Wakacje z Cyklozą: Sosnowiec - Częstochowa czyli coś dla ciała i dla duszy.
Sobota, 21 lipca 2012
· Komentarze(1)
Kategoria wycieczki
Dzień zapowiadał się dość paskudnie, ale zamówienie zostało zrealizowane i mieliśmy pogodę przez całą drogę.
Pobudka 6:30 sprawdzam jeszcze pocztę, parę telefonów i ruszam pod PKZ, gdzie z połową grupy ustawiłem spotkanie przed wycieczką. Druga połowa z Prezesem Oddziału wsiadała w Sosnowcu. Jak to ja zawsze na styk przyjeżdżam wszyscy już są, przywitanie i jedziemy na dworzec kupić bilety.
W oczekiwaniu na pociąg tematy około rowerowe - głównie o naszym wypadzie nad morze, wreszcie szczekaczka pociąg zapowiada i kierunek Częstochowa. Ładujemy się do FLITRA (cichy, nowoczesny, ale mało przystosowany do przewozu większej ilości rowerzystów). W pociągu natrafiamy na parę piechuro-cyklistów z Krakowa, którzy jechali do Częstochowy , aby stamtąd pokonać Szlak Orlich Gniazd. Podróż na rozmowach minęła dość szybko. Na miejsce docieramy praktycznie o czasie.
Formalności organizacyjne: obecność, wstępny plan działania i ruszamy pod Katedrę Częstochowską. Jesteśmy jednymi z pierwszych, a z minuty na minutę na plac przed Katedrą przybywało rowerowych pielgrzymów z różnych części Polski - według formalnych danych to ok 930 cyklistów.
Przedstawienie grup i parę minut po jedenastej barwnym korowodem z eskortą niebieskich funkcjonariuszy zmierzamy na Szczyt Jasnogórski. Plany pielgrzymkowe się trochę poprzesuwały, więc trzymając się swojego plany dnia indywidualnie pojechaliśmy pod kaplicę Cudownego Obrazu i każdy udając się z własną intencją miał pare minut dla siebie.
Dalszy plan dnia do część dla ciała.
Z Jasnej Góry ruszamy na Stradom do Muzeum Kolejnictwa pierwszego obiektu jak przygotowałem na dzisiejszą wycieczkę.
Na taki budynek pomieszczenie muzeum jest dość małe ale jest w nim parę ciekawych rzeczy na których można oko zawiesić. Czasu trochę nam schodzi ale przy takich eksponatach to nie wypadało przejść ot tak. Po drodze do następnego punktu programu jeszcze focimy przy ciuchci na dworcu PKP.
Przejeżdżamy pod dworcem i docieramy do Muzeum produkcji zapałek. Również ciekawe miejsce warte polecenia. Na dzień dobry obejrzeliśmy krótki film dokumentalny o pożarze obiektu oraz proces produkcji, który potem mogliśmy to namacalnie doświadczyć na linii produkcyjnej, emerytowany główny mechanik, który przepracował tu kawał życia pokazał krok po kroku to co widzieliśmy na drugim filmie.
Na deser obejrzeliśmy różne kolekcjonerskie pudełka zapałek oraz figurki tworzone z jednej zapałki.
Po wyjściu z muzeum przywitało nas Słońce znaczy się pora brać się w drogę powrotną. Dziękujemy obsłudze muzeum za ciekawą prelekcję i w trasę. Jak się rozkręciliśmy pierwszy przystanek w Nieradzie. Kolejny punkt na naszej mapie, gdzie tanio i dobrze zjeść, a przy tym bezpiecznie rower pozostawić. Zamiast obiadku pizza i inne smakołyki wedle uważania. Posileni ruszamy dalej. W Rudniku odłącza od nas Prezes Oddziału, który jedzie do swoich znajomych, a wcześniej w Częstochowie Marcin odbił na Włoszczową. Łapiąc lotne górskie premie docieramy do Woźników, gdzie przy fontannie na Rynku, regenerujemy siły. Z asfaltu wbijamy się w las i wyjeżdżamy w Zendku, gdzie znów parę osób się odłącza i tak już w dziewięciu chłopa przez Zadzień, Przeczyce, Wojkowice Kościelne dociągamy na P4. Na Mariankach już się wszyscy żegnamy i każdy w swoją stronę.
Mi powrót jeszcze się wydłużył o 12 bonusowych km. Na Pogorii 3 wpadam na Mapetów: Wilego, Dydka i Karolinę. Wymieniamy się wrażeniami rowerowymi z dzisiejszego dnia robiąc 2 kółeczka wokoło zbiornika. Mały głód się odzywa, odprowadzamy Karolinę i już bez większych objazdów na Zagórze.
