Wyprawa nad Bałtyk - dzień siódmy
Siedem dni już jak krążymy po Polsce. Dziś zakładamy sobie niecny plan dotarcia do Kościerzyny co by mieść bliżej do morza. Pobudka jak najwcześniej ale zanim się poskładaliśmy i przesmarowaliśmy rowery już 9:00 była.
Te Pieczyska to fajna miejscowość po nocy się nie wydawało ale jak dziś ruszyliśmy to można było cały obszar za dnia zobaczyć. Co prawda trafił się nam jak na razie najdroższy ośrodek ale jeszcze na naszą kieszeń. Leżąc na balkonie można by się pomylić z ośrodkami nadmorskimi. Gdy już wszystko gotowe pora ruszać, foto na odchodne i w drogę.
Trasa dzisiejsza to same asfalty by nadgonić stracony czas na naprawy i zrealizować dzisiejszy etap do Kościerzyny. Podjeżdżamy jeszcze pod sklep zrobić zapasy wody i kalorii i prowadzeni przez Garmina jedziemy najpierw na Tucholę. Od razu podkręcamy tempo i nadając zmiany co piątkę. Od 2 dni się to sprawdza więc podążamy tym tropem.
Na pierwszych 15 km średnia w granicach 22 km/h. Jest ciepło i do tego już tydzień w trasie więc tak co 15 km robimy krótkie przerwy.
Ja nie wiem czym bliżej morza tym więcej górek halo co jest grane ale i tak większość wzniesień pokonujemy bez problemu. W Cekcynie udaje się nam odnaleść południk 18 i docieramy na dwunastą do Tucholi.
Postój na starówce idę się rozejrzeć za pieczątkami i infor. turystyczną. Analizujac mapę topograficzną miasta dostrzegam dwóch takich dromaderów jak my, też zaplanowali przerwę w Tucholi, zagaduję chwilę i się okazuje że to pobratyńcy z naszych stron. Chłopaki jadą od poniedziałku z Orzesza do Gdyni. Po przerwie żegnamy się co się okazuje tylko na chwilę i jedziemy pokręcić się jeszcze po starej części miasta. Dajemy kurs garminowi na Czersk i żegnamy Tucholę po paru kilometrach doganiamy sąsiadów zza Brynicy i wspólnie zmierzamy do Czerska. Na jednej wsi dopada nas dość obfity deszcz chowamy się w czwórkę pod wypasioną wiatą przystankową i czas dotarcia do Kościerzyny uległ zmianie. Prawie godzina przestoju, przynajmniej była okazja co nie co pogadać jeszcze z chłopakami. Na kilometr od granicy woj. przyśpieszamy tempo w celu sfocenia kolejnej tablicy wojewódzkiej - to już 5 województwo przez które jedziemy.
Pomorskie deszczem nas przywitało.
W Czersku się żegnamy z całkiem przypadkiem spotkanymi kolażami, oni z ambitnym planem dotarcia do swojej rodzimy na pomorze, a my na rynek na jakiś obiadek w celu uzupełnienia kalorii. Znów obsuwa w czasie kolejny deszcz. Tym razem jak się zaniosło końca nie było widać. Nareszcie po 18:00 gdzieś się te chmury uspokoiły i mogliśmy kontynuować podróż z niepewnością czy uda nam się do Kościerzyny dotrzeć.
Z kilometra na kilometr trasa robiła się coraz ciekawsza te Kaszuby to jakiś dziwny ale piękny obszar zamiast płaskowyżu to pofałdowany teren z krętymi drogami obkrążającymi tamtejsze jeziora.
Już był w pewnym momencie kryzys i chcieliśmy znaleść nocleg przed metą ale jakoś zaczynało się rozpogadzać nawet powoli słońce się pokazywało i się zawzięliśmy by cel osiągnąć. W Borsku udaje się nam zamówić nocleg parę km za Kościerzyną i nie było odwrotu trzeba było to pokonać i dotrzeć.
Dzisiejszy etap dał nam popalić - drugi z kolei najdłuższy etap oraz nie duże ale liczne przewyższenia na trasie co powodowało atrakcyjność i dodatkową wydolność organizmu.
Do Kościerzyny z uśmiechem docieramy po 21:00, zakupy i nocne foto rynku i jedziemy na dzisiejsze miejsce postoju. Umordowani pogodą i podjazdami wpadamy do pokoju, prysznic i w kimę.
Cel na dzisiaj zrealizowany, pogoda nie chciała do końca współpracować ale się udało, jutro już nie ma, że boli zdobywamy Władysławowo.