DP - spotkanie bliskiego stopnia z asfaltem.
Wyjazd w oknie czasowym i już 7:35 byłem na światłach przy Makro. Pierwsze kilometry pokonuje się sprawnie trochę chłodno. Szwankujący licznik się unormował i można było kontrolować prędkość.
Nie wiem co to dziś jest, że taki ruch na 3 Maja o tej porze. Na pas zamknięty dla ruchu nie miałem się co pakować bo co chwilę jak nie koparka to żwir, nowe podkłady pod tory więc jadę zatłoczonym prawym pasem w kierunku centrum. Podczepiam się za pracowniczym busem i tnę ok 45km/h nie biorąc poprawki że asfalt jest jeszcze mokry i w przypadku nagłego hamowania może być problem. Tak też się stało. Bus redukcja prędkości, a ja na nieszczęście po hamulcach tylne koło zaczyna mi tańcować i czuję że chyba szybko się nie zatrzymam. W prawo nie ucieknę, przede mną bus z paką jedynie by się ratować zostało uciec na zamknięty lewy pas. Lecz nie mogłem już uciec i przy pomocy pachołka momentalnie się zatrzymuję przy okazji lecąc na ziemię. Dziś się kask przydał. Bo słyszałem jak obtarłem o drogę. Całe szczęście upadek w miarę kontrolowany i skończyło się na lekkiej zdartej polichromii przy łokciu, naciągniętym nadgarstku i doszczętnie zniszczonym liczniku.
Po oględzinach roweru i cała. Nie pozostało mi nic innego jak zebrać się w dalszą drogę do roboty.
Dziś znów dłużej w robocie z powodu dostawy więc by nie wracać na firmę rower na pakę i po dostawie do domku.