DPOD
Piątek, 6 kwietnia 2018
· Komentarze(0)
Kategoria praca
Poranek piątkowy mało obiecywał ładną pogodę, a tu po 14:00 miłe zaskoczenie. Mimo to nie mogłem sobie pozwolić na większe zawijasy. Wracając do domu na Mecu spotkałem Arka z którym się już z rok nie widziałem.
Od słowa do słowa i tak się skończyło, że zrobiłem sobie z nim spacerek na Kazimierz odprowadzając go do domu. Powrót urządziłem sobie dość błotnisty penetrując tereny zielone między S1, a działkami przy Alei Paderewskiego. Rower tak był umaraszony, że musiał dostać kompiel w największej kałuży jaką tam znalazłem. Niecka taka, że jak go w pionie postawiłem to do połowy był zanurzony. Potem już zjazd do domku i ostatni pakiet wiadomości przed jutrzejszym egzaminem.
Od słowa do słowa i tak się skończyło, że zrobiłem sobie z nim spacerek na Kazimierz odprowadzając go do domu. Powrót urządziłem sobie dość błotnisty penetrując tereny zielone między S1, a działkami przy Alei Paderewskiego. Rower tak był umaraszony, że musiał dostać kompiel w największej kałuży jaką tam znalazłem. Niecka taka, że jak go w pionie postawiłem to do połowy był zanurzony. Potem już zjazd do domku i ostatni pakiet wiadomości przed jutrzejszym egzaminem.