somotny Tour de Gorzkowice

Czwartek, 29 sierpnia 2013 · Komentarze(0)
Kategoria 3 napęd, wycieczki
Kolejny z tych spontanicznych wyjazdów planowanych z dnia na dzień. Właściwie geneza wypadu po raz enty na rowerze do rodzinnej wsi tliła się na początku tygodnia i wstępnie miał być to wypad pociągiem i na cały tydzień, ale sprawy związane z sobotnim wyjazdem i środowe zebranie Zarządu Oddziału trochę te plany poprzestawiało. Więc w środę po wieczornej przejażdżce po okolicy oświadczyłem rodzicom, że jutro jeśli będzie sprzyjająca aura do jazdy ruszam w sumie po raz pierwszy na samodzielny trip na wioskę. W ostateczności siły odejdą będę posiłkował się pociągiem.

Tak też nastał czwartek. Aura sprzyjająca dla długiego dystansu. Teraz tylko telefon do Gminy czy są w stanie przygotować potrzebne zaświadczenie na jutro. Po pozytywnej odpowiedzi nie pozostało nic innego jak tylko zapakować sakwy i w drogę.

Jakoś za specjalnie mi się nie spieszyło i spakowany o 11:45 wyjechałem spod bloku z myślą wypróbowania 3 wariantu drogi dojazdu, tym razem od zachodniej strony Gierkówki czyli Krajowej 1.

Muza w uszach gra, a ja powoli przebijam się przez wyjątkowo zatłoczoną Dąbrowę na Pogorię 3 w sumie głupio myśląc, a rydz może ktoś się znajdzie i mi kawałek po towarzyszy. Nic podobnego. Bike-audio załączone muza w uszach gra, a ja dalej tnę sam. Godzina 12:00 wybiła miasto ominięte pora ruszyć z kopyta. I tak z P3 na Pogę 4 i asfaltem do Wojkowic Kościelnych. Oprócz wmordewindu, który za bardzo mi nie przeszkadzał robiłem za wiatrochron i ciągnąłem za sobą pana w kwiecie wieku. Na końcu asfaltu oczywiście podziękował, za ten tunel z prędkością +/- 32 km/h. To by było tyle kontaktu z innymi bikerami. Zaopatrzony w odpowiedni zestaw map ruszyłem już zgodnie z planem. W Wojkowicach przebijam się na drugą stronę DK 1 i jak droga prowadzi na Przeczyce, skąd koło stawów rybnych przebijam się przez mostek na drogę prowadzącą do trasy na Tarnowskie Góry. Ową drogą również przecinam i lecę na Zadzień. Tam chwilowo rozstaję się z asfaltem i z zamiarem przebicia się do Cynkowa wybieram wariant leśny. Dawno tędy nie jechałem i zamiast w Cynkowie wyjeżdżam w Brudzowicach. No cóż mapa w ruch zmiana azymutu i tnę znów przez las do Winowna, skąd już na zamierzony azymut. Po kolei mijam różne wioski również Cynków trochę od innej strony. Na 2 km przez Woźnikami wpadam w krótką ale intensywną mżawkę. Jakoś nie miło się jedzie więc pora na Pitstop pod kępą drzew i popas drugośniadaniowy. Posilony ruszam dalej. Przede mną 3 garby. Mała premia górska, czyli podjazd pod Woźniki i dwa jadąc dalej w kierunku Rudnika Małego. Pagórki za mną. W Rudniku znów pitstop tym razem pod wiatą przystankową. Tym razem deszczyk również krótkawy ale bardziej intensywny. Do tego momentu dane z licznika wyglądały następująco:
ODO 6515 DST 59 Max 46,6 z czasem 2:49. Deszcz ustał dwa łyki wody i nie marnując czasu zmierzam przez Starczę, Nieradę do Częstochowy. Korzystając z okazji kręcę pod Dworzec PKP Częstochowa Stradom z myślą podbicia książeczki w muzeum kolejnictwa. Niestety jestem po czasie. Trudno kręcę pod dworzec na przerwę obiadową. Przy centralnym melduję się o 16:30. Podczas półgodzinnej przerwy wrzucam w siebie giga zapiekankę i sporą porcję frytek z sosem majonezowym. Dużo i ciepłe.

17:00 wybija, a Ja dopiero na półmetku. Pora ruszać dalej. Azymut droga wojewódzka 483 kierunek Łask. Trzymając się tej drogi docieram do Nowej Brzeźnicy. Znów pora na krótką pauzę. Spalanie 1,5l napoju na 100 km. Zakup kolejnej wody, tiger na rozruch, rzut okiem na mapę i w drogę. Wnioskując z mapy opuszczam 483 i odbijam na krajową 42 w kierunku Radomska. W miejscowości Wola Jedlińska znów kierunek północy i azymut bokami w kierunku Hałdy Bełchatowskiej. Dzień powoli chyli się ku końcowi, a do celu jeszcze jakieś 30 do zrobienia. Terenów nie znam więc znów mapka w ruch i szukam najrozsądniejszej drogi. Jest wybrana kręcę do Brudzic skąd już boczną drogą wydawała się na mapie przez wioski miałem się przebić wiaduktem nad Jedynką i dotrzeć do Kamieńska. Droga faktycznie niby prosta ale z drogą nie miało to za dużo wspólnego przyszło mi kręcić na finiszu po mokrym piasku. Dobrze, że raptem 4 km. Dalej to już jazda złej jakości ale asfaltem. W Kamieńsku melduję się ok 20:00. Telefon do babci, że już jestem niedaleko i tnę dalej. Wreszcie witacze Gmina Gorzkowice. Nie zwalniając tempa brnę do mety.

Melduję się u babci na podwórzu, zrzucam sakwy i kręcę jeszcze do ryneczku po małe conieco.

Nim jeszcze otworzyłem izobronka telefon meldunkowy do rodziców z uroczystym oświadczeniem iż samodzielnie dokonałem przejazdu eksperymentalnym wariantem drogi do Gorzowic w czasie rzeczywistym 8:30 godz. w tym samej jazdy 7:15 h pokonałem dystans 160 km
. Po wszystkim popas uzupełniający myjku bronek i w kimę.

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa czaso

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]