Do Boronowa - czyli w odwiedziny do rodziny.
Teraz tylko gdzie - może Koszęcin, nie głupia opcja. Dodałem jeszcze do tego, że może o Boronów bym zahaczył i może by się jej rodzinkę odwiedziło. Jak to Martyna usłyszała, uśmiech na twarzy, haczyk połknięty, więc jedziemy razem robiąc niespodziankę cioci i wujkowi.
Poranek jeszcze taki niemrawy, ale ICM opiniował, że warunki do jazdy będą znośnie, wiec problemu z pogodą później nie było.
Bez gonitwy, śniadanie, pakowanie i kwadrans przed 11:00 startujemy. Nim się na dobre rozkręcamy, jeszcze pojazd na Shella i tankowanie powietrza do opon plus regulacja siodełek. Wsio gotowe no to w drogę.
Zjazd do Dąbrowy i przez Konopnickiej jedziemy na P3. Planowałem przeskoczyć na P4 przy kręgu grillowym, a tamtejszy skrót przez tory w dalszym ciągu rozkopany. No cóż nawrotka i jedziemy dalej bieżnią na Piekło. Stamtąd przez przejazd i za drogą do Antoniowa na krzyżówkę z Gierkówką. Przecinamy ów drogę i przez Ujejsce jedziemy do Wojkowic Kościelnych, by tam zaś przeciąć DK 86 i dotrzeć do Przeczyc. Korciło mnie zobaczyć, czy wreszcie mostek na Przemszy przy stawach rybnych zrobili, ale stwierdziłem, że nie będziemy nie potrzebnie ryzykować z ewentualnym zawróceniem się. Krótki pitstop przy zbiorniku tuż przy remontowanej tamie. Myślałem, że więcej tej wody upuszczą w trakcie robót, ale jakoś dużej różnicy poziomów nie dojrzałem.
Wracamy do drogi i śmigamy do Boguchwałowic. Przecinamy 78 i bocznymi wiejskimi dróżkami śmigamy do Zadzienia. Wpadamy w las i sprawdzonym już terenowym odcinkiem kręcimy do Brudzowic, chwilę asfaltem i dalej przez las do Winowna.
Powrót na asfalt i jadąc przez Cynków docieramy do Woźnik. Tutaj nieco dłuższy postój odpoczynkowo-popasowy. Pora śmigać dalej. Podjazd do Ligoty Woźnickiej i przecinając budowany fragment A1 (faza początkowa) docieramy do Lubszy, następnie Psary - te nieLimitowe i już wojewódzką 908 prosto do Boronowa - punktu zwrotnego naszej dzisiejszej wycieczki. Nim docieramy pod wskazany adres zatrzymujemy się przy drewnianym kościele w centrum miejscowości. Oczywiście zaglądam do środka robiąc fotkę wnętrza kościoła. Stojąc pod drzewem nagle dostrzegam niepokojącego owada na lewej nodze. Skurczybyk kleszcz się dorwał do mnie. Udaje mi się go dość szybko usunąć zanim się na dobre zakotwiczył.
Rzut okiem na mapkę i już prosto do wujków. Wpadamy na podwórko robiąc mega niespodziankę. Proponowali na weselu cobyśmy się do nich wybrali, ale chyba do końca nie sądzili, że na rowerach. Tym bardziej niespodzianka się udała. Na opowiadaniach zlatują między palcami ponad dwie godziny. 70 km w jedną stronę, a tu jeszcze do domu drugie tyle.
Pora się żegnać i chwilę przed 18:00 odpalamy i udajemy się w drogę powrotną. Wpadamy na 907 i udajemy się do Koszęcina. Docieramy pod siedzibę zespołu Śląsk. Długo tu nie gościmy. Jest to miejsce, żeby sobie na spokojne pozwiedzać i zostawiam to na inny raz. Dzień powoli, ale dobiega końca. Bez większych postojów przelatujemy przez Kalety i w Miotku wpadamy na najbardziej męczący odcinek drogi czyli wojewódzką 908 zmierzając do Miasteczka Śląskiego. Parę kilometrów, ale strasznie obleganą drogą przez TIR-y. Pobocza nie ma, więc musiałem na siłę blokować środek pasa, by cię nie staranowali przy wyprzedzaniu. Dopiero, jak z przeciw była większa luka, lub jakiś parking po naszej stronie to uciekałem do krawędzi. Tuż przed Miasteczkiem odbijamy na 912 z ulubionym zakazem wjazdu dla pojazdów +3,5 t.
W Żyglinie krótka przerwa na uzupełnienie płynów. Wreszcie docieramy do Parku w Świerklańcu. Trochę tu odnowionych obiektów od czasu jak byłem tu ze dwa lata do tyłu. Przejazd przez tamę w Kozłowej Górze, skąd na wiadukt nad A4, żeby wylecieć prosto przy upuście w Rogoźniku. Podjazd do Strzyżowic i od cmentarza na szczycie lecimy do Psar tych już Limitowych. Na zjeździe wylatuje mi pod rower ujadający kundel. Na tyle wredna bestia, że otrzymuje trepa na pysk i się dopiero odczepia. Opuszczamy 913 i wpadamy na Szkolną, którą to już prosto na Marianki przy P4. Chłodno się zrobiło, a moje prawe kolano zaczyna rwać. 10 km do domu. Przerzucam ciężar jazdy na lewą nogę. Nieśpiesznie już omijamy P3 i za drogą udajemy się na Zieloną, stamtąd pod Dworzec PKP, Centrum DG, szczytem przez Park Hallera i już prosto na Zagórze i parę minut po 22:00 dokujemy się na kwaterze.
Mimo kontuzji wypad na plus. Żonka pobiła o prawie dwie dyszki swój stary dzienny maksymalny dystans. Brawo TY.
Wyszło mniej więcej cosik takowego
Pitstop przy Ratuszu - Woźniki
Psary nielimitowe
Boronów - odhaczone
Koszęcin i przeciekający fortepian
Pałac Kawalera w Świerklańcu i paszczowo