Wpis na 5 września 2012
Środa, 5 września 2012
· Komentarze(0)
Kategoria rekreacja
Jakoś dzień taki nie za specjalny, żeby nadać mu jakiś sensowny tytuł.
Pobudka dziś wcześniej niż zwykle po powrocie z urlopu - czyt. przed 10:00, wypad do piekarni i z tatą rowerkiem kręcimy na centrum Sosnowca pod Szpital nr 1 umówić na wizytę, terminy jak to w naszej służbie zdrowia odległe i dostaje dopiero na koniec listopada. Droga powrotna z kluczeniem pod działkę znajomego ale go nie zastajemy i do domu. Jedzie się jakoś nie za specjalnie, duchota i jakaś taka niechęć do wszystkiego. Po obiedzie gonię do PTTKu uzupełnić brakującą dokumentację klubową i objechać częściowo trasę jaką mam przygotować na Sobotę na grę miejską. Jak zwykle nie obędzie się bez częściowego blokowania ruchu ulicznego ale ma być to w ramach gry miejskiej więc niech się tym odpowiednie służby zajmą.
Czasu mam jeszcze trochę więc załączam tryb szwędacz może wreszcie barierę 7 tyś pokonam, wpadam do Parku sieleckiego nikogo znajomego nie ma no to lecę dalej. Wbijam się na Narutowicza i Andersa jadę w stronę Dańdówki, tam pod nowy obiekt akademicki SUM i terenami na Kazimierz.
Krążąc rozkopanymi alejkami w Parku Zielona (oficjalnie Park im. J. Kuronia) wpadam na Krzyśka i kolegę Krzyśka. Krótka wymiana zdań i każdy w swoją stronę. Planowałem jeszcze P3 ale nie wziąłem oświetlenia do tego wieczór chłodny, plany zmieniam i przez Las przebijam się do siebie na Zagórze. Do domu bezpośrednio nie trafiam, zupełnie przypadkiem docieram pod dom Łukasza, trochę pogaduch i koniec końców załapuję się na grilla i degustację swojskiego wina. Swoją drogą bardzo dobre.
Zamierzonego celu co prawda nie zrealizowałem. Do bariery siedmiu tyś. pozostało jeszcze 20 km ale i tak dzień i wieczór miło spędzone.
Pobudka dziś wcześniej niż zwykle po powrocie z urlopu - czyt. przed 10:00, wypad do piekarni i z tatą rowerkiem kręcimy na centrum Sosnowca pod Szpital nr 1 umówić na wizytę, terminy jak to w naszej służbie zdrowia odległe i dostaje dopiero na koniec listopada. Droga powrotna z kluczeniem pod działkę znajomego ale go nie zastajemy i do domu. Jedzie się jakoś nie za specjalnie, duchota i jakaś taka niechęć do wszystkiego. Po obiedzie gonię do PTTKu uzupełnić brakującą dokumentację klubową i objechać częściowo trasę jaką mam przygotować na Sobotę na grę miejską. Jak zwykle nie obędzie się bez częściowego blokowania ruchu ulicznego ale ma być to w ramach gry miejskiej więc niech się tym odpowiednie służby zajmą.
Czasu mam jeszcze trochę więc załączam tryb szwędacz może wreszcie barierę 7 tyś pokonam, wpadam do Parku sieleckiego nikogo znajomego nie ma no to lecę dalej. Wbijam się na Narutowicza i Andersa jadę w stronę Dańdówki, tam pod nowy obiekt akademicki SUM i terenami na Kazimierz.
Krążąc rozkopanymi alejkami w Parku Zielona (oficjalnie Park im. J. Kuronia) wpadam na Krzyśka i kolegę Krzyśka. Krótka wymiana zdań i każdy w swoją stronę. Planowałem jeszcze P3 ale nie wziąłem oświetlenia do tego wieczór chłodny, plany zmieniam i przez Las przebijam się do siebie na Zagórze. Do domu bezpośrednio nie trafiam, zupełnie przypadkiem docieram pod dom Łukasza, trochę pogaduch i koniec końców załapuję się na grilla i degustację swojskiego wina. Swoją drogą bardzo dobre.
Zamierzonego celu co prawda nie zrealizowałem. Do bariery siedmiu tyś. pozostało jeszcze 20 km ale i tak dzień i wieczór miło spędzone.