Dookoła Woj. Śląskiego - dzień 6, Pawełki - Garnek
Jak zwykle start nam się opóźnia. W sumie dzisiaj to za sprawą smarowania napędów. Focimy bazę noclegową oraz sąsiadujący z nią drewniany mały kościółek po czym ruszamy w dalszą podróż wokół województwa.
Z Pawełków kręcimy do Sierakowa Śląskiego, który jest na liście PK. Po drodze w Ciasnej próbujemy się podbić w Urzędzie Gminy. Jednak nie wziąłem pod uwagę, że dziś już sobota. W Sierakowie tuż przy DK 11 łapię pieczątkę w jednym z lokalnych sklepów.
Łączymy się z Mariuszem jak tam mu droga idzie. A dwie lokomotywy Mario i Robredo od 5 rano już śmigają w naszym kierunku. Zmawiamy się w Przystajni, gdzie mamy kolejne PK. Jednak nam strasznie wiatr daje popalić, opóźniając przy tym drogę. Coś dziś nam ta jazda idzie od rana opornie. Nim się doturlaliśmy do Przystajni, chłopaki już dawno zdążyli ostygnąć. Ukręcając od rana już stówkę.
Drogi nam się krzyżują, my dalej na północ, a Mariusz z Robertem w dół. Miłe spotkanie na trasie przyszło zakończyć. Za to, że im się chciało otrzymują od nas mapę województwa. Chłopaki lecą na Dobrodzień, a stempel w sklepie na rynku i dalej z Limitem kręcimy swoje.
Rozkręcamy maszyny i lecimy na Starokrzepice. W tą stronę się jechało trochę lżej, bo wiatr mieliśmy zza pleców. Bardzo ładny mają kościół. Plebana przy sobocie też nie użyczę, kończy się na pieczątce w sklepie ogrodniczym. Pora na Parzymiechy brodatego.
W plebanii zamknięte, czyżby Limita się bali. Znów podbijamy się w sklepie i gonimy dalej. Stacja pośrednia Danków. Ruiny zamku o których mapa mówiła okazały się jedynie fragmentami murów obronnych na których obecnie znajduje się Sanktuarium Maryjne.
Kierujemy się do Popowa. Znów płaskie odcinki przyprawiają Limita o poziom mega irytacji. Do tego przez chwilę zaczyna na nas pokrapywać. 70 km zrobione rozglądamy się za lokalem pojeniowym. Natrafiamy na takowy w Zawadach. Restauracja Wczasowa, może i z zewnątrz i w środku wyglądała jak by się czas na PRL-u zatrzymał zaspokoiła nasze żołądki.
Z kolejnym zapasem energetycznym udajemy się do wsi Borowa. Tutaj nawet sklepu nie ma. Mają kościół, ale pleban gdzieś wybył i panie sprzątające odesłały nas do Sołtysa. Jak się okazuje całkiem niedawno ktoś na rowerach również u pana zagościł.
Z Borowej wzdłuż Jeziora Ostrowskiego udajemy się do kolejnej wsi Ostrowy. Tutaj znów sklep i gonimy do Mykanowa.
Już była szansa podbić się u Strażaków z OSP, ale Komendanta, akurat nie było, a on trzyma pieczęć jednostki. Padło znów na lokalny sklep. Uzupełniamy zapasy żywnościowe we wsiowym Lewiatanie i kierujemy się do kolejnego PK - Gminy Kruszyna.
Tutaj naszym oczom ukazał się masywny XVI - wieczny kościół, a za nim w remoncie Pałac Denhoffa. Udaje się trafić akurat na koniec mszy i mogłem zobaczyć budowlę sakralną od środka. Po zwiedzeniu udaję się na plebanię po pieczątkę parafialną. Chwilę porozmawialiśmy o historii kościoła.
Z Kruszyny to już prosto na Świętą Annę. Jedak na dziś nie osiągalne. Po raz kolejny uśmiecham się do Martynki o pomoc. Ciężko było, ale udaje się odnaleźć nocleg w gospodarstwie agroturystycznym w Garnku. Dzwonimy, jest miejsce, ale znów zapytanie czy nam nie będzie przeszkadzał hałas imprezy osiemnastkowej. Pytanie retoryczne, jedziemy.
Na noclegu zaś po zmroku. Ale stąd to już na spokojnie zdążymy całość objechać do końca.