DPD - czas na nowy licznik
Dziś pogoda nijaka, ale najważniejsze, że nie pada. Po wczorajszym gleboupadkowi wstaję lekko obolały, gdzieś jednak te mięśnia się obiły o zol. Najbardziej kark i klata. Trochę ponaciągania i się szykuję.
Wyjazd w oknie czasowym. Bryy chłodne, rześkie wrześniowe powietrze. Ogrzewanie słabe w rowerze, ale przy górce środulskiej już zdążyłem się w miarę rozgrzać. Dziwnie tak jakoś bez komputera pokładowego. Na lewy pas nie mam co liczyć więc spokojnie bez pośpiechu kręcę prawym otwartym pasem.
Standardowo od Sielca w stosunku do kierowców szły różne epitety. Tak to jest jak ta czterokołowa elyta jeździ na pamięć nie patrząc na znaki objazdu. Na Centrum przy fiskusie kolejna blondi driverka nie mogła się zdecydować (parking czy jazda) blokując mi tor jazdy wreszcie udaje mi się ją minąć i kontynuować drogę.
Po pracy dziś normalnie się udało skończyć to jadę na poszukiwanie nowego bike pomiaru. Na początek bo najbliżej do Koodzy, przy okazji ogarnąć czy są jakieś wyprzedaże. Nic nie upolowałem więc turlam się bokami przez Dąbrówkę, Milowice do Reala przy DK 86. Tutaj udaje się zakupić brakujący element. Wychodząc z marketu podziwiam tęczę nad miastem znaczy się gdzieś chyba pada. Z Reala do Oddziału przygotować parę rzeczy na piątkowe spotkanie klubowe, skąd już prosto na Zagórze. Deszczu udało mi się uniknąć. Na Dęblińskiej suche asfalty, a przejechałem w rejon Patelni, a tu kałuże, mokry bruk. Tu jednak musiało solidnie popadać.