Rozpierdol i zapierodol
Poniedziałek, 27 marca 2017
· Komentarze(1)
Kategoria praca
Masakryczny ten poniedziałek. Już przed wyjazdem do Rzeszowa na targi wiedziałem, że dziś szykuje się armagedon w domu. Robotnicy właśnie na dziś zaplanowali wymianę ruch kanalizacyjnych na moim pionie.
Po nieprzespanej nocy już larum od 7:30. Majstry na mieszkaniu powoli szykują front pracy. Mnie przyszło wysprzątać łazienkę ze wszystkiego zbędnego. Potem już tylko wierceniu, kucie, kurzawa, normalnie masakra. W tym całym rabanie wrzucam coś na ruszta. Mało tego jeszcze muszę jechać na firmę wyładować auto po targach. Na biegu ściągam chłopaka siostry, aby mi tu tych robotników nadzorował.
Śmigam na bazę, szybki rozładunek przeciągnął się do dwóch godzin. Zaś biegiem do domu podmienić Damiana. Robota wre, wszystko w kurzu. Kibelek na balkonie wanna w pionie, ale widać postęp już zamiast żeliwa nowiuteńkie rury plastikowe. Nim się obejrzałem, a tu już 16:00. Roboty na na wykończeniu, ale jeszcze im trochę zejdzie. Ściągam tatę do nadzoru, a ja uciekam na zebranie do Oddziału.
Zgaduję się z Limitem i razem kręcimy na Dęblińską. Na zebraniu sporo chłopaków. Obgadujemy kilka sprawunków, ale jakoś topornie dzisiaj te rozmowy idą, chyba będę musiał zmienić strukturę spotkań. Szczegóły wyjazdów będzie trzeba w mniejszym gronie omawiać, bo takie przekrzykiwanie się jest mało konstruktywne. Wreszcie dochodzimy jakiegoś ładu składu i kończymy zebranie. Powoli udaję się do domu z obawą co tam zastanę. Po drodze z przystanku obieram Martynę, która również miała ciężki dzień z uwagi na męczący powrót z Gdańska. Przez jakiegoś pojeba, któremu najprościej było pozbawić się życia rzucając pod pociąg zamiast jechać 5 godzin, to zmuszana była wracać do Katowic innym składem na około przez Poznań i Wrocław wydłużając czas przejazdu o kolejne 3 godziny.
Padnięty na pysk, jeszcze po nocy musiałem nieco mieszkanie doprowadzić do porządku, żeby jakoś się położyć, a jutro ciąg dalszy zabawy z uporządkowywaniem mieszkania, a tu taka ładna pogoda się szykuje.
Po nieprzespanej nocy już larum od 7:30. Majstry na mieszkaniu powoli szykują front pracy. Mnie przyszło wysprzątać łazienkę ze wszystkiego zbędnego. Potem już tylko wierceniu, kucie, kurzawa, normalnie masakra. W tym całym rabanie wrzucam coś na ruszta. Mało tego jeszcze muszę jechać na firmę wyładować auto po targach. Na biegu ściągam chłopaka siostry, aby mi tu tych robotników nadzorował.
Śmigam na bazę, szybki rozładunek przeciągnął się do dwóch godzin. Zaś biegiem do domu podmienić Damiana. Robota wre, wszystko w kurzu. Kibelek na balkonie wanna w pionie, ale widać postęp już zamiast żeliwa nowiuteńkie rury plastikowe. Nim się obejrzałem, a tu już 16:00. Roboty na na wykończeniu, ale jeszcze im trochę zejdzie. Ściągam tatę do nadzoru, a ja uciekam na zebranie do Oddziału.
Zgaduję się z Limitem i razem kręcimy na Dęblińską. Na zebraniu sporo chłopaków. Obgadujemy kilka sprawunków, ale jakoś topornie dzisiaj te rozmowy idą, chyba będę musiał zmienić strukturę spotkań. Szczegóły wyjazdów będzie trzeba w mniejszym gronie omawiać, bo takie przekrzykiwanie się jest mało konstruktywne. Wreszcie dochodzimy jakiegoś ładu składu i kończymy zebranie. Powoli udaję się do domu z obawą co tam zastanę. Po drodze z przystanku obieram Martynę, która również miała ciężki dzień z uwagi na męczący powrót z Gdańska. Przez jakiegoś pojeba, któremu najprościej było pozbawić się życia rzucając pod pociąg zamiast jechać 5 godzin, to zmuszana była wracać do Katowic innym składem na około przez Poznań i Wrocław wydłużając czas przejazdu o kolejne 3 godziny.
Padnięty na pysk, jeszcze po nocy musiałem nieco mieszkanie doprowadzić do porządku, żeby jakoś się położyć, a jutro ciąg dalszy zabawy z uporządkowywaniem mieszkania, a tu taka ładna pogoda się szykuje.