Rozruch 2 - Spontaniczna Jura

Wtorek, 16 sierpnia 2016 · Komentarze(0)
Kategoria wycieczki
opis przybędzie

EDIT:

Coś w tym roku ubogo z wypadami. Jak już wolne to nawał innych zajęć sprawia, że niestety rower musi iść na boczny tor i służy głównie do przemieszczania się. Wczoraj, aż głupio było nie wykorzystać dnia na rower, ale cóż zrobić zjazd rodzinny i nie da rady.
Za to dziś sobie odbiłem. Co jak co jeszcze dwa dni wolnego trzeba wykorzystać. Żonę oddelegowuję do pracy, a sam jeszcze czynię drobne porządki, aby doprowadzić mieszkanie do ładu. Takoż to zlatuje do 11:30. Wyciągam mapę i dumam gdzie tu jechać, gdzie to jeszcze mnie nie było. Takim to wywodem spoglądam na Lelów i myślę jaką to pętelkę tam zrobić. Plan naszkicowany, smaruję łańcuch i nim się oglądam już południe. Z Lelowem może być problem, ale się zobaczy. Spontan najwyżej się plan zmodyfikuje.

Rozkręcam się i sunę na DG. Wybieram głównie asfalty, by nadrobić trochę czasu. Przez Gołonóg lecę na Ząbkowice. Tam wpadam na wojewódzką 796 prowadzącą do Zawiercia. Dzień roboczy i ruch samochodów dość spory na tej drodze, nie lubię jej. Za Chruszczobrodem odbijam na luźniejszą drogę do Łaz. Pagórki się zaczynają. W Łazach postanawiam obejrzeć LOKOMOTYWĘ spoczywającą na bocznicy przy tutejszym dworcu PKP. Swoją drogą sam plac dworcowy też ładnie odrestaurowany. Znajduje się też tu lokalny punkt IT i PTTK. Niestety dziś zamknięty i pieczątki ozdobnej nie będzie. Punkt zwrotny Lelów coraz bardziej nierealny. A niech tam, jak nie teraz to innym razem. Ma być chillout nie gonitwa. Na mapie dostrzegam drogę asfaltową wzdłuż torów, która ma mnie doprowadzić pod dworzec w Zawierciu. Trochę się motam, aby na nią trafić. Co chwilę wypadam na drogę prowadzącą do Rokitna, a tam nie chcę jechać. Przy 3 próbie się udaje natrafić na chcianą drogę i kręcę sobie spokojnie mijając kilku piechurów i lokalnych rowerzystów i nieznaczną ilość samochodziarzy, a także zabytkową murowaną WIEŻĘ CIŚNIEŃ. Nim się obejrzałem - dotarłem do Dworca PKP w Zawierciu. Też odremontowanego od strony miasta nie widziałem. W holu głównym łapię pieczątkę w punkcie IT i zamieniam parę słówek z pracującą tam panią. 14:00 wybiła. Spoglądam na mapę, gdzie tu dalej uderzyć. Utrzymuję jednak kurs na Lelów i kręcę do Włodowic zobaczyć co tam za RUINY PAŁACU się znajdują. Po pokonaniu kolejnych mniejszych i większych wzniesień docieram do rynku we Włodowicach. Tu oprócz spędzenia kilku minut przy ruinach Pałacu z 2 poł. XVII w., oglądam wnętrze kościoła parafialnego pw. św. Bartłomieja. Czas biegnie nieubłaganie dalej. Jadąc dalej za drogą docieram do Rzędkowic. Przypomniałem sobie, że byłem tu z Maćkiem i Dominikiem na jednym z wypadów i są tu skałki. Pamięć nie zawiodła. Dotarłem do owego punktu. Po krótkiej przerwie docieram do Huciska i wpadam na oznakowanie czarnego szlaku rowerowego. Jest już po 15:00, nie ma co ciągnąć dalej. Wpadam na szlak i kręcę nim do ZAMKU w Bobolicach, zwiedzać dziś nie ma możliwości to kręcę do następnego, w sumie to ruin ZAMKU w Mirowie. Szybkie foto i zasiadam na popas w lokalnym zajeździe. Na ruszt wpada placek z gulaszem. Z zaciągniętej informacji dowiaduję się, że owe ruiny ma czekać ten sam los do w Bobolicach i ma być zrekonstruowany.  

Posilony postanawiam dalej kontynuować trasę, wzdłuż czarnego szlaku celem odtworzenia. Do Żarek przemieszczam się co prawda pieszym. Miła asfaltowa ścieżka (pieszo-rowerowa) biegnąca przez las i okoliczne pola. W Żarkach wypadam przy ZABYTKOWYCH STODOŁACH. Bez większych postojów za szlakiem ciągnę do Żarek Letnisko. Następnie przez większe i mniejsze wioski docieram do drogi 789, tuż na rogatkach Koziegłów. Chwila oddechu na rynku. Tu jestem na 18:00. Znaczy się dobrze, że nie goniłem dalej na północ.
Powoli zmęczenie i chłodniejszy wieczór dają się we znaki. Trzymam się szlaku i kręcę do Koziegłówek. Przed Pińczycami też mi coś orientacja w terenie szwankuje i gubię chwilowo szlak i muszę wspomóc się mapką. Wreszcie docieram do Siewierza, ale ten szlak tu kluczy po uliczkach i na Rynek docieram zupełnie z innej strony. Energetyczny zapas obiadowy na wyczerpaniu. Aplikuję sobie dodatkowo kebaba i dla kontrastu gałkę lodów jagodowych. Przelot koło ruin zamku i za szlakiem zmierzam do Wojkowic Kościelnych, by się wbić na P4. Myślałem, że będzie chłodno nad wodą, a tu na tyle jestem rozgrzany, że ten 8 km odcinek jedzie się dość płynnie. Przeskok przez tory na P3 i już przez miasto powrót na Sosnowieckie Zagórze.
Oj pyszczek się cieszy, że udało się gdzieś wyrwać, a i procenty z dnia poprzedniego odparowały.

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa amach

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]