Wyprawa nad Bałtyk - dzień ósmy - nad morzem wcale nie jest płasko
Pobudka po pierwszym dniu wspinaczki, futrunek i doprowadzamy rowery do ładu. No nic pora ruszać parę minut po 9:00 odjeżdżamy z agroturystyki w Hucie i przyjmujemy wiadomy kurs. Nogi dziś trochę strajkują i modyfikujemy trasę unikając terenowych skrótów. Trafiamy na muzeum - dwór Wybickich w Sikorzynie. Urocza Pani opowiedziała nam o obiekcie, a na odchodne poganialiśmy się z Limitem po labiryncie. Ruszamy dalej, a tu ciągle pod górę. Wkraczamy w obszar kaszubskiego parku krajobrazowego i nacieszamy się pięknymi widokami rzeźbiąc co chwilę pod większe wjazdy. No ale jak jest pod górę musi być i na dół. Z tonażem lecimy ponad 50 km/h. Adam ma taki przepał, że co parę km robimy przerwy na dotankowanie. Z naszego szlaku odbijamy czasem na różne obiekty warte poświęcenia uwagi. 50 km już za nimi jeszcze połowa dystansu, a tu nadal wzniesienia. Przerwa na nabicie kalorii i ruszamy, wreszcie na wysokości Wejherowa, które omijamy tendencja zjazdowa. Fajnie się leci, ale kolejny dzień wspinaczki daje nam ostro popalić i rozkładamy się na 30 km przed finiszem na polanie. Już tak nie wiele, a sił coraz mniej. Czas się zebrać w sobie i dopiąć swego. Łykamy kolejne miejscowości: Luzino, Gniewino (co to w nim stacjonowali Hiszpanie na euro) i Krokową, gdzie zahaczamy o tamtejszy pałacyk. Już ostatnie kilometry, a tu na finiszu takie wzniesienie, że na dwa razy go pokonujemy.
Przez Karwińskie błota jedziemy do Karwi, gdzie o 19:00 zdobywamy morze.
W głowi szok dokonaliśmy tego. Obwieszczenie to światu i idziemy zjeść obiadokolację i poszukać kwaterunku na dwa kolejne dni.
Podsumowując to co udało nam się dokonać:
- 8 dni w trasie, wyjazd 7:00 sobota 28 lipca - przyjazd 19:00 sobota 4 sierpnia,
- przejechane 5 województw (śląskie, opolskie, wielkopolskie, kujawsko-pomorskie i pomorskie),
- minięte kilkadziesiąt powiatów i około 100 miejscowości,
- zdobyte większe miasta, Kluczbork, Ostrów Wielkopolski, Gniezno, Żnin, Bydgoszcz.
- zwiedzone różne muzea, pałace, kościółki i inne obiekty,
- przejechane prawie 900 km w jedną stronę, a to dopiero połowa naszego wyczynu, jeszcze trzeba wrócić,
- eksperymenty z kuchnią orientalną (7days z mielonką, kanapki z konserwą i dżemem, pomidory z pepsi i wiele innych)
- Sosnowiec (Wielki) od Władysławowa jest oddalony tylko o 3 km :D.
- nad morzem wcale nie jest płasko.
Tyle ciekawostek i niezapomnianych chwil na półmetku, jutro dzień lansu i bansu na wybrzeżu, a od poniedziałku nawijamy się w drogę powrotną.