Wyprawa na morze - dzie piąty - pora na odpoczynek.
Środa, 1 sierpnia 2012
· Komentarze(0)
Kategoria wyprawy rowerowe
Dzień piąty to dzień odpoczynku. Czas na pranie i zwiedzanie okolic.
Z łóżek wstajemy dość późno. Jakieś śniadanko i bierzemy się za robotę. W planach mamy jeszcze pokręcić się po okolicy i pozwiedzać parę ciekawych obiektów więc trzeba było się z praniem szybko uwinąć. I tak się nie wyrobiliśmy i w teren dopiero ruszamy około 13:00.
Limit wykrakał, że coś spokojnie przy takich ciężarach i tylu km ani jednego kapcia, no i się stało. Idę do roweru i przymusowa wymiana dętki. Nie wiem jak to się stało ale moja zapasowa dętka była dziurawa i musiałem się ratować łatką od Limita.
Rower gotowy no to znów zdecydowanie po czasie ruszamy na objazd. Na początek wracamy się do Gąsawy zobaczyć tą perełkę co wszystkie przewodniki o niej piszą. Jeden z nielicznych drewnianych kościołów w których na ścianach znajdują są freski. Kościelny otworzył nam oraz opowiedział o paru ciekawostkach związanych ze świątynią. Czas goni zbieramy się do dworca kolei wąskotorowej z Gąsawy do Żnina. Że dzień relaksu fundujemy sobie takową wycieczkę. Podziwiając różne widoki - Gród biskupiński, skansen kolei i ruiny Zamku w Wenecji docieramy do Żnina.
Ze stacji jedziemy na Starówkę i szukamy serwisu w celu zakupu kolejnych części do pojazdu Limita. Przed muzeum zaczepia mnie przesympatyczny chłopczyk i prosi o pomoc przy rowerze. Normalnie nie mogłem odmówić, z pozoru błaha robota założyć na zębatki łańcuch okazała się 15 minutową operacją. Nowoczesna myśl techniczna nie zna granic. Żeby dostać się pod osłonę napędu musiałem pół roweru rozkręcić, ale się udało i chłopczyk mógł dalej śmigać na swoim sprzęcie. Limit jak zwykle usprawniał swój sprzęt. Poprzednia kaseta już się nie nadawała i zakupił nową. Kombinacje z łańcuchem no ale nadal nie jest to co być powinno być - przeskakuje na niektórych przełożeniach. Po 17:00 futrunek obiadowy w restauracji basztowej i ruszamy na pętle dzisiejszej trasy.
Po drodze mieliśmy takie obiekty jak pałac i kościółek w Cerekwicy, odbijając trochę od rano wyznaczonego odcinka Świątkowo gdzie znajduje się drewniany kościółek. Początkowo przez asfalty i pola przy zachodzie słońca skracamy dystans i już po zmierzchu docieramy do Marcinkowa Górnego, gdzie podziwiamy kolejny pałacyk oraz pomnik Leszka Białego.
Po sweetfociach ruszamy do Gąsawy gdzie rzutem na taśmę 10 min przed zamknięciem łapiemy się na sklep. Swoich sakw nie brałem i cały prowiant musiał się do Adama zmieścić więc już wolnym tempem wracamy do naszego noclegu.
Jutro jeszcze zobaczyć gród w Biskupinie i lecimy do Tucholi.
Z łóżek wstajemy dość późno. Jakieś śniadanko i bierzemy się za robotę. W planach mamy jeszcze pokręcić się po okolicy i pozwiedzać parę ciekawych obiektów więc trzeba było się z praniem szybko uwinąć. I tak się nie wyrobiliśmy i w teren dopiero ruszamy około 13:00.
Limit wykrakał, że coś spokojnie przy takich ciężarach i tylu km ani jednego kapcia, no i się stało. Idę do roweru i przymusowa wymiana dętki. Nie wiem jak to się stało ale moja zapasowa dętka była dziurawa i musiałem się ratować łatką od Limita.
Rower gotowy no to znów zdecydowanie po czasie ruszamy na objazd. Na początek wracamy się do Gąsawy zobaczyć tą perełkę co wszystkie przewodniki o niej piszą. Jeden z nielicznych drewnianych kościołów w których na ścianach znajdują są freski. Kościelny otworzył nam oraz opowiedział o paru ciekawostkach związanych ze świątynią. Czas goni zbieramy się do dworca kolei wąskotorowej z Gąsawy do Żnina. Że dzień relaksu fundujemy sobie takową wycieczkę. Podziwiając różne widoki - Gród biskupiński, skansen kolei i ruiny Zamku w Wenecji docieramy do Żnina.
Ze stacji jedziemy na Starówkę i szukamy serwisu w celu zakupu kolejnych części do pojazdu Limita. Przed muzeum zaczepia mnie przesympatyczny chłopczyk i prosi o pomoc przy rowerze. Normalnie nie mogłem odmówić, z pozoru błaha robota założyć na zębatki łańcuch okazała się 15 minutową operacją. Nowoczesna myśl techniczna nie zna granic. Żeby dostać się pod osłonę napędu musiałem pół roweru rozkręcić, ale się udało i chłopczyk mógł dalej śmigać na swoim sprzęcie. Limit jak zwykle usprawniał swój sprzęt. Poprzednia kaseta już się nie nadawała i zakupił nową. Kombinacje z łańcuchem no ale nadal nie jest to co być powinno być - przeskakuje na niektórych przełożeniach. Po 17:00 futrunek obiadowy w restauracji basztowej i ruszamy na pętle dzisiejszej trasy.
Po drodze mieliśmy takie obiekty jak pałac i kościółek w Cerekwicy, odbijając trochę od rano wyznaczonego odcinka Świątkowo gdzie znajduje się drewniany kościółek. Początkowo przez asfalty i pola przy zachodzie słońca skracamy dystans i już po zmierzchu docieramy do Marcinkowa Górnego, gdzie podziwiamy kolejny pałacyk oraz pomnik Leszka Białego.
Po sweetfociach ruszamy do Gąsawy gdzie rzutem na taśmę 10 min przed zamknięciem łapiemy się na sklep. Swoich sakw nie brałem i cały prowiant musiał się do Adama zmieścić więc już wolnym tempem wracamy do naszego noclegu.
Jutro jeszcze zobaczyć gród w Biskupinie i lecimy do Tucholi.