Ustawkowy dzień przygodowy
Wtorek, 3 lipca 2012
· Komentarze(1)
Kategoria rekreacja
Po dzisiejszym dniu dochodzę do wniosku, że jednak Zagórze to jakaś odmienna strefa klimatyczna.
Dzień miał być total rowerowy, a wyszło popołudnie. Rano już odpadł wypad rowerem do Jaworzna, z powodu fałszywego alarmu burzowego. Na Będzinie lało konkretnie, a u mnie ani kropli. Ważne dokumenty musiałem dostarczyć więc zapobiegawczo busem pojechałem. Opłaciło się bo powrót w doborowym towarzystwie. Załapałem się na podwózkę do center DG a za sterami driverka Malwina. Z center spacerek do domku, obiad i do Sosnowca, zaklepać nowego bika. Jutro premiera wówczas go odbiorę. Wracam na Corrateco do domku podkręcając tempo. Leje się ze mnie jak z fontanny. Patrzę na czas tel do Kariny jak z dzisiejszą ustawką. Jednak jest więc wlewam kolejne litry wody w organizm i w drogę pod Zamek w Będzinie. O dziwo nawet się nie spóźniłem co w moim przypadku jest rzadkością.
Nazbierało się nas 10 luda. Plan zakładał na Pogę i wyścigi na rowerkach wodnych. Wszyscy się doczłapali i ruszamy przez wały na P3. Człowiek z Cyklozą jednak ma zryty czajnik wiedząc i widząc, że burza nadciąga będzie cwańszy i jedzie jej na przeciw. Docieramy nad molo, i pod wypożyczalnie rowerków. Nawałnica coraz bliżej i nici z wodowania. Większość ekipy ustawkowej objeżdża zbiornik, a Ja z racji problemów z kolanem idę z dziewczynami zaklepać miejsca w knajpie na Podze. Z krótkiej przerwy zrobiła się dłuższa. Schowani pod dachem podziwiamy pokazy fleszów jakie matka natura nam przygotowała gadając na tematy około rowerowe. W końcu przestało padać przedostajemy się na Zieloną pod fontannę. Znów przerwa i pogaduchy. Nadeszła pora powrotu. Wiec ekipą robimy przeprawę przez błota na zielonej urządzając małe spa dla siebie i rowerów. I tak między domkami i wałami wracamy do Będzina. Kolega Marek jak dobrze pamiętam odbił na Gródków. Reszta dalej podążała odprowadzając się jeden po drugim i tak uciapciani błotkiem z bananami na twarzy uciekamy przed kolejną burzą. Na Syberce odłącza się Nekor, Wojtek, Karina i Marlena. Pod TSG żegnamy Hadzisa, a my z Limitem eskortujemy Edytkę pod same drzwi. W głowie niedosyt jazdy, ale perspektywa kolejnej burzy i fleszów jakoś mnie od tego odwiodła i przybrałem kurs na dom. Żegnamy się z Limitem na rozjeździe pod domem Edzi; On do siebie, a Ja przez Pogoń na Chemiczną, jak na złość nadziałem się na zamknięty szlaban i swoje trzeba było wystać. Parę razy jak pierdykło to zwątpiłem czy cały do domu dotrę. Szlabany w górę i gonię dalej przez Środulę na rondka, szczytem przez park - kolejna porcja błotka już mi nie zależało i tak cały w ciapki byłem, przez Orion na Centrum Zagórza. Ledwo rower schowałem i kolejna dawka deszczu spadła. Niestety Limit nie miał tego szczęścia i nadział się na chmurę moknąc doszczętnie.
Dzięki wszystkim za zabawne popołudnie.
Na odchodne zdjęcie dzisiejszej ekipy nad Pogorią bez Nekora, który stwierdził, że jest za pikny i robił zdjęcie.
Dzień miał być total rowerowy, a wyszło popołudnie. Rano już odpadł wypad rowerem do Jaworzna, z powodu fałszywego alarmu burzowego. Na Będzinie lało konkretnie, a u mnie ani kropli. Ważne dokumenty musiałem dostarczyć więc zapobiegawczo busem pojechałem. Opłaciło się bo powrót w doborowym towarzystwie. Załapałem się na podwózkę do center DG a za sterami driverka Malwina. Z center spacerek do domku, obiad i do Sosnowca, zaklepać nowego bika. Jutro premiera wówczas go odbiorę. Wracam na Corrateco do domku podkręcając tempo. Leje się ze mnie jak z fontanny. Patrzę na czas tel do Kariny jak z dzisiejszą ustawką. Jednak jest więc wlewam kolejne litry wody w organizm i w drogę pod Zamek w Będzinie. O dziwo nawet się nie spóźniłem co w moim przypadku jest rzadkością.
Nazbierało się nas 10 luda. Plan zakładał na Pogę i wyścigi na rowerkach wodnych. Wszyscy się doczłapali i ruszamy przez wały na P3. Człowiek z Cyklozą jednak ma zryty czajnik wiedząc i widząc, że burza nadciąga będzie cwańszy i jedzie jej na przeciw. Docieramy nad molo, i pod wypożyczalnie rowerków. Nawałnica coraz bliżej i nici z wodowania. Większość ekipy ustawkowej objeżdża zbiornik, a Ja z racji problemów z kolanem idę z dziewczynami zaklepać miejsca w knajpie na Podze. Z krótkiej przerwy zrobiła się dłuższa. Schowani pod dachem podziwiamy pokazy fleszów jakie matka natura nam przygotowała gadając na tematy około rowerowe. W końcu przestało padać przedostajemy się na Zieloną pod fontannę. Znów przerwa i pogaduchy. Nadeszła pora powrotu. Wiec ekipą robimy przeprawę przez błota na zielonej urządzając małe spa dla siebie i rowerów. I tak między domkami i wałami wracamy do Będzina. Kolega Marek jak dobrze pamiętam odbił na Gródków. Reszta dalej podążała odprowadzając się jeden po drugim i tak uciapciani błotkiem z bananami na twarzy uciekamy przed kolejną burzą. Na Syberce odłącza się Nekor, Wojtek, Karina i Marlena. Pod TSG żegnamy Hadzisa, a my z Limitem eskortujemy Edytkę pod same drzwi. W głowie niedosyt jazdy, ale perspektywa kolejnej burzy i fleszów jakoś mnie od tego odwiodła i przybrałem kurs na dom. Żegnamy się z Limitem na rozjeździe pod domem Edzi; On do siebie, a Ja przez Pogoń na Chemiczną, jak na złość nadziałem się na zamknięty szlaban i swoje trzeba było wystać. Parę razy jak pierdykło to zwątpiłem czy cały do domu dotrę. Szlabany w górę i gonię dalej przez Środulę na rondka, szczytem przez park - kolejna porcja błotka już mi nie zależało i tak cały w ciapki byłem, przez Orion na Centrum Zagórza. Ledwo rower schowałem i kolejna dawka deszczu spadła. Niestety Limit nie miał tego szczęścia i nadział się na chmurę moknąc doszczętnie.
Dzięki wszystkim za zabawne popołudnie.
Na odchodne zdjęcie dzisiejszej ekipy nad Pogorią bez Nekora, który stwierdził, że jest za pikny i robił zdjęcie.