogaduchy i po jakiś 30 minutach zaczęli się zjeżdżać miejscowi, co ciekawe większość bikerów na fullach. Wybija 18:00 ruszamy na godziną pętlę w obrębie Centrum - większość trasy już po zachodzie słońca. Krótkie podziękowania i ruszamy w drogę powrotną, praktycznie podobną w Chorzowie, trochę modyfikuję unikając rozkopanej estakady z przerwą pod Bezdomką na orzeszki i popas, a także C.K Wiatrach posłuchać tylko przed klubem koncertu Happy Sad oraz dłużą przerwą pod AKS-em w celu zrobienia niespodzianki Monice.
Na Katowicach też się trochę kręcimy, najpierw do Guga na nektar i ambrozję, przejazd przez Mariacką i kierujemy się w kierunku ronda na pl. Wolności, gdzie żegnamy się Amigą, krążymy jeszcze po centrum w celu znalezienia jakiegoś zajęcia ale nic ciekawego nie odrywamy. Zaczyna pokrapywać więc z Kotem zawijamy się na Sc. Na Stawikach dzwoni Pan_P i zgadujemy się pod Kiepurą. Północ za pasem, a jutro kolejne manewry rowerowe. Więc zbieramy się na chatę. Przy ślimaku odłącza się Kot, a na Mecu Marcin.
Dzień jak najbardziej pro. W domu jestem coś po 1:00 w nocy. Zanotować dystans na BSie i w kimę.