11 ZMK - pana na starcie i licznik się naprawił
Na prośbę Hansa, zdecydowałem się poprowadzić 11 już Masę. Ekipa Cyklozy stawiła się prawie w komplecie, także białe wyszło na czoło. Nim jednak zaczęła się Masa, jak w roku ubiegłym do południa uczestniczyłem w uroczystościach trzeciomajowych ze Sztandarem PTTK.
Tuż przed startem trochę testowania rowerów miejskich, w tym i dwuosobówki. Z 15 minutowym opóźnieniem maszyna rusza. Trochę chaosu mimo moich informacji do tłumu, ale już za Aleją Zwycięstwa zapanowaliśmy nad tłumem tworząc szczelny biało-czerwony szpaler. Chyba Jedrula coś wykrakał, bo tuż przed basenem na Sielcu czuję, że rower dziwnie mi pływa.
Nie no kapeć.
Szybki zjazd i jeszcze szybsza wymiana dętki. Przyczyna kolec Akacji i to na asfalcie.
No to teraz dogonić czoło. Nim ich dorwałem to już dojechali do Blachnickiego. Przebiłem się przez tłumy i już na podjeździe pod Mec dołączyłem z powrotem do szeregu.
Po godzinie jazdy z różnymi reprymendami do uczestników docieramy na Syberkę do parku. Tam hotdogi i inne atrakcje.
Losowanie zakończone, na burzę się zanosi, więc na zaproszenie Hadzisa lądujemy w Domu Złego. Tam nas dopada ulewa, ale mimo to czas minął w miłej atmosferze.
Już po zmroku nawijka do domu, bo pora wracać codzienności. Jutro praca.
Co do licznika, chyba Słońce mocnej pogrzało i prędkościomierz wreszcie zaczął ukazywać cyfry.