Na Lotnisko - walka z króliczkami
Poniedziałek, 10 sierpnia 2020
· Komentarze(0)
Się zmobilizowałem i na popołudniowy okrąg się wybrałem. Za cel Lotnisko - a dlatego, że mnie dawno tam nie było.
Chwilę przed 17:00 odpalam Meridę i kierunek przez Piotrkowską na Będzin. Na Nerce odbijam na Łagiszę z wariantem przebicia się przez całą starą drogę "913" na Lotnisko.
Schody zaczynają się już za pokonaniem DK 86. Pierwsze wahadło, ale nawet udaje się sprawnie przemieścić się z innymi oczekującymi na zielone między jeszcze pracującymi pomarańczowymi.
Na wysokości tartaku konieczna była przenioska. Jedyny nieprzejezdny odcinek tej drogi. W Strzyżowicach krótka pauza w celu nabycia płynów.
Od tego momentu nie licząc zjazdu na Rogoźnik już praktycznie pierwsza warstwa asfaltu wylana. W Myszkowicach jeszcze trochę szutru i po około godzinie osiągam Pyrzowice.
Za S1 mija mnie pierwszy króliczek. Taki nie pozorny, a nie miałem dziwnie mocy aby go dogonić.
Wpadam na pętlę wokół Lotniska zaczynając od Zendka. Tuż przed Zadzieniem szoson podpuszcza do zwiększenia tempa. Ale moje 25 km/h wydaje się maksem jaki w tym momencie silnik wydoli. Pośpieszny uciekł, a tu zaś się napatoczył towarzysz na 29. No myślę sobie temu się nie dam. Udaje mi się odstawić go na chwilę ale w Boguchwałowicach jakoś mnie dziwnym trafem dogania.
Zamieniamy kilka zdań i każdy w swoją stronę.
Już nie szarpanym tempem przez Wojkowice docieram na bieżnię P4. Ludzi nawet nie za dużo, ale i tak znalazł się kolejny, który zmotywował mnie do ponownego podkręcenia obrotów. Zmagaliśmy się tak aż do mostu między 3 i 4. Opuszczam sparing partnera i czynię na wyrównanie oddechu 1,5 rundy po bieżni P3.
Mało było to i na powrocie zaraz za wyjechaniem z trójki siada mi na koło kolaż z córeczką w foteliku. Momentalnie mnie mija i odstawia. Zszokowany faktem siadam mu na ogonie i wspólnie w zabójczym dla mnie wyjątkowo dziś tempie docieramy na Zagórze. Dziękuje za podholowanie i zjeżdżam na kwadrat.
Oj dali mi popalić Ci przypadkowi koledzy po fachu. Dawno taki spocony nie byłem.
Chwilę przed 17:00 odpalam Meridę i kierunek przez Piotrkowską na Będzin. Na Nerce odbijam na Łagiszę z wariantem przebicia się przez całą starą drogę "913" na Lotnisko.
Schody zaczynają się już za pokonaniem DK 86. Pierwsze wahadło, ale nawet udaje się sprawnie przemieścić się z innymi oczekującymi na zielone między jeszcze pracującymi pomarańczowymi.
Na wysokości tartaku konieczna była przenioska. Jedyny nieprzejezdny odcinek tej drogi. W Strzyżowicach krótka pauza w celu nabycia płynów.
Od tego momentu nie licząc zjazdu na Rogoźnik już praktycznie pierwsza warstwa asfaltu wylana. W Myszkowicach jeszcze trochę szutru i po około godzinie osiągam Pyrzowice.
Za S1 mija mnie pierwszy króliczek. Taki nie pozorny, a nie miałem dziwnie mocy aby go dogonić.
Wpadam na pętlę wokół Lotniska zaczynając od Zendka. Tuż przed Zadzieniem szoson podpuszcza do zwiększenia tempa. Ale moje 25 km/h wydaje się maksem jaki w tym momencie silnik wydoli. Pośpieszny uciekł, a tu zaś się napatoczył towarzysz na 29. No myślę sobie temu się nie dam. Udaje mi się odstawić go na chwilę ale w Boguchwałowicach jakoś mnie dziwnym trafem dogania.
Zamieniamy kilka zdań i każdy w swoją stronę.
Już nie szarpanym tempem przez Wojkowice docieram na bieżnię P4. Ludzi nawet nie za dużo, ale i tak znalazł się kolejny, który zmotywował mnie do ponownego podkręcenia obrotów. Zmagaliśmy się tak aż do mostu między 3 i 4. Opuszczam sparing partnera i czynię na wyrównanie oddechu 1,5 rundy po bieżni P3.
Mało było to i na powrocie zaraz za wyjechaniem z trójki siada mi na koło kolaż z córeczką w foteliku. Momentalnie mnie mija i odstawia. Zszokowany faktem siadam mu na ogonie i wspólnie w zabójczym dla mnie wyjątkowo dziś tempie docieramy na Zagórze. Dziękuje za podholowanie i zjeżdżam na kwadrat.
Oj dali mi popalić Ci przypadkowi koledzy po fachu. Dawno taki spocony nie byłem.