DPOD - niekończący się dzień

Piątek, 6 czerwca 2014 · Komentarze(0)
Kategoria praca, rekreacja
Piątek weekendu początek ale nie dla mnie. W tej robocie ów dzień służy jako poniedziałek.

Pobudka 7:30 śniadanko, ruszam po bika i wyjazd na bazę 8:50. Droga bezproblemowa udaje się też od samego początku załapać na zieloną falę.

Na bazie chwilę się pokręcić i zapakować autko na targi tym razem z basenami wystawiam się w Imielinie. Plan wstępny był rozłożyć się i wrócić na bazę, a tu bonus na bazę nie wracamy więc bika na pakę. Przedostajemy się na miejsce targów.

Uporawszy się z rozłożeniem namiotu i basenu dogaduję się ze z szefostwem co do jutrzejszego dnia, rower z paki daleko nie ma to powrót na dwóch kółkach.

I się zaczęło. Mogło być banalnie asfaltem do Mysłowic i dalej już jak droga prosta od Niwki na Zagórze, ale nie ja :D

Zaraz za Imielinem na wyskości baru zjazd w las i podążam za czerwonym mysłowickim szlakiem. Tak też się jakoś go starałem pilnować, że nieoczekiwanie znalazłem się na czerwonym szlaku rowerowym ale jaworznickim i wylądowałem gdzieś na Dziećkowicach po czym pilnując go dalej dotarłem do Jelenia. By uniknąć asfaltu próba jazdy dalej tym szlakiem i chęć wylądowania na Podłężu, ale gdzieś go jednak tracę i wypadam na Azotce. Skoro tu mnie przyniosło zmiana koncepcji i dojazd do Centrum Jaworzna, rzut okiem na wyremontowany rynek i dalej w kierunku Góry Piachu. Korzystając z okazji odbijam do Geosfery. Od ostatniego razu jak tu byłem sporo się zmieniło. Z Geosfery przebijam się szlakiem po płytach do Szczakowej, a tu na przeciw dostrzegam Sławka. Dłuższa przerwa na pogaduchy i przypadkiem dostrzeam niepokojącą rzecz - dziura w oponie z której wygląda dętka - dziwne, że wcześniej tego nie zauważyłem, skoro już od paru dni czułem dziwne bicie oraz, że nie złapałem żadnej pany.

Żegnamy się i podążam dalej. Skoro już znam przyczynę nie chcę kusić losu odpuszczam sobie Sosinę i trzymając się asfaltu zmierzam na Maczki. Za lokomotywownią łapię jakiegoś zawiasa dziwne czuję jakby zapłon odcinało, więc kręcę spokojnie jakoś powoli dotrę. Nagle wymija mnie Sławek o znów się widzimy, a że wraca już w moje rejony łapię mu się na hol i trzymając się za kołem sprawnie przelotową +30 przebijamy się do Kazimierza.

Jakoś tak przypadkiem ląduję u niego na małej czarnej. Znów poruszamy tematy wypadów tych bliższych i dalszych. Czas błogo ucieka, spoglam na czasomierz, a tu już po 19:00. Zbieram się i przez Porąbkę docieram pod zajezdnię i dalej na Szymanowskiego. Na finiszu jeszcze zakręcam pod garaż zobaczyć co tam u pana Robka słychać i umówić się na mały przegląd na przyszły tydzień.

Znów trochę minut uciekło, ale co tam szczęśliwi czasu nie liczą pora do kwatery zjechać uzuełnić elektrolity.

Spontaniczny powrót dzięki któremu poznało się kilka nowych ścieżynek.

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa tbree

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]