Rajd Kadry - Szlakiem Warowni Jurajskich
Niedziela, 14 października 2018
· Komentarze(0)
Kategoria wycieczki
Skoro już wyszło, że dotarłem rowerem, hamulce sprawne, więc
żal nie wykorzystać tego. Co prawda myślałem dogonić ekipę w Chudowie, ale jak
otworzyłem mapkę doszedłem do wniosku, że trochę edukacji nie zaszkodzi i
postawiłem na przejazd Szlakiem Warowni Jurajskich aż do Skały, a potem się
zobaczy.
Po śniadanku, tak koło 10:00 żegnam się i ruszam na zaplanowaną marszrutę.
Na początek do Dłużca, gdzie wjeżdżam na szlak. Tam trochę błądzenia, bo przegapiłem skręt, gdzie szlak odbija. Szybko jednak wracam na właściwy tor. Hmm przebijając się do Wolbromia zastawiałem się, czy to nadal szlak, ale oznaczenia były to jechałem w zaparte. Co prawda pieszy, to nie nie ma co oczekiwać, że w 100% będzie przejezdny na rowerze. Punkt pośredni osiągam sprawnie. Trochę marudzenia na foto i podziwianie. W końcu taki zamysł miałem.
Następnie szlak biegł w kierunku wzgórza z Krzyżem Milenijnym w Porębie Górnej, skąd roztaczał się widok na Wolbrom, Pasmo wzgórz Smoleńskich i drogę prowadzącą w kierunku Miechowa. Wszystko to okraszone barwami jesieni.
Grzbietem przez pola docieram do Budzynia, skąd kolejnymi polami przebijam się do Glanowa. Sporo terenu. Podoba mi się . W samym Glanowie znajduje się Dworek, niestety za wysokim płotem plus teren prywatny. Oględzin nie będzie. Pora na eksplorację Doliny rzeki Dłubni. Wschodnia część Jury też jak widać jest bardzo akt akcyjna krajobrazowo.
Przemierzając Dolinę, kilkakrotnie przyszło brodzić przez Dłubnię, aby dojechać jak szlak prowadzi do Imbramowic, gdzie znajduje się Klasztor sióstr Norbertanek. Po zwiedzeniu obiektu kontynuuję jazdę przemierzając Dłubniański Park Krajobrazowy. Trochę wioskami, sporo lasami. Wreszcie osiągam punkt do którego chciałem dotrzeć – Pustelni św. Salomei na Grodzisku.
Analiza mapy. Dalej szlak biegnie środkiem OPN, tamtędy nie da rady. Z resztą od Doliny Będkowskiej do Rudawy szlak już mi znany to odpuszczam. Staczam się schodami w dół Doliny Prądnika. Z góry wygląda rewelacyjnie o tej porze roku. Na dole kociokwik – samochodów zatrzęsienie. Miałem zjechać na strawę w pobliżu Zamku w Ojcowie. Ale horda ludzi wokoło. Cały dzień w ciszy – no nic jadę dalej. Przebijam się na czerwony rowerowy Orlich Gniazd. Dawno nim nie kręciłem do Krowodzy. Podpinam się za za kilku cyklistów tracąc oznaczenie szlaku. W ostateczności wpadam na wojewódzką 794 i nią że przez Zielonki do Krakowa.
Godzina już podła, ale za wcześnie, aby posiłkować się pociągiem. Wpadam na 79 i długa na Jaworzno. Ile się dało to tnę ścieżką. Od Zabierzowa to już z nóżki na nóżkę przed siebie. W Krzeszowicach zapas energetyczny się kończy. Zjazd na Orlena. Duża kawa, mufiny, zapas izotonów, odziewam się cieplej. Dzień się chyli ku końcowi. Ciemność dopada mnie w Trzebieni. Stąd już kamieniem rzucić do domu. W Chrzanowie odkrywam nową dróżkę, aby ściąć centrum i dalej kontynuuję jazdę 79. Chwila moment i już w Jaworznie. Przy Galenie wpadam na bikobanę i nią do Osiedla Stałego. Tam się niestety kończy, ale i tak umiliła jazdę omijając Pechnik i Leopold.
Na Niwce spoglądam na czas i wychodzi mi, że z przerwą kawową osiągam bardzo dobry czas przelotu z Krakowa. 3,5 h wystarczyło w zupełności.