Myślę, że połączenie rowerowego dnia z pociągiem nie było złe. Przynajmniej, starczyło nam czasu na zwiedzanie miasta oraz spokojne rozłożenie sił na drogę powrotną.
Na koniec pełna galeria zdjęć ze strony klubowej
Pobudka 6:30 sprawdzam jeszcze pocztę, parę telefonów i ruszam pod PKZ, gdzie z połową grupy ustawiłem spotkanie przed wycieczką. Druga połowa z Prezesem Oddziału wsiadała w Sosnowcu. Jak to ja zawsze na styk przyjeżdżam wszyscy już są, przywitanie i jedziemy na dworzec kupić bilety.
W oczekiwaniu na pociąg tematy około rowerowe - głównie o naszym wypadzie nad morze, wreszcie szczekaczka pociąg zapowiada i kierunek Częstochowa. Ładujemy się do FLITRA (cichy, nowoczesny, ale mało przystosowany do przewozu większej ilości rowerzystów). W pociągu natrafiamy na parę piechuro-cyklistów z Krakowa, którzy jechali do Częstochowy , aby stamtąd pokonać Szlak Orlich Gniazd. Podróż na rozmowach minęła dość szybko. Na miejsce docieramy praktycznie o czasie.
Formalności organizacyjne: obecność, wstępny plan działania i ruszamy pod Katedrę Częstochowską. Jesteśmy jednymi z pierwszych, a z minuty na minutę na plac przed Katedrą przybywało rowerowych pielgrzymów z różnych części Polski - według formalnych danych to ok 930 cyklistów.
Przedstawienie grup i parę minut po jedenastej barwnym korowodem z eskortą niebieskich funkcjonariuszy zmierzamy na Szczyt Jasnogórski. Plany pielgrzymkowe się trochę poprzesuwały, więc trzymając się swojego plany dnia indywidualnie pojechaliśmy pod kaplicę Cudownego Obrazu i każdy udając się z własną intencją miał pare minut dla siebie.
Dalszy plan dnia do część dla ciała.
Z Jasnej Góry ruszamy na Stradom do Muzeum Kolejnictwa pierwszego obiektu jak przygotowałem na dzisiejszą wycieczkę.
Na taki budynek pomieszczenie muzeum jest dość małe ale jest w nim parę ciekawych rzeczy na których można oko zawiesić. Czasu trochę nam schodzi ale przy takich eksponatach to nie wypadało przejść ot tak. Po drodze do następnego punktu programu jeszcze focimy przy ciuchci na dworcu PKP.
Przejeżdżamy pod dworcem i docieramy do Muzeum produkcji zapałek. Również ciekawe miejsce warte polecenia. Na dzień dobry obejrzeliśmy krótki film dokumentalny o pożarze obiektu oraz proces produkcji, który potem mogliśmy to namacalnie doświadczyć na linii produkcyjnej, emerytowany główny mechanik, który przepracował tu kawał życia pokazał krok po kroku to co widzieliśmy na drugim filmie.
Na deser obejrzeliśmy różne kolekcjonerskie pudełka zapałek oraz figurki tworzone z jednej zapałki.
Po wyjściu z muzeum przywitało nas Słońce znaczy się pora brać się w drogę powrotną. Dziękujemy obsłudze muzeum za ciekawą prelekcję i w trasę. Jak się rozkręciliśmy pierwszy przystanek w Nieradzie. Kolejny punkt na naszej mapie, gdzie tanio i dobrze zjeść, a przy tym bezpiecznie rower pozostawić. Zamiast obiadku pizza i inne smakołyki wedle uważania. Posileni ruszamy dalej. W Rudniku odłącza od nas Prezes Oddziału, który jedzie do swoich znajomych, a wcześniej w Częstochowie Marcin odbił na Włoszczową. Łapiąc lotne górskie premie docieramy do Woźników, gdzie przy fontannie na Rynku, regenerujemy siły. Z asfaltu wbijamy się w las i wyjeżdżamy w Zendku, gdzie znów parę osób się odłącza i tak już w dziewięciu chłopa przez Zadzień, Przeczyce, Wojkowice Kościelne dociągamy na P4. Na Mariankach już się wszyscy żegnamy i każdy w swoją stronę.
Mi powrót jeszcze się wydłużył o 12 bonusowych km. Na Pogorii 3 wpadam na Mapetów: Wilego, Dydka i Karolinę. Wymieniamy się wrażeniami rowerowymi z dzisiejszego dnia robiąc 2 kółeczka wokoło zbiornika. Mały głód się odzywa, odprowadzamy Karolinę i już bez większych objazdów na Zagórze.
Myślę, że połączenie rowerowego dnia z pociągiem nie było złe. Przynajmniej, starczyło nam czasu na zwiedzanie miasta oraz spokojne rozłożenie sił na drogę powrotną.
Na koniec pełna galeria zdjęć ze strony klubowej