Niedziela mimo pogody upłynęła na regeneracji i komunii mojego Chrześnika. Dziś po dłuższej przerwie ruszam na Morawę. Damian dał się namówić i ze sporym zapasem czasu udaliśmy się w dwóch na bazę. Powrót nieco inną trasą również w duecie. W sumie na dzisiaj to chyba tyle.
Po zeszłotygodniowym testowym przejeździe przyszła pora na realizację kolejnej klubowej wycieczki do Ojcowa. Pogoda taka sobie, ale bez tragedii. Zważywszy na przełożoną godzinę startu poranne wstawanie nieco się przeciąga przez co jadąc na zbiórkę musiałem nieco podkręcić tempo. Zaginam jeszcze pod ścianę płaczu i w efekcie melduję się na Dęblińskiej punkt 7:00. Zapisy, kamizelki, foto i po kwadransie startujemy. Odhaczone 17 duszyczek.
Przypadło na mnie jako roli prowadzącego, grupa zwarta przez co jedzie się płynnie. Z centrum na Juliusz, skąd kierunek Maczki i przez teren lokomotywowni docieramy na Sosinę. Wpadamy na asfalt i cała naprzód do Bukowna, gdzie pod fontanną urządzamy przerwę na popas. Humory dopisują. Pora jechać dalej. Od Żurady zaczynamy interwały, asfalt, teren, zjazdy i podjazdy. Przelatujemy przez Osiek i w Zedermanie zaś przerwa na uzupełnienie kalorii. Przecinamy DK94 i jadąc przez Kosmołów wpadamy na czerwony szlak, którym praktycznie docieramy pod Zamek w Pieskowej Skale. Zapas czasowy mamy, to część grupy udaje się na zwiedzanie muzeum zamkowego. Po lekcji historii zjeżdżamy do restauracji w której nieco dłużej niż planowaliśmy posiadujemy. W sumie w głównej mierze, wszystko przez mało ogarnięty personel. Smaczne było, ale oczekiwanie na potrawy dawało wiele do życzenia.
Posileni udajemy się do Ojcowa, tam z racji obsuwy podjeżdżamy pod ruiny Zamku i pod tablicę z wizerunkiem prof. Szafera. Fotki, potwierdzenia i przecinając PN kierujemy się do Doliny Będkowskiej. Niektórzy chcieli ominąć ten dość błotnisty odcinek, ale od niedzieli zdążyło podeschnąć i wcale nie było tak tragicznie. Z Będkowic zjazd do Rudawy, aby przebić się do Puszczy Dulowskiej, którą to docieramy do ostatniego zaplanowanego punktu - ruin zamku w Rudnie. Po potwierdzeniu bez marudzenia udajemy się do Trzebini. Do zachodu Słońca mamy jeszcze godzinę, więc decyduję się poprowadzić ekipę terenem do Ciężkowic. Dużą pętlę kończymy przy Sosinie, skąd ekipa Mysłowicka kręci na Stałe, a my wracamy na Maczki i dalej na Zagórze.
Dzień jak najbardziej na pro. Wycieczka również zaliczona do udanych, był kapeć i były niegroźne wywrotki.
Drugi tydzień chorobowego, dość pasywny jeśli chodzi o rower. Dziś nie licząc poniedziałku dopiero dosiadam Wielkiego. Pora się trochę rozkręcić przed Jurą. Na początek kurs na bieżnię pod molo. Przypadkiem wpadam na Patyka, a potem zjawiają się Monia i Domino. W czwórkę kręcimy na Ratanice. Ekipa zasiada na pogaduchach, a ja się żegnam i śmigam jeździć dalej. Korciła mnie Bukowa Góra, ale dojechałem do szlabanu na Wojkowicach Kościelnych i zmieniłem zdanie. Dokończam okrążenie czwórki, po czym kręcę na Zieloną, gdzie wpadam na wały Przemszy i kręcę przez Będzin do Sosnowca. W tą stronę jazda nie co lepiej idzie bo nie walczę z wiatrem. W Kiepurolandzie rundka wokół Stawików i powoli udaję się na kwadrat. Naftowa, Kościelna i na Rondzie Gierka wpadam na ścieżkę wzdłuż 1 Maja i ciągiem przez Kombajnistów do Parku na Środuli. Trochę zawijasów po blokowiskach Zagórza i ostatecznie zaginam na kwaterę.
Wczorajszy dzień i mnie się dał we znaki. Niby wstałem dobrze, ale dolegliwości żołądkowe nie dają za wygraną. Mimo to decyduje się jechać na Morawę. Po konsultacji z Szefem dochodzę do wniosku, że chyba jeszcze przyda mi się parę dni wolnego. Zostawiam ewidencję czasu pracy za kwiecień i udaję się do domu po drodze zahaczając o przychodnię w celu umówienia wizyty do lekarza.
W składzie moje skromne Ja, Limit, Paweł i Maciek ruszyliśmy na pętlę, aby sprawdzić, czy to co palcem po mapie przejechałem okaże się realne do zrobienia. Wnioski: - Start zdecydowanie wcześniej bo dnia nam brakło, - Trasa atrakcyjna, błotko, szuter, asfalt, las, dla każdego coś miłego - Dość ambitne zadanie, miejmy nadzieje, że nie trzeba będzie modyfikować tej 160 km pętli.
A i Big wheel przekroczył 1000 km przebiegu. Daje rade ta nowa moja zabawka.
Cykloturysta z Sosnowca. Od najmłodszych lat zarażany Cyklozą. (w końcu mnie dopadło)
Współorganizator Zagłębiowskiej Masy Krytycznej i innych imprez rowerowych, były działacz w Akademickim Związku Sportowym, od 2011 Prezes Klubu Turystyki Rowerowej CYKLOZA przy sosnowieckim PTTK.
Największe dokonanie:
Wyprawa rowerowa Sosnowiec - Władysławowo - Sosnowiec (28.07-10.08.2012), 14 dni niezapomnianych wspomnień na dwóch kółkach,
nieco mniejsze dokonania:
21-24.07.2015 urlopowo Od Kielce po Lublin (Kielce, Kurozwęki, Ujazd, Sandomierz, Kazimierz Dolny, Nałęczów, Lublin)
17-23.08.2015 Rowerowy objazd dookoła Województwa Ślaskiego
11-17.07.2016 Po Kaszubskim Parku Krajobrazowym