Spod Kościoła w Niwce już prosto na Zagórze. Niby tylko 130, ale przyjeżdżam mocno zmęczony, ale bardzo zadowolony z przebiegu weekendu.
Po śniadanku, tak koło 10:00 żegnam się i ruszam na zaplanowaną marszrutę.
Na początek do Dłużca, gdzie wjeżdżam na szlak. Tam trochę błądzenia, bo przegapiłem skręt, gdzie szlak odbija. Szybko jednak wracam na właściwy tor. Hmm przebijając się do Wolbromia zastawiałem się, czy to nadal szlak, ale oznaczenia były to jechałem w zaparte. Co prawda pieszy, to nie nie ma co oczekiwać, że w 100% będzie przejezdny na rowerze. Punkt pośredni osiągam sprawnie. Trochę marudzenia na foto i podziwianie. W końcu taki zamysł miałem.
Następnie szlak biegł w kierunku wzgórza z Krzyżem Milenijnym w Porębie Górnej, skąd roztaczał się widok na Wolbrom, Pasmo wzgórz Smoleńskich i drogę prowadzącą w kierunku Miechowa. Wszystko to okraszone barwami jesieni.
Grzbietem przez pola docieram do Budzynia, skąd kolejnymi polami przebijam się do Glanowa. Sporo terenu. Podoba mi się . W samym Glanowie znajduje się Dworek, niestety za wysokim płotem plus teren prywatny. Oględzin nie będzie. Pora na eksplorację Doliny rzeki Dłubni. Wschodnia część Jury też jak widać jest bardzo akt akcyjna krajobrazowo.
Przemierzając Dolinę, kilkakrotnie przyszło brodzić przez Dłubnię, aby dojechać jak szlak prowadzi do Imbramowic, gdzie znajduje się Klasztor sióstr Norbertanek. Po zwiedzeniu obiektu kontynuuję jazdę przemierzając Dłubniański Park Krajobrazowy. Trochę wioskami, sporo lasami. Wreszcie osiągam punkt do którego chciałem dotrzeć – Pustelni św. Salomei na Grodzisku.
Analiza mapy. Dalej szlak biegnie środkiem OPN, tamtędy nie da rady. Z resztą od Doliny Będkowskiej do Rudawy szlak już mi znany to odpuszczam. Staczam się schodami w dół Doliny Prądnika. Z góry wygląda rewelacyjnie o tej porze roku. Na dole kociokwik – samochodów zatrzęsienie. Miałem zjechać na strawę w pobliżu Zamku w Ojcowie. Ale horda ludzi wokoło. Cały dzień w ciszy – no nic jadę dalej. Przebijam się na czerwony rowerowy Orlich Gniazd. Dawno nim nie kręciłem do Krowodzy. Podpinam się za za kilku cyklistów tracąc oznaczenie szlaku. W ostateczności wpadam na wojewódzką 794 i nią że przez Zielonki do Krakowa.
Godzina już podła, ale za wcześnie, aby posiłkować się pociągiem. Wpadam na 79 i długa na Jaworzno. Ile się dało to tnę ścieżką. Od Zabierzowa to już z nóżki na nóżkę przed siebie. W Krzeszowicach zapas energetyczny się kończy. Zjazd na Orlena. Duża kawa, mufiny, zapas izotonów, odziewam się cieplej. Dzień się chyli ku końcowi. Ciemność dopada mnie w Trzebieni. Stąd już kamieniem rzucić do domu. W Chrzanowie odkrywam nową dróżkę, aby ściąć centrum i dalej kontynuuję jazdę 79. Chwila moment i już w Jaworznie. Przy Galenie wpadam na bikobanę i nią do Osiedla Stałego. Tam się niestety kończy, ale i tak umiliła jazdę omijając Pechnik i Leopold.
Na Niwce spoglądam na czas i wychodzi mi, że z przerwą kawową osiągam bardzo dobry czas przelotu z Krakowa. 3,5 h wystarczyło w zupełności.
Spod Kościoła w Niwce już prosto na Zagórze. Niby tylko 130, ale przyjeżdżam mocno zmęczony, ale bardzo zadowolony z przebiegu weekendu